Выбрать главу

Oblizałam wargi, starając się zadać swoje pytanie jak najgrzeczniej.

– To bardzo szczodra oferta, ale kiedy mówisz „kilku”, co dokładnie masz na myśli?

– Więcej niż dwóch; trzech lub więcej naraz.

Przez kilka sekund milczałam, bo znowu chciałam uzyskać więcej informacji, a nie chciałam być niegrzeczna.

– Nie rozumiem – wydukałam w końcu.

Zmarszczyła brwi.

– Jeśli czegoś nie rozumiesz, to po prostu o to zapytaj, Meredith.

– Dobrze – powiedziałam. – Kiedy mówisz: „trzech lub więcej naraz”, masz na myśli to, że mają być ze mną w łóżku trzej naraz czy że mam się z nimi spotykać w tym samym czasie?

– Możesz to interpretować, jak chcesz – odparła. – Możesz ich brać do łóżka pojedynczo albo wszystkich razem, o ile w ogóle będziesz chciała brać ich.

– Dlaczego musi ich być trzech lub więcej?

– Czy to takie okropne mieć do wyboru najpiękniejszych mężczyzn świata? Urodzić dziecko jednego z nich i przedłużyć naszą linię? Jak coś takiego może być okropne?

Spojrzałam na nią, próbując wyczytać coś z jej pięknej twarzy, ale mi się nie udało.

– Jestem jak najbardziej za tym, żebyś uwolniła strażników z celibatu, ale, najdroższa ciociu, nie sprawiaj, żebym to ja była ich jedyną drogą. Błagam cię. Będą się ze sobą gryźć jak wygłodniałe wilki, nie dlatego, że jestem taką wspaniałą nagrodą, ale dlatego, że będę lepsza niż nic.

– Dlatego nalegam, żebyś spała z więcej niż jednym. Musisz się przespać z większością z nich, zanim dokonasz wyboru. W ten sposób wszyscy będą mieli szansę. W innym wypadku – masz rację, będą się między sobą bić, aż wreszcie nikt nie zostanie na placu boju. Musisz sprawić, żeby wszystkie swoje siły włożyli w uwodzenie ciebie.

– Lubię seks i nie mam planów związanych z monogamią, ale są wśród strażników tacy, do których nie mogę się normalnie odezwać, a co dopiero uprawiać z nimi seks.

– Zostaniesz moją następczynią – powiedziała bardzo cichym głosem.

Popatrzyłam na jej niemożliwą do odczytania twarz. Nie wierzyłam w to, co usłyszałam.

– Możesz powtórzyć, moja królowo?

– Uczynię cię swoją następczynią – powiedziała.

Patrzyłam na nią.

– A co myśli o tym mój kuzyn Cel?

– To z was, które pierwsze da mi dziecko, odziedziczy mój tron. Czy to nie słodka nagroda?

Wstałam tak gwałtownie, że stołek przewrócił się na podłogę. Wpatrywałam się w nią przez chwilę. Nie bardzo wiedziałam, co powiedzieć, tak nierealne się to wszystko wydawało.

– Chciałam skromnie zauważyć, ciociu Andais, że jestem śmiertelna, a ty nie. Z pewnością przeżyjesz mnie o wieki. Nawet jeśli urodzę dziecko, nie zobaczę tronu.

– Abdykuję – powiedziała.

Teraz wiedziałam, że ze mną gra. To była jakaś gra. To musiała być jakaś gra.

– Powiedziałaś kiedyś mojemu ojcu, że bycie królową to całe twoje istnienie. Że kochasz to bardziej, niż kochałaś kogokolwiek czy cokolwiek na świecie.

– Masz dobrą pamięć do podsłuchanych rozmów.

– Zawsze mówiłaś przy mnie nieskrępowanie, jakbym była jednym z twoich psów. Omal mnie nie utopiłaś, kiedy miałam sześć lat. Teraz mówisz, że abdykujesz na moją rzecz. Co sprawiło, że zmieniłaś zdanie?

– Pamiętasz, co Essus odpowiedział mi tamtej nocy? – spytała.

Pokręciłam głową.

– Nie, moja królowo.

– Essus powiedział: „Nawet jeśli Merry nigdy nie zasiądzie na tronie, będzie bardziej królową niż Cel królem”.

– Uderzyłaś go wtedy – powiedziałam. – Nie wiedziałam dlaczego.

Andais skinęła głową.

– Właśnie dlatego.

– Więc nie jesteś zadowolona ze swojego syna.

– To moja sprawa – odparła.

– Jeśli pozwolę, żebyś uczyniła mnie pretendentką do tronu na równi z Celem, to będzie również moja sprawa. – Miałam w torebce spinkę do mankietów. Pomyślałam, czy ją pokazać, ale nie zrobiłam tego. Do Andais przez wieki nie docierało, jaki był Cel i do czego był zdolny. Na własną zgubę mówiło się królowej coś przeciwko Celowi. Poza tym spinka mogła należeć do któregoś ze strażników, chociaż nie bardzo wiedziałam, dlaczego którykolwiek z nich chciałby mojej śmierci.

– Czego chcesz, Meredith? Co mam ci dać, żebyś zrobiła to, o co cię proszę?

Proponowała mi tron. Barinthus byłby bardzo zadowolony. Czy ja byłam?

– Czy jesteś pewna, że dwór zaakceptuje mnie jako królową?

– Ogłoszę cię dzisiaj Księżniczką Ciała. Będą pod wrażeniem.

– Jeśli w to uwierzą – powiedziałam.

– Uwierzą, jeśli im każę.

Spojrzałam na nią, przyjrzałam się jej twarzy. Wierzyła w to, co mówiła. Andais przeceniała się. Ale taka całkowita arogancja była typowa dla sidhe.

– Wróć do domu, Meredith, nie należysz do świata ludzi.

– Jak często mi przypominałaś, ciociu, jestem po części człowiekiem.

– Trzy lata temu byłaś zadowolona, szczęśliwa. Nie zamierzałaś nas opuścić. – Usadowiła się na powrót na krześle, obserwując mnie, pozwalając, żebym nad nią stała. – Wiem, co zrobił Griffin.

Nasze oczy spotkały się na chwilę, ale nie mogłam wytrzymać jej spojrzenia. Nie było w nim litości. Był w nim chłód, jakby po prostu chciała zobaczyć moją reakcję, nic więcej.

– Naprawdę uważasz, że opuściłam dwór ze względu na Griffina? – Nie starałam się ukryć zdziwienia w głosie. Nie mogła naprawdę wierzyć, że opuściłam dwór z powodu złamanego serca.

– Wiele się mówiło o waszej ostatniej kłótni.

– Pamiętam to, najdroższa ciociu, ale nie dlatego opuściłam dwór. Zrobiłam to, bo nie przeżyłabym kolejnego pojedynku.

Zignorowała mnie. I wtedy uświadomiłam sobie, że nigdy nie uwierzy w najgorsze rzeczy o swoim synu, chyba że dostarczy się jej niezbite dowody. Nie mogłam dać jej takiego dowodu, a bez niego nie mogłam podzielić się z nią swoimi podejrzeniami, nie ryzykując życia.

Mówiła cały czas o Griffinie, jakby to był prawdziwy powód, dla którego odeszłam.

– Ale to Griffin rozpoczął kłótnię. Chciał wiedzieć, dlaczego nie ma dostępu do twojego łóżka i serca, jak wcześniej. Kiedyś ty ganiałaś za nim całymi nocami, a teraz to on ganiał za tobą. Jak ci się udało tak go odmienić?

– Odmówiłam mu dostępu do łoża. – Napotkałam jej wzrok, ale nie było w nim rozbawienia.

– I to wystarczyło, żeby ganiał za tobą jak kot z pęcherzem?

– Chyba wierzył, że mu przebaczę. Że przez chwilę będę się gniewać, ale potem przyjmę go z powrotem. Ostatniej nocy w końcu zrozumiał, że mówiłam poważnie.

– Co powiedziałaś? – spytała.

– Że po tej stronie grobu nigdy ze mną nie będzie.

Andais patrzyła na mnie nieustępliwie.

– Czy wciąż go kochasz?

Pokręciłam głową: – Nie.

– Ale żywisz w stosunku do niego jakieś uczucia. – To nie było pytanie.

Pokręciłam głową.

– Uczucia tak, ale niezbyt dobre.

– Jeśli wciąż chcesz Griffina, możesz go mieć przez kolejny rok. Jeśli po tym czasie nie zajdziesz w ciążę, poproszę, żebyś wybrała kogoś innego.

– Nie chcę już Griffina.

– Słyszę żal w twoim głosie, Meredith. Jesteś pewna, że go nie chcesz?

Westchnęłam i oparłam dłonie na blacie, patrząc na nie. Poczułam się zmęczona. Bardzo się starałam nie myśleć o Griffmie i o tym, że go dziś spotkam.