– Gdyby mógł czuć do mnie to, co ja czułam do niego, gdyby mógł być we mnie tak zakochany, jak ja byłam zakochana w nim, wtedy bym go chciała, ale on tego nie potrafi. Nie może być kimś innym, ja też nie potrafię. – Spojrzałam na nią ponad stolikiem.
– Możesz go włączyć do zmagań o swoje serce albo też go z nich wykluczyć. To twoja decyzja.
Skinęłam głową.
– Dziękuję, najdroższa ciociu.
Dlaczego brzmi to w twoich ustach jak najgorsza obraza?
– Nie miałam takiego zamiaru.
Machnęła ręką, żebym zamilkła.
– Nie musisz się starać, Meredith. Nie pozostało między nami wiele uczucia. Obie o tym wiemy. – Zmierzyła mnie wzrokiem od góry do dołu. – Twój strój jest do zaakceptowania, choć nie to bym wybrała.
Uśmiechnęłam się, ale nie było w tym radości.
– Gdybym wiedziała, że zostanę dziś nazwana następczynią, włożyłabym coś od Tommy’ego Hilfigera.
Roześmiała się i wstała z szelestem sukni.
– Możesz kupić całą szafę jego ubrań, jeśli chcesz. Mogą ci też coś uszyć dworscy krawcy.
– Nie trzeba – powiedziałam. – Ale dziękuję za propozycję.
– Jesteś niezależną istotą, Meredith. Nigdy tego w tobie nie lubiłam.
– Wiem.
– Gdyby Doyle powiedział ci w zachodnich krainach, co dla ciebie zaplanowałam, przybyłabyś dobrowolnie czy próbowałabyś uciec?
Wpatrzyłam się w nią.
– Masz zamiar ogłosić mnie następczynią tronu. Pozwalasz, żebym umawiała się ze Strażnikami. To nie jest los gorszy od śmierci, ciociu Andais. Czy jest może coś, czego mi jeszcze nie powiedziałaś?
– Podnieś stołek, Meredith. Zostawmy po sobie porządek, dobrze?
Ześlizgnęła się po kamiennych stopniach i poszła w kierunku małych drzwiczek w ścianie naprzeciwko.
Podniosłam stołek, ale nie spodobało mi się to, że nie odpowiedziała na moje pytanie. Było coś jeszcze.
Zawołałam do niej, zanim dotarła do drzwi.
– Ciociu Andais?
Odwróciła się.
– Tak, bratanico? – Miała lekko rozbawiony wyraz twarzy.
– Gdyby zaklęcie pożądania, które umieściłaś w samochodzie, zadziałało, i Galen, i ja kochalibyśmy się, czy zabiłabyś nas oboje?
Zamrugała, uśmiech zniknął z jej twarzy. – Zaklęcie pożądania? O czym ty mówisz?
Powiedziałam jej.
Pokręciła głową. – To nie było moje zaklęcie.
Podniosłam dłoń tak, że pierścień zabłysnął.
– Ale zaklęcie używało twojego pierścienia.
– Daję ci słowo, Meredith, nie podłożyłam żadnego zaklęcia w samochodzie. Po prostu zostawiłam pierścień dla ciebie, to wszystko.
– Sama to zrobiłaś czy komuś zleciłaś? – spytałam.
Nie patrzyła mi w oczy.
– Sama to zrobiłam. – Wiedziałam, że skłamała.
– Czy ktoś jeszcze wie, że masz zamiar zdjąć celibat ze strażników?
Pokręciła głową, jeden długi czarny kędziorek ześlizgnął się na jej ramię.
– Eamon, ale on umie trzymać język za zębami.
Skinęłam głową.
– Wiem. – Spojrzałyśmy na siebie i zauważyłam, że coś jej przyszło do głowy.
– Ktoś próbował cię zabić – powiedziała.
Skinęłam głową.
– Gdybym kochała się z Galenem mimo geasu, zabiłabyś mnie za to. Los Galena nie miał tu chyba znaczenia.
Złość pojawiła się na jej twarzy jak światło świeczki w szklance.
– Wiesz, kto to zrobił – stwierdziłam.
– Nie wiem, ale wiem, kto wiedział, że ogłoszę cię moją następczynią.
– Cel – powiedziałam.
– Musiałam go przygotować.
– Jasne.
– On tego nie zrobił – powiedziała i po raz pierwszy w jej głosie pojawiła się nutka protestu, jaką słyszy się w głosie matki, która broni swojego dziecka.
Spojrzałam na nią, a moja twarz nic nie wyrażała. To było najlepsze, co mogłam zrobić, bo znałam Cela: z pewnością nie miał zamiaru oddać swojego pierworództwa z powodu kaprysu matki – bez względu na to, czy była ona królową, czy nie.
– Co takiego zrobił Cel, że cię rozgniewał? – spytałam.
– Powiem ci, tak jak wyjaśniłam jemu: nie jestem na niego zła. – Ale było w jej głosie zbyt wiele protestu. Po raz pierwszy dzisiaj Andais się broniła. Podobało mi się to.
– Cel w to nie uwierzył, prawda?
– Zna moje motywy – powiedziała.
– Czy mogłabyś się nimi ze mną podzielić? – spytałam.
Uśmiechnęła się i był to jej pierwszy prawdziwy uśmiech tego wieczoru. Była niemalże zakłopotana. Pogroziła mi palcem w rękawiczce. – Nie, moje motywy są moje. Chcę, żebyś kogoś wybrała sobie na dziś do łóżka. Zabierz go do hotelu, nieważne kogo, ale ma się to stać tego wieczoru. – Uśmiech zniknął z jej twarzy. Znowu stała się jej królewską wysokością, nie do odczytania, zamkniętą w sobie, a zarazem całkowicie czytelną.
– Nigdy mnie nie rozumiałaś, ciociu.
– A co to niby ma znaczyć?
– To znaczy, najdroższa ciociu, że gdybyś darowała sobie ten ostatni rozkaz, prawdopodobnie kogoś bym wzięła dziś do łóżka. Ale jeśli mi rozkazujesz, czuję się jak królewska dziwka. Nie podoba mi się to.
Ułożyła spódnicę tak, że tren płynął za nią i podeszła do mnie. Kiedy szła, jej moc zaczęła się rozwijać, płynąć po pokoju jak niewidzialne iskry, które gryzły moją skórę. Podskoczyłam, ale potem stałam, pozwalając, żeby jej moc lizała moją skórę. Miałam noże, ale to było za mało, żebym wytrzymała jej magię. To moja nowa moc musiała sprawić, że jakoś się trzymałam.
Jej oczy zwęziły się, kiedy podeszła i stanęła przede mną. Ja stałam na podeście, więc nasze oczy były na tej samej wysokości. Jej magia zaczęła na mnie napierać, niczym ściana mocy. Musiałam wbić się w ziemię stopami, jakbym stała na wietrze. Małe palące ukąszenia zamieniły się w przeciągły ból – czułam się, jakbym była wewnątrz piekarnika, nie dotykając jego błyszczącej powierzchni, ale wiedząc, że wystarczy jeden mały ruch i moja skóra przypali się i zwęgli.
– Doyle wspominał, że twoja moc się zwiększyła, ale nie bardzo w to wierzyłam. Teraz jednak stoisz przede mną i muszę pogodzić się z tym, że w końcu jesteś prawdziwą sidhe. – Postawiła stopę na najniższym schodku. – Ale nigdy nie zapominaj, że to ja jestem królową, a nie ty. Bez względu na to, jaką moc będziesz miała, nigdy nie będziesz mogła równać się ze mną.
– Nie śmiałam myśleć inaczej, pani – powiedziałam. Mój głos nieznacznie drżał.
Jej magia dalej naciskała na mnie. Nie mogłam złapać tchu. Zamrugałam, jakbym patrzyła na słońce. Starałam się nie cofnąć.
– Pani, powiedz, co mam zrobić, a uczynię to. Nie chciałam cię zdenerwować.
Weszła na kolejny schodek i tym razem się cofnęłam. Nie chciałam, żeby mnie dotknęła.
– Samo to, że wytrzymujesz napór mojej mocy, jest dla mnie wystarczającym powodem do zdenerwowania.
– Jeśli mam uklęknąć, zrobię to. Powiedz, co mam zrobić, moja królowo, a to uczynię. – Nie chciałam z nią walczyć za pomocą magii. Przegrałabym. Wiedziałam o tym. Nie musiałam próbować.
– Spraw, żeby pierścień ożył na moim palcu, bratanico.
Nie wiedziałam, co na to odpowiedzieć. Wyciągnęłam w końcu dłoń. – Chcesz z powrotem pierścień?
– Bardziej niż przypuszczasz. Teraz jednak należy on do ciebie. Miej z niego dużo radości. – Ostatnie zdanie brzmiało jak przekleństwo, a nie błogosławieństwo.
Podeszłam do krawędzi stołu, trzymając się go, żeby nie upaść pod wzrastającą mocą jej magii.
– Czego ode mnie chcesz?
Nie odpowiedziała mi. Machnęła rękami w moim kierunku i jej moc uderzyła we mnie. Poleciałam do tyłu, uderzając plecami i głową o ścianę. Pociemniało mi przed oczami.