– Wszyscy mamy nadzieję, że wezwała cię do siebie, żebyś wybrała dla siebie przyszłego małżonka. Przypuszczam, że jeżeli pierścień nie rozpozna kogoś, wypada on z gry.
– Jesteś bliżej prawdy, niż myślisz – powiedziałam.
– Więc czy mogę? – spytał.
Starał się nie okazywać podniecenia, ale mu się to nie udało. Chyba nie mogłam go za to winić. Będzie tak teraz cały czas, jak tylko wieść się rozejdzie. Nie, będzie o wiele gorzej.
Skinęłam głową.
Zaczął podnosić moją dłoń do swoich ust.
– Wiesz, że nigdy nie skrzywdziłbym cię celowo, Merry. – Pocałował mnie w rękę, a jego usta musnęły pierścień. Ożył – tylko tego słowa można użyć. Zamigotał, a migotanie to rozeszło się na nasze ciała. Serce podeszło mi do gardła.
Rhys wciąż pochylał się nad moją dłonią, ale usłyszałam, jak wyszeptał: – Och, tak. – Podniósł głowę, jego wzrok był oszołomiony.
To była jak dotąd najsilniejsza reakcja, co mnie nieco zmartwiło. Czy siła reakcji świadczyła o męskości mężczyzny, czy było to coś w rodzaju liczenia plemników? Nie miałam nic przeciwko Rhysowi, ale jeśli miałabym z kimś spać tej nocy, to tym Kimś byłby Galen. Pierścień mógł sobie pulsować do usranej śmierci. To ja decydowałam, z kim będę spała. Dopóki moja najdroższa ciotunia nie wyśle do mnie swojego szpiega, oczywiście. Odsunęłam od siebie tę myśl – nie mogłam sobie z nią teraz poradzić. Wśród strażników byli tacy, których wolałabym zabić, niż pocałować – nie mówiąc już o czymś więcej.
Rhys oplótł palcami moje palce i raz jeszcze przycisnął dłoń do pierścienia. Tym razem doznanie było jeszcze silniejsze, sprawiając, że nieświadomie westchnęłam. Czułam, jakby coś głęboko w moim ciele było pieszczone. Coś, czego żadna ręka nie mogła dotykać – ale moc… moc mogła przecież przekraczać granice ciała.
– Och, podoba mi się to – stwierdził Rhys.
Wyszarpnęłam swoją rękę.
– Nie rób tego więcej.
– Było ci dobrze i wiesz o tym.
Spojrzałam na jego rozochoconą twarz i powiedziałam:
– Królowa chce nie tylko tego, żebym znalazła kolejnego narzeczonego. Chce, żebym przespała się z kilkoma spośród tych strażników, których pierścień rozpoznaje. To coś w rodzaju wyścigu, kto pierwszy da jej spadkobiercę królewskiej krwi – ja czy Cel.
Wpatrywał się w moją twarz, jakby chciał coś z niej wyczytać.
– Wiem, że nie żartowałabyś, ale to wydaje się zbyt dobre, żeby mogło być prawdziwe.
Lepiej się poczułam, wiedząc, że Rhys też temu nie dowierzał.
– Właśnie. Powiedziała mi, że celibat zostaje dla mnie zdjęty, ale nie mam na to świadków. Myślę, że była szczera, ale dopóki nie ogłosi tego publicznie, będę udawać, że seks ze strażnikami wciąż jest zabroniony.
Skinął głową.
– Czym jest kilka godzin czekania w porównaniu z tysiącem lat?
Podniosłam brwi.
– Nie mogę was wszystkich zaliczyć dzisiaj, więc może będzie tego czekania trochę więcej niż kilka godzin.
– Dopóki będę pierwszy w kolejce, nie ma to znaczenia. – Starał się, by zabrzmiało to jak żart, ale się nie roześmiałam.
– Obawiam się, że tak właśnie będą myśleli wszyscy. Was jest dwudziestu siedmiu, a ja – tylko jedna.
– Czy musisz spać ze wszystkimi?
– Tego nie powiedziała. Chce jednak, żebym spała z jej szpiegiem, bez względu na to, kim się on okaże.
– Nienawidzisz niektórych strażników, a oni ciebie. Nie może oczekiwać, że ich weźmiesz do łóżka. Na Pana i Panią, gdybyś z jednym z nich zaszła w ciążę… – Nie skończył tej myśli.
– Musiałabym wyjść za kogoś, kogo nienawidzę, a on stałby się królem.
Rhys zamrugał, biała opaska na oko odbijała światło, kiedy poruszał głową.
– Nie o tym myślałem. Mówiąc szczerze, miałem na myśli seks, ale masz rację – jeden z nas będzie królem.
Spojrzałam w górę na szarą płachtę pajęczyn. Były puste, ale…
– Czy powinniśmy tutaj rozmawiać?
Spojrzał na pajęczyny.
– Masz rację. – Podał mi ramię. – Pani, czy pozwolisz, bym zaprowadził cię na bankiet?
Wsunęłam rękę pod jego ramię.
– Z przyjemnością.
Poklepał mnie po ręce.
– Mam nadzieję, Merry, mam nadzieję.
Zaśmiałam się, a dźwięk odbił się od ścian korytarza, sprawiając, że pajęczyny zakołysały się. To było tak, jakby sufit przechodził wysoko, nad naszymi głowami w jakąś ogromną ciemność, którą tylko pajęczyny chowały przed naszym wzrokiem. Mój śmiech wybrzmiał, na długo zanim wyszliśmy spod pajęczyn.
– Dziękuję, że zrozumiałeś, dlaczego się boję, zamiast skupiać się na fakcie, że może niedługo skończy się kilkusetletni okres celibatu.
Przycisnął moją lewą dłoń do ust.
– Żyję tylko po to, by służyć pod tobą… albo nad tobą… albo jak tylko zechcesz.
Uderzyłam go w ramię.
– Przestań.
Wyszczerzył zęby.
– Rhys to nie jest imię żadnego znanego boga śmierci. W college’u przewertowałam dziesiątki książek i nigdzie cię nie znalazłam.
Nagle z napięciem zaczął się wpatrywać w zwężający się korytarz.
– Teraz mam na imię Rhys. Nieważne, kim byłem wcześniej.
– Oczywiście, że ważne – powiedziałam.
– Dlaczego? – spytał i nagle spoważniał.
Patrząc, jak błyszczy na biało w szarym świetle, nagle poczułam się zmęczona. Ale wpatrywał się we mnie z takim napięciem, że musiałam odpowiedzieć.
– Chcę tylko wiedzieć, z kim mam do czynienia.
– Znasz mnie przez całe swoje życie, Merry.
– Tym bardziej mi powiedz.
– Nie chcę mówić o dawnych czasach.
– A jeśli wzięłabym cię do łóżka? Czy wtedy wyjawiłbyś mi swoje sekrety?
Przypatrywał się mojej twarzy.
– Przekomarzasz się ze mną.
Dotknęłam tej części jego twarzy, która pokryta była bliznami, wędrując palcami od zgrubiałej skóry do miękkich ust.
– Wcale nie. Jesteś piękny. Jesteś moim przyjacielem od lat. Chroniłeś mnie, kiedy byłam młodsza. Kiepsko bym ci się odpłaciła, gdybym pozostawiła cię w celibacie, mogąc mu położyć kres. Poza tym od lat jedną z moich seksualnych fantazji jest przejechanie językiem po twoim umięśnionym brzuchu.
– Ciekawe, ja mam tę samą fantazję – powiedział. Wygiął brwi, kiepsko naśladując Groucho Marxa. – Może wpadniesz do mnie obejrzeć moje akwaforty?
Uśmiechnęłam się i pokręciłam głową. – Czy ty nie oglądasz żadnych kolorowych filmów?
– Niezbyt często. – Wyciągnął dłoń, a ja ją chwyciłam. Szliśmy korytarzem, trzymając się za ręce jak przyjaciele. Ze wszystkich strażników, których lubiłam, reakcji Rhysa na wiadomość o zniesieniu celibatu najbardziej się obawiałam. Ale zachowywał się jak dżentelmen. Po raz kolejny miałam dowód na to, że tak naprawdę nie rozumiałam mężczyzn.
Rozdział 29
Drzwi na końcu korytarza były dziś małe – wysokości człowieka. Czasami stawały się tak duże, że mógł przez nie przejść słoń. Były bladoszare ze złotymi framugami – bardzo w stylu Ludwika któregoś tam. Nie zapytałam Rhysa, czy królowa zmieniła wystrój. Kopiec, podobnie jak Czarny Powóz, sam się zmieniał.
Rhys otworzył eleganckie podwójne drzwi, ale nie weszliśmy do sali za nimi, ponieważ zatrzymał nas Mróz. Przebrał się w strój od królowej. Jego widok zmroził mnie. Myślę, że Rhys przystanął tylko dlatego, że ja się zatrzymałam.
Koszula Mroza była zupełnie prześwitująca, do tego stopnia, że nie byłam pewna, czy materiał jest biały, czy bezbarwny i to jego skóra nadaje mu biały kolor. Koszula ciasno opinała pierś, ale rękawy miały ogromne bufki z przezroczystego materiału aż do łokci, gdzie zostały ściągnięte szeroką srebrną taśmą, poniżej której rękawy były proste. Koszula była zszyta srebrną nitką, która błyszczała przy każdym szwie. Spodnie uszyto ze srebrnego atłasu – były to biodrówki tak nisko osadzone, że kości bioder było widać przez materiał koszuli. Gdyby włożył bieliznę, byłoby ją widać. Spodnie nie spadały tylko dlatego, że były niewiarygodnie obcisłe. Białe sznureczki nad krokiem, jak sznurki na plecach gorsetu, zastąpiły suwak.