Выбрать главу

– Co on na to?

– Ustąpił. Uzgodniliśmy, że spróbujemy krwi i ciała tego tutaj, żeby dzisiaj królowa nie miała z niego pożytku w łóżku. – Zmarszczyła brwi i skrzyżowała ramiona na piersi. – Nie wiem, dlaczego jest zazdrosny właśnie o niego.

– To nie od łóżka królowej próbował odsunąć Galena – powiedziałam.

Przekrzywiła głowę na jedną stronę, jej długie, cienkie jak pajęczyna włosy ułożyły się wokół. – Od czyjego w takim razie? Twojego?

Pomachałam jej pierścieniem.

– Otrzymałam rozkaz, żeby dziś spać ze strażnikiem.

– I tego właśnie byś wybrała?

Skinęłam.

Niceven uśmiechnęła się.

– Wobec tego Cel jest zazdrosny o ciebie.

– Nie w takim sensie, jak myślisz, królowo Niceven. Ubijmy interes – moja krew w zamian za wolność dla Galena.

Przez kilka chwil unosiła się blisko mojej twarzy, potem skinęła głową.

– Umowa stoi. Wyciągnij ramię, żebym miała gdzie wylądować.

– Najpierw uwolnij Galena.

– Niech będzie.

Odleciała do pozostałych krwawych motyli. Powiedziała im coś i natychmiast wzbiły się w powietrze, po czym poleciały w kierunku sufitu jasną kolorową chmarą. Blada, bladozielona skóra Galena była pokryta małymi czerwonymi rankami; wąskie strużki krwi zaczęły spływać po jego ciele, jakby ktoś niewidzialnym czerwonym piórem próbował połączyć kropki.

– Uwolnijcie go i zajmijcie się jego ranami – powiedziałam. Rhys i Mróz ruszyli, żeby spełnić moje polecenie. Tylko Doyle został blisko, jakby którejś z nas nie ufał, albo nam obu.

Wyciągnęłam do przodu rękę. Niceven wylądowała na moim przedramieniu. Była cięższa, niż się mogło wydawać, ale i tak lekka i dziwnie krucha, jakby jej małe gołe nóżki zrobione były z wysuszonych kości. Obiema rękami otoczyła mój palec wskazujący, potem zniżyła twarz, jakby miała mnie pocałować. Małe, ostre jak brzytwa ząbki wbiły się w mój palec. Ból był ostry i natychmiastowy. Jej mały języczek zaczął zlizywać krew skapującą na moją skórę. Owinęła się wokół mojej dłoni, tak że każdy cal jej małego ciałka dotykał mojej skóry. To był dziwnie zmysłowy ruch, jakby czerpała z tego nie tylko krew.

Reszta krwawych motyli unosiła się w powietrzu wokół mnie jak kolorowy wiatr, poruszając się delikatnie. Ich usta i maciupkie rączki były czerwone od krwi Galena. Niceven pieściła moją rękę swoimi dłońmi i gołymi stopami; jej małe kolano uderzało we wnętrze mojej dłoni.

Podniosła głowę i wzięła oddech.

– Jestem pełna krwi i ciała twojego kochanka. Nie dam rady wypić więcej. – Usiadła na mojej dłoni, jej głowa spoczęła na palcu. – Dużo bym dała za dłuższy poczęstunek któregoś dnia, księżniczko Meredith. Smakujesz magią i seksem. – Wstała i uniosła się z mojej dłoni, wolno machając skrzydełkami. Podleciała blisko mojej twarzy, patrząc na mnie bez słowa, jakby zobaczyła coś, czego ja nie widziałam, albo próbowała znaleźć coś, czego tam nie było. W końcu skinęła głową i powiedziała: – Do zobaczenia na bankiecie, księżniczko. – Wzleciała wyżej w powietrze, a jej towarzyszki podążyły za nią. Ogromne drzwi na końcu sali otworzyły się wolno, choć nikt ich nie dotknął, a kiedy już jasna chmura motyli zniknęła za nimi, równie powoli się zamknęły.

W sali rozległ się cichy dźwięk. Galen opierał się o ścianę, spodnie miał już podciągnięte, ale nie zapięte. Rhys przemywał małe ranki jakimś płynem, dopóki nagie ciało Galena nie zaczęło błyszczeć w świetle.

Spojrzał na mnie.

– Czy to prawda z tym celibatem?

– Tak – powiedziałam i przykucnęłam obok niego.

Uśmiechnął się, ale najwyraźniej sprawiło mu to ból.

– Nie będzie ze mnie pożytku tej nocy.

– Będą jeszcze inne noce – powiedziałam.

Uśmiechnął się szerzej, ale po chwili się skrzywił, bo Rhys zaczął przemywać resztę ran. – Dlaczego Celowi tak zależało na tym, żebyśmy nie spali dziś ze sobą?

– Zdaje się, że Cel uważa, że jeśli nie będę mogła spać z tobą, będę spała sama.

Galen spojrzał na mnie.

Nie czekałam na jego reakcję, bo bałam się, że możemy poczuć się jeszcze bardziej nieswojo.

– Nie wiem, czy słyszałeś, że jeśli nie będę się dziś kochać z kimś, kogo sobie wybiorę, jutro będę zabawiać dwór z tymi, których wybierze królowa.

– Musisz dzisiaj kogoś wybrać, Merry.

– Wiem. – Dotknęłam jego twarzy i okazało się, że jest zimna i zroszona potem. Stracił wiele krwi. Nic groźnego dla sidhe, ale będzie za słaby dzisiaj nie tylko na seks.

– Jeśli to jest twoja kara za nieposłuszeństwo, jaką karę otrzymał Barinthus?

– Nie może uczestniczyć w dzisiejszym bankiecie – powiedział Mróz.

Podniosłam brwi ze zdziwienia.

– Galen został wydany krwawym motylom, a Barinthus po prostu nie pójdzie na kolację?

– Cel boi się Barinthusa, nie boi się natomiast Galena – wyjaśnił Mróz.

– Jestem po prostu zbyt miły.

– Zgadza się – powiedział Mróz – jesteś.

– To miał być żart – zauważył Galen.

– Niestety – włączył się do rozmowy Doyle – nie był śmieszny.

– Nie każmy królowej czekać – powiedział Rhys. – Możesz iść?

– Postawcie mnie na nogi, a będę szedł. – Doyle i Mróz pomogli mu wstać.

Poruszał się powoli, jakby wszystko go bardzo bolało, ale kiedy dotarł do drzwi, szedł już o własnych siłach. Zdrowiał na naszych oczach, jego rany zasklepiały się. To było jak oglądanie od tyłu filmu o kwitnięciu kwiatów.

Oliwa przyspieszyła ten proces, ale głównie zawdzięczał to swemu ciału. Niesamowitemu ciału wojownika sidhe. W ciągu kilku najbliższych godzin rany powinny się zasklepić; za kilka dni nie będzie po nich śladu. Za kilka dni Galen i ja będziemy mogli w końcu ugasić żar naszych ciał. Na ten wieczór musiałam jednak wybrać kogoś innego. Popatrzyłam na pozostałych strażników, jakbym była ich właścicielką, jakbym wchodziła do kuchni, wiedząc, że na półkach stoją same przysmaki. Żaden z nich nie był losem gorszym od tortur. Pytanie brzmiało – który? Jak wybrać jeden spośród doskonałych kwiatów, jeśli w grę nie wchodzi miłość? Nie miałam pojęcia. Może powinnam rzucić monetą?

Rozdział 30

Drzwi z sali Fontanny Bólu prowadziły do dużego ciemnego holu. Światło było tu szarawe. Coś zachrzęściło pod stopami. Spojrzałam w dół i zobaczyłam liście. Pełno suchych liści. Popatrzyłam w górę i odkryłam, że gałęzie, które wiły się ponad naszymi głowami, były suche i bez życia. Liście na nich były zwinięte.

Dotknęłam rośliny przy drzwiach. Nie było w niej śladu życia.

– Róże są martwe – wyszeptałam do Doyle’a, jakby był to jakiś wielki sekret.

Skinął głową.

– Od lat umierały – zauważył Mróz.

– Umierały, ale nie były martwe.

Róże były ostatnią obroną dworu. Jeśli wrogowie wdarliby się aż tutaj, róże miały ożyć i ich zabić albo przynajmniej spróbować, dusząc lub kłując kolcami. Młodsze, dolne odrośla miały kolce jak inne pnące się róże, ale były schowane głęboko w gałęziach, które miały kolce wielkości małych sztyletów. Róże nie były tylko obroną, stanowiły też dowód na to, że kiedyś pod ziemią istniały magiczne ogrody. Podobno pierwsze umarły drzewa, potem zioła, a teraz, jako ostatnie, kwiaty.