– Musiałeś zabawiać się z niewłaściwymi sidhe. Moi wszyscy kochankowie – zniżyłam głos do ochrypłego szeptu i spojrzałam na niego przeciągle – byli utalentowani w tym względzie.
Kurag roześmiał się nisko i złośliwie.
Zachwiałam się lekko. Jakoś trzymałam się jeszcze na nogach, ale wkrótce będę musiała usiąść, żeby nie upaść.
– Moja kolej – powiedziałam.
Kurag uśmiechnął się jeszcze szerzej.
– Ssij mnie, słodka Merry, ssij mnie mocno.
Pokręciłabym głową, gdybym nie bała się, że stracę przytomność. – Nigdy się nie zmienisz, co? – spytałam.
– A niby czemu miałbym się zmieniać? Żadna kobieta, z którą spałem przez osiemset lat, nigdy nie odeszła nie zaspokojona.
– Tylko krwawiąca – powiedziałam.
Mrugnął oczami, a potem znów się roześmiał.
– Jeśli nie ma krwi, to po co to wszystko?
Próbowałam powstrzymać uśmiech, ale mi się nie udało.
– Przechwałki goblina, który jeszcze nie zaoferował swojej krwi.
Wyciągnął do mnie rękę. Krew płynęła czerwonym strumieniami. Rana, którą przysunął mi do twarzy, była głębsza, niż się wydawała – czerwona dziura jak trzecie usta.
– Twoja królowa chciała cię zabić – zauważyłam.
Spojrzał na ranę, wciąż się uśmiechając. – Owszem.
– Wydajesz się zadowolony – powiedziałam.
– A ty, księżniczko, wydajesz się opóźniać moment, w którym będziesz musiała umieścić swoje czyste usta na moim ciele.
– Krew sidhe bywa słodka – odezwał się Galen. – Krew goblinów jest zawsze gorzka. – To było stare powiedzenie sidhe. I do tego nieprawdziwe.
– Jeśli krew jest czerwona, smakuje mniej więcej tak samo – powiedziałam. Obniżyłam usta do otwartej rany. Nie mogłam objąć ustami ramienia Kuraga tak, jak on to zrobił z moim. Ale to musiało być coś więcej niż pocałunek. W przeciwnym razie obraziłabym go.
Przy tak głębokiej ranie trzeba zacząć powoli. Zaczęłam lizać skórę w pobliżu płytkiego końca rany długimi, pewnymi pociągnięciami języka. Żeby wypić dużo krwi, trzeba często przełykać. Trzeba też skoncentrować się na każdym zadaniu oddzielnie. Skoncentrowałam się na tym, jak szorstka była skóra wokół rany Kuraga. Zajęłam się nią przez chwilę. Nie musiałam tego robić, ale zbierałam się na odwagę przed zanurzeniem języka w ranie. Lubię trochę krwi i trochę bólu, ale ta rana była zbyt głęboka, świeża i duża.
Dwa razy polizałam jeszcze płytki koniec rany, a potem zamknęłam na niej swoje usta. Krew płynęła z niej tak szybko, że ledwo nadążałam z przełykaniem, oddychając przez nos. Było jej jednak zbyt dużo, żeby oddychać, zbyt dużo, żeby przełykać. Zwalczyłam pokusę, żeby zamknąć usta, i spróbowałam się skoncentrować na czymś innym, na czymkolwiek. Krawędzie rany były bardzo czyste i gładkie. Ten nóż musiał być bardzo ostry. Byłoby mi lżej, gdybym mogła przytrzymać się czegoś rękami. Ale nie mogłam. Musiałam coś zrobić.
Nagle moich palców dotknęła czyjaś ręka. Wyciągnęłam ręce za siebie i zostały one pochwycone przez czyjeś dłonie. Pomyślałam, że to Galen, z powodu gładkości grzbietu dłoni, ale wnętrze dłoni i palce były stwardniałe od miecza i tarczy – zbyt szorstkie jak na Galena. To były dłonie kogoś, kto walczył dłużej, niż Galen żył. Trzymały mnie mocno, odpowiadając na mój uścisk.
Moje usta pozostały na ramieniu Kuraga, ale skupiłam się na tych dłoniach i sile, z jaką mnie trzymały. Ręce trochę mnie bolały od tego uścisku, ale dokładnie tego potrzebowałam.
Odsunęłam się od rany z westchnieniem, w końcu byłam w stanie wziąć głęboki oddech. Chciałam zatamować upływ krwi, ale ręce pociągnęły moje ramiona w górę i znów westchnęłam. Wszystko w porządku. Nie zwymiotuję.
Dłonie zwolniły uścisk, trzymały mnie teraz lekko, ale tak, że mogłam się na nich oprzeć.
– Hmm – powiedział Kurag – dobra robota, Merry. Rzeczywiście jesteś córką swojego ojca.
– Cieszy mnie tak wysoka ocena z twoich ust, Kuragu. – Odsunęłam się i zachwiałam, opierając się na piersi osoby, która stała za mną. Wiedziałam, kto to, jeszcze zanim odwróciłam głowę. Doyle patrzył na mnie, kiedy opierałam się o jego ciało, wciąż trzymając mnie za ręce.
– Dziękuję – wyszeptałam do niego.
Skłonił lekko głowę. Nie zrobił żadnego ruchu, żeby mnie puścić, a i ja nie przestałam się o niego opierać. Bałam się, że gdybym zrobiła choć jeden krok lub puściła jego dłonie, upadłabym. A tak czułam się bezpieczna. Wiedziałam, że gdybym miała upaść, podtrzymałby mnie.
– Moja krew jest twoją krwią, a twoja moją, Kuragu – powiedziałam. – Przez najbliższy miesiąc jesteśmy krewnymi krwi.
Kurag skinął głową.
– Twoi wrogowie moimi wrogami. Twoi przyjaciele moimi przyjaciółmi. – Zbliżył się na krok, górując nade mną, a nawet nad Doyle’em. – Będziemy sprzymierzeńcami krwi przez miesiąc, pod warunkiem, że…
Popatrzyłam na niego w górę.
– Jak to: „pod warunkiem”? Rytuał został dopełniony.
Kurag podniósł troje oczu i spojrzał na Doyle’a.
– Twoja Ciemność wie, o co mi chodzi.
– On jest wciąż Ciemnością Królowej – sprostowałam.
Kurag spojrzał na mnie, a potem znowu na Doyle’a.
– To ciebie trzyma za ręce, a nie królową.
Zaczęłam się odsuwać od Doyle’a, ale on wzmocnił uścisk na moich dłoniach.
– Nie twój interes, za co mnie trzyma.
Kurag zmrużył oczy.
– Czy to on jest twoim nowym małżonkiem? Słyszałem plotki, że wracasz na dwór, żeby wybrać małżonka.
Owinęłam ręce Doyle’a wokół swojej talii.
– Nie mam małżonka. – Przywarłam mocniej do Doyle’a. Zesztywniał na chwilę, a potem poczułam, że jego ciało się rozluźnia. – Ale można powiedzieć, że się za nim rozglądam…
– To dobrze, to bardzo dobrze – powiedział Kurag.
Poczułam, jak ciało Doyle’a się napina, choć wątpiłam, czy ktokolwiek poza mną to zauważył. Czegoś tu nie rozumiałam.
– Nie masz małżonka, a to oznacza, że mogę jeszcze czegoś zażądać w zamian za zawarcie przymierza.
– Nie rób tego – ostrzegł go Doyle.
– Powołuję się na prawo ciała – powiedział Kurag.
– Oszukał cię – stwierdził Mróz. – Od początku nie miał zamiaru zawierać z tobą przymierza. Wie, kim są twoi wrogowie, i się ich boi.
– Nazywasz Kuraga, Króla Goblinów, tchórzem? – wycedził Kurag.
Mróz trzymał małego goblina pod ramieniem. Drugą rękę miał wolną, ale był bez broni.
Tak, jeśli powołujesz się na prawo ciała, to jesteś tchórzem.
– Co to jest prawo ciała? – spytałam. Chciałam odsunąć się od Doyle’a, ale jego ramiona zacisnęły się mocniej. Spojrzałam na niego. – Co się dzieje?
– Kurag próbuje ukryć swoje tchórzostwo, zasłaniając się bardzo starym rytuałem.
Kurag wyszczerzył zęby do nich obu. Nazwij kogokolwiek na którymkolwiek z dworów tchórzem, a może się to zakończyć pojedynkiem. Kurag był na to jednak zbyt rozsądny. – Nie boję się sidhe – powiedział. – Powołuję się na prawo ciała nie dlatego że chcę uniknąć jej wrogów, ale dlatego, że naprawdę chcę połączyć swoje ciało z jej.
– Masz małżonkę – powiedział Mróz. – Cudzołóstwo jest zbrodnią na dworach sidhe.
– Ale nie wśród goblinów – odrzekł Kurag. – Więc mój stan cywilny nie odgrywa tu żadnej roli.
Wyszarpnęłam się z objęć Doyle’a. Ruch był zbyt gwałtowny. Zachwiałam się i tylko dłoń Fflur na moim łokciu uratowała mnie przed upadkiem. – Opatrzę teraz twoje rany – powiedziała.