Выбрать главу

– Żyje… To niemożliwe… – wyszeptała Ewa.

Wciąż nie mogła pogodzić się z tym, że życie jest tak kruche; że w jednej chwili pełne ruchu i wdzięku stworzenie przemieniło się w nieruchomą pustą skorupę. “Więc TO tak wygląda”, pomyślała. Ale to nie wyglądało tak, skoro kot żył.

– Jak mu dasz na imię? – spytała. – “Ten, kto wyznacza imię, jest dawcą życia i ma wpływ na jego bieg” – bezwiednie zacytowała Księgę.

– Mia…? – spytała Myszka, a Ewa kiwnęła głową. Mia było imieniem równie dobrym jak każde inne. I łatwym do wypowiedzenia.

– Twój kot, twój wybór – powiedziała do córki.

– On daa… – oznajmiła Myszka. “Ona chyba myśli, że Adam dał jej kota”, zdziwiła się, ale nie chciała tego prostować.

*

Adam otworzył okno i wyrzucił tosta. Stracił apetyt. Nie chciał zrobić krzywdy temu zwierzęciu ani nikomu. Nie zauważył kota. Nawet gdyby po podłodze łaził nie kot, ale na przykład krokodyl, też by go nie zauważył.

– …bo nie chciałeś widzieć swojej córki – szepnął do siebie półgłosem. – I dlatego, że nie chciałeś jej widzieć, obecność kota cię zaskoczyła i zareagowałeś tak brutalnie. Przyznaj się…

Przyznał się. Nie chciał jej widzieć. Nie chciał okazywać, że ją dostrzega. Nie chciał, by odezwała się bezpośrednio do niego – jak do ojca. One obie weszły do kuchni tak niespodziewanie… Myślał, że dawno poszły już spać. Pazurki, wczepione znienacka w nogę, zadały mu ból, odruchowo chciał się go pozbyć…

“Mogłem go zabić. To cud, że go nie zabiłem. Ale ta wariatka nie musiała recytować Biblii!”, pomyślał ze złością.

Kot na szczęście żył. Kiedyś, gdy budował ten dom dla swojej rodziny, z nadzieją, że zapełni się dziećmi – pierwszym… drugim… może trzecim? – Adam planował, że będą w nim również zwierzęta. Zawsze uważał, że pełna, prawdziwa rodzina powinna składać się także z kota lub psa. Lub jednego i drugiego. W ich dużym domu zwierzęta miałyby dużo swobody – i były zaplanowane, jak zresztą wszystko. Wszystko poza Myszką.

Nagle powrócił do niego biblijny cytat, który Ewa wyrecytowała z jakąś dziwną, natchnioną interpretacją:

“I panujcie nad rybami morskimi i nad ptactwem niebieskim, i nad wszelkim zwierzem na ziemi…”

Czy Bóg rzeczywiście tak to zaplanował? Czy Bóg w ogóle planuje? Planowanie pasuje raczej do księgowego niż do Boga, pomyślał kpiąco. Bóg pewnie eksperymentuje. Albo wie.

– Boga nie ma – powiedział głośno i gniewnie ku otwartemu oknu. – Lecz jeśli jest, nie powinien oddawać zwierząt pod panowanie ludzi.

“A ludzie? Czy można oddać ludzi we władanie ludziom? Co w ogóle można im powierzyć, nie obawiając się, że zniszczą, popsują, skrzywdzą?”, zamyślił się.

Coraz częściej myślał o sprawach, które dawniej go nie interesowały lub którymi nie chciał się interesować.

“Głupieję z tego wszystkiego”, pomyślał z irytacją.

Znowu poczuł żaclass="underline" do Ewy, do siebie, lecz przede wszystkim do Myszki. Gdyby nie ona, ich życie mogło być piękne i szczęśliwe. Kochał porządek, nienawidził chaosu. ł

“Myszka to chaos”, pomyślał, przygotowując pościel do spania.

*

Kot, zwinięty w kłębek, mruczał w wielkim małżeńskim łożu, w którym spały matka i córka.

“On przyprowadził na ziemię zwierzęta i dał mi jedno z nich”, myślała Myszka, zasypiając. “Może nie chciał, bym się martwiła i zastanawiała, co teraz tam robi? I co z tego wyniknie, skoro nie posłuchał głosów z mojej głowy? Nie mógł posłuchać. Bo ich nie było, bo nie wiem, czego On chce”, myślała niecierpliwie, usiłując nie wiercić się, żeby nie budzić mamy. “Ale zechciał tchnąć w kota drugie życie. Stworzył go jeszcze raz, z martwego zakrwawionego futerka”.

– To było dobre – wymruczała cichutko, a ściany sypialni usłyszały dziwne, chrapliwe echo: “To…y…obe…” Ale czy będzie dobre to, co On nadal stwarza?

Kot mruczał, Ewa spała, a Myszce przypomniał się śpiewny, dziwnie bliski rytm słów, które mama wypowiedziała w kuchni, gdy myślała, że kot nie żyje.

“Kto ma panować nad rybami, ptactwem i wszelkim zwierzem na ziemi…?”, zapytała bezgłośnie samej siebie.

“Wiem, co On tam stwarza”, uprzytomniła sobie nagle, a potem zasnęła, zanim zdążyła się zaniepokoić, czy to będzie dobre.

Kot mruczał, przytulony do jej szyi.

I stał się wieczór, dzień szósty.

Dzień siódmy: ogród

“Tak dobrze się czuję, jakbym się na nowo narodziła. Całkiem jak ten kociak”, myślała Ewa, krzątając się rano po kuchni.

Była dziwnie świeża, wypoczęta i pogodna. Po raz pierwszy od wielu tygodni nuciła, przygotowując śniadanie sobie i Myszce. I kotu. Właśnie, przecież przybył nowy lokator. Był malutki, miał najwyżej dwa-trzy miesiące, więc wystarczy mu mleczna zupa, jak Myszce.

Z okna ujrzała biegnącego Adama. Ale nie biegł, jak zwykle, w stronę garażu, lecz gonił w kółko po trawniku. Jogging…?

“Rozpiera go energia, jak mnie”, pomyślała. Może on też czuje się dziś jak nowo narodzony? Może poranne wiadomości w radiu podały korzystny wskaźnik giełdowy? Kupił akcje, które właśnie poszły w górę?

Ewa nie oceniała Adama. Raczej mu współczuła. Wiedziała, że cierpi, że jest mu źle z Myszką i źle bez nich obu. Jej uczucia do Myszki były złożone, ale mocne. Uczucia Adama były skomplikowane, lecz nieokreślone.

“To on jest niepełnosprawny, nie Myszka”, pomyślała nie pierwszy raz. “Jest niepełnosprawny uczuciowo. Powinien wziąć ze mną rozwód i załatwić to raz na zawsze. Nie może tkwić w pułapce, którą sam sobie stworzył, odrzucając Myszkę i nie odchodząc”.

Patrzyła przez okno, jak biega. Wciąż był młody, miał dopiero czterdzieści pięć lat. Był silny, zdrowy, przystojny. I bogaty.

“Nie będzie miał problemu ze znalezieniem nowej żony”, stwierdziła z żalem.

Nie wiedziała, czy jeszcze go kocha. Zmuszona do dokonania wyboru pomiędzy nim a Myszką, wybrała córkę.

“Ona bardziej mnie potrzebuje”, potwierdziła w myślach swoją decyzję. “Może niektóre kobiety szukają kogoś, komu będą potrzebne, kto będzie ich brzydkim kaczątkiem? Może na tym polega odrębność kobiet?”

Adam biegał, zataczając niewielkie kręgi. Powietrze było rześkie, świeże, jakby w nocy spadł deszcz, a kwiaty z sąsiednich ogródków pachniały intensywnie.

“To mógłby być raj”, pomyślał. “Wystarczyłoby, żeby o ten dom bardziej zadbać, z zewnątrz i wewnątrz…”

Jeszcze dziewięć, dziesięć lat temu Adam chciał się odróżniać od sąsiadów. Jego dom miał być większy i piękniejszy, a rodzina niezwykła. Dziś marzył o przeciętności.

“Przeciętna rodzina i przeciętne, zwykłe dziecko, które nie bełkocze, nie ślini się, nie kapie mu z nosa, nie ma opuchniętych skośnych oczu ani IQ w okolicy 50 punktów. Wystarczyłoby, żeby miało 100, choć dziesięć lat temu uważałem, że niżej niż 140 to wstyd…”

Biegnąc, wpadł do domu i przemknął przez hol do łazienki. Odruchowo zwrócił uwagę, że Barbie z Kenem już nie leżą w kącie, na stałym miejscu. Zniknęli. Albo Myszka wzięła ich do sypialni, albo lalki zostały zniszczone i Ewa je wyrzuciła.

Gdy ubrany w garnitur wybiegł z gabinetu, zderzył się z Myszką, która zaspana, z półprzymkniętymi oczami, szła przez hol do kuchni. Koło jej nóg tańczył kociak.

“Niech się stanie coś takiego, aby ona zniknęła”, wypowiedział nieme zaklęcie.

– Ta! O! – powiedziała Myszka grubym głosem.

Wyminął ją i zniknął w wyjściowych drzwiach.

*

Myszka miała problem. Jadła mleczną zupę, jak zwykle zachlapując cały przód nocnej koszulki, a koło niej, na stole, siedział kociak i chłeptał z drugiego brzegu talerza. Ewa usiłowała zaprotestować, ale Myszka podniosła głos do wrzasku, więc ustąpiła. I teraz jedli razem: kociak i dziewczynka.

“Jeśli nie chcę, by jadali z tego samego talerza, muszę robić Myszce coś takiego do jedzenia, czego kot nie tknie”, pomyślała zdesperowana Ewa.

Tymczasem Myszka miała poważniejszy problem, a rozwiązywanie problemów przychodziło jej z trudnością. Problem wlatywał do głowy i wylatywał, gubiąc po drodze niektóre elementy. Powracał zmieniony lub ułomny.