Выбрать главу

Myszka nie wiedziała, czy może wyjść na strych razem z kotkiem, czy też kota ma zostawić na dole. Nie była pewna, czy można kota zostawić, czy nic mu się nie stanie. Nie wiedziała też, czy myśli o kocie i strychu, czy też o kocie i mamie. A w tle, gdzieś w pobliżu, biegał tata. Tata, który mógł na kota niechcący nadepnąć.

Problem znowu się zmienił, przybrał teraz postać biegającego taty. Gdzieś obok czaił się zagrożony kot. A potem znowu pojawił się strych. Gdy Myszce udało się wreszcie wrócić myślami do strychu, pojawił się problem Jego. I wtedy wszystko się rozwiązało.

“Skoro On stwarza koty, to pewnie je lubi”, pomyślała i już było jasne, że można iść na strych razem ze zwierzątkiem.

Jeszcze przez chwilę Myszka myślała nad tym, czy każdy tata tak biega lub czai się za drzwiami, obserwując dzieci, ale tego problemu nie umiała rozwiązać, gdyż nie znała innych ojców. Przypuszczała, że wszyscy są tacy sami. Biegają, śpieszą się, i stale trzeba do nich tęsknić i marzyć o chwili, gdy przystaną blisko, bliziutko i wezmą za rękę. Myszka nie wiedziała, czy taka chwila kiedyś nadejdzie.

*

Adam czuł się wyjątkowo dobrze. Jak nowo narodzony. I po raz pierwszy był gotowy na podjęcie decyzji: pora przeciąć nienormalną sytuację. Nie można zniszczyć sobie życia ze strachu przed tym, że ktoś powie, iż porzucił żonę z niedorozwiniętym dzieckiem. Nie był ani pierwszym, ani ostatnim, który to zrobi, jeśli zajdzie taka konieczność.

Genetyczne upośledzenie ze strony rodziny Ewy było oczywiste. Wskazywał na to przypadek alzheimera u jej babci. Teraz musiał się tylko upewnić, czy w jego rodzinie nie było przypadków dziedzicznych upośledzeń. To też trzeba wyjaśnić. Na wszelki wypadek. A w tym mogła mu pomóc tylko jedna osoba.

Adam wezwał sekretarkę.

– Przesyła pani czeki do domu “Piękna Jesień”? – upewnił się.

– Oczywiście.

– Czy podnieśliśmy wpłaty?

– Pan prezes regularnie wnosi obowiązkową opłatę, a dodatkowo, charytatywnie, wpłaca pan na fundusz pomocy starym ludziom i mamy odpis z podatku – wyjaśniła sekretarka.

– Bardzo dobrze – pochwalił ją. – A kiedy ostatnio pytała pani o jej zdrowie?

– Pytamy w każdy poniedziałek – odparła sekretarka.

– No i…?

– I nie jest źle. Tak mówią.

– Skleroza? A może alzheimer? – spytał, wstrzymując oddech.

– O niczym takim nie wiem. Chybaby powiedzieli? – zaniepokoiła się sekretarka. – Pan prezes nie dał dyspozycji.

– W porządku – przerwał.

Jasne, że by powiedzieli. Nie musiał dawać dyspozycji. Od razu zażądaliby jego przyjazdu. A nie zażądali jeszcze ani raz.

Zerknął na kalendarz, żeby znaleźć wolne dwa, trzy dni, o co nie było łatwo. “Niestety, bez wyjazdu się nie obejdzie”, pomyślał.

*

Za pierwszym razem kociaka trzeba było wynieść na strych, gdyż wchodzenie po schodach szło mu nieporadnie. Był mały i mógł spaść, a Myszka bała się siły swego uczucia. Wiedziała, że jeśli przytuli kota zbyt mocno, zrobi mu krzywdę. Miała świadomość, że nad tym nie panuje. Mama kupiła jej kiedyś świnkę morską i miłość Myszki do małego, brązowego stworzonka była tak ogromna, że jego życie – od chwili przyniesienia do domu – nie trwało dłużej niż trzy, cztery minuty. Płacz po śmierci świnki trwał o wiele dłużej, a potem przeszedł w rozdzierające wycie. Ewa musiała zamknąć wszystkie okna i nie pierwszy raz cieszyła się, że działka, na której stał ich dom, była cztery razy większa niż sąsiednie. (Kiedyś myślała, że to o wiele za dużo, niż potrzebują, i że Adam kupuje tyle ziemi tylko po to, by inni zazdrościli. Dziś była zadowolona, że nikt nie zagląda im w okna).

Ewa uczyła Myszkę, by okazywała miłość mniej gwałtownie. Kupowała pluszowe zwierzaki, i w tym przypadku nauka nie sprawiała dziewczynce najmniejszej trudności. Kot jednak był żywy. W dodatku Myszka wiedziała, że nie dostała go od mamy. Kot był od Niego. Otrzymał też dwa życia. Myszka nie miała prawa pozbawić go tego daru z nadmiaru uczucia. On by się gniewał i być może już by nie wpuścił jej na strych. Dlatego wchodzenie po schodach razem z kotem trwało długo. Dziewczynka popychała zwierzątko ze stopnia na stopień, nie biorąc go na ręce.

*

“A może tata kocha mnie tak bardzo, że boi się do mnie podejść, aby mi nie zrobić krzywdy? Może obawia się, że objąłby mnie tak mocno, jak ja objęłam morską świnkę?”, pomyślała nagle Myszka, wchodząc na strych. Ta myśl wiele wyjaśniała i była bardzo ważna. Myszka postanowiła ją zapamiętać.

Popołudnie było wyjątkowo piękne. Ewa nie położyła się z książką na kanapie. Wyniosła leżak, ustawiła go na trawniku i zapadła w półsenne marzenia. W swoim śnie-nieśnie widziała Adama, który podchodził wolno do córki i mówił:

– Myszka, daj rączkę… Pójdziemy na spacer.

Ona, Ewa, podawała córce drugą rękę i szli tak we troje aleją w parku. Obraz mienił się w słońcu wszystkimi barwami tęczy, jak happy endy w filmach, które lubiła oglądać. Ten sen-niesen byłby bardzo ważny, gdyby nie to, że Myszka była w nim normalną dziewczynką. Zawsze gdy Ewa śniła o córce, była ona taka jak inne dzieci. I wtedy tym boleśniej odczuwała przebudzenie.

Zasłony czerni rozpościerały się szybciej niż dotąd, a czerń była mniej czarna; wydawało się, że z każdą przybywa blasku i ciepła. Zaniepokojona Myszka wyczekiwała na to, co pokaże się za siódmą, ostatnią. Kot tulił się do niej i mruczał.

“Kot nie wie, co zobaczy. Ale jeśli to ujrzy, będzie już innym kotem”, pomyślała, drżąc z niecierpliwości.

Łagodna, miękka w dotyku pajęcza zasłona najpierw ją otuliła, potem odsunęła się. Ale nim to się stało, Myszka zamknęła oczy. Bała się patrzeć.

Poczuła na twarzy światło i ciepło. Światło było bardzo świetliste, a ciepło dawało energię i coś więcej: poczucie szczęścia. Myszka powoli otworzyła oczy.

“Ogród…! Prawdziwy Ogród”, pomyślała w zachwycie, gdyż to, co zobaczyła, w niczym nie przypominało wypielęgnowanych ogródków z ich osiedla; ba, nie przypominało nawet ogrodu botanicznego, gdzie mama raz ją zaprowadziła; było też niepodobne do eleganckiego parku w śródmieściu, gdzie chodziły czasem na spacer (rzadko, bo mama nie lubiła, by Myszka biegała za dziećmi, które uciekały przed nią równie szybko jak tata).

– Ooog… – powtórzyła głośno, postępując o mały krok naprzód, co wystarczyło, by znalazła się wewnątrz. I natychmiast zapomniała o kocie.

Ogród otoczył ją ze wszystkich stron, wydawał się nie mieć końca i tonął w słońcu, w różnych tonacjach cienia, w bujnej zieloności i zdumiewająco jaskrawych barwach kwiatów, w mnogości drzew i owoców, w aureoli fruwających motyli.

Ogród grał. Grał poszumem wysokich drzew i szelestem gęstych traw, delikatnym brzęczeniem tysięcy owadzich skrzydełek i harfianym dźwiękiem ptasich skrzydeł.

Ogród poruszał się. Trawa falowała na wietrze, gałęzie drzew wyciągały ku Myszce zielone palce, dżdżownice pełzały, a krety wyrzucały w górę kopczyki miękkiej, ciepłej ziemi; błyszczące żuki o twardych pancerzach wymijały majestatycznie nerwowe mrówki, a dojrzałe jabłka spadały z drzew i turlały się, nim znieruchomiały w zagłębieniach ziemi.

Ogród mówił. Mówił śpiewem ptaków, drżeniem liści, szmerem strumieni, ocieraniem się grzbietu jelenia o szorstki pień, rechotaniem żab, cykaniem świerszczy, rozstępowaniem się krzewów pod ciężarem łosia, cichym sykiem węża…

– Sssssssspójrz, jak pięknie – powiedział Wąż i dopiero teraz Myszka go spostrzegła.

Wąż oplatał dużą jabłoń swym wysmukłym, choć potężnym cielskiem. Podpełznął bliżej Myszki i z miękkim szelestem strącił na ziemię czerwone jabłko. Wąż był tak długi, że Myszka nie widziała jego końca. A może go nie miał? Miał za to prześliczną skórę: czarną, lśniącą od ozdobnych, kolorowych zygzaków, które naznaczały czerń, podkreślając jej połyskliwą głębię. Na widok wężów w telewizorze Myszka wzdrygała się i wiedziała, że nie podeszłaby do żadnego z nich. Tego Węża w ogóle się nie bała.

– Ssssssspójrz, jak pięknie – powtórzył, zwieszając wąski łeb tuż nad jej głową. Miał czarne paciorkowate oczy, ruchliwy rozdwojony język i drobne ząbki. Uśmiechał się, gdy do niej mówił, a może jedynie sprawiał wrażenie, że się uśmiecha, po to, by Myszka się nie bała? “Więc węże potrafią się śmiać?”, zdziwiła się.

– Pięknie, prawda? Sssssspójrz – powtórzył znowu, a ona jeszcze raz rozejrzała się po Ogrodzie i powoli odparła:

– Ta… ba… – Pomyślała chwilkę i dorzuciła ostrożnie: – Baaaa…

– Tak, za bardzo. Ogród jessst zbyt piękny. On częsssto przesssadza. Przesssadzanie to Jego ssspecjalność – zaśmiał się Wąż.