Выбрать главу

No więc, kiedy coś się zmieniło? Prowadzili dość samotne życie, ale przecież mieli siebie. I Maria się z tym zgodziła. Więc? Na pewno nie chodzi o dzieci, dzieci już by wyfrunęły z gniazda, też byliby już dwojgiem samotnych starzejących się ludzi… Po ślubie? Po ślubie określili swoje priorytety i trzymali się tego przez następne lata… A może. Może nie powinien się godzić na… Tak! Nigdy nie powinien był się zgodzić, żeby Maria była, tak jak chciała, Marią. W tym nie było czułości ani intymności, a przecież to właśnie chciał dać Marii. To się musi zmienić. Wszystko będzie inaczej. Ileż razy miał ochotę powiedzieć Marysiu, Marylko, Marysieńko, ale pamiętał jej ton „Jestem Maria, nie Mania, Marysia, Majka. Maria”. Jak mógł sobie na to pozwolić? To jej zdanie wpłynęło tak naprawdę na ich życie!

Wylał zimną kawę i przepłukał filiżankę. Sięgnął po ściereczkę, dokładnie wytarł i odstawił do szafki. Nawet przestał myśleć o jedzeniu.

Musi odpocząć.

Wszedł do sypialni.

Pod kocem, odwrócona do niego tyłem, leżała Maria. Serce podskoczyło mu w piersiach. Bał się, że zemdleje. Maria! Boże, ona nie żyje!

Przypadł do łóżka i chrapliwym szeptem zaczął żarliwie powtarzać:

– Boże, nie, Bożenie!

Maria poruszyła się i podniosła rękę do czoła.

– Zasnęłam? – zapytała, a jej głos rozniósł się po pokoju zapachem konwalii. Bogu niech będą dzięki!

Potem jej powie, jak się czuł, kiedy zobaczył, że nie czekała na niego. Teraz ma ważniejsze rzeczy na głowie. Serce uspokajało się. Zaczął mówić:

– Wszystko rozumiem, wszystko. Mario, to wszystko można zmienić. Zaczniemy od nowa. Przecież życie przed nami. I nie będę do ciebie mówił Mario, nie zgadzam się, będę do ciebie mówił tak, jak zawsze chciałem, a ty mi na to nie pozwoliłaś, tyle lat, tyle lat – szeptał do jej odwróconej głowy. – Marysiu, Marysieńko moja. Wszystko zmienimy. Będziesz najszczęśliwszą kobietą na ziemi. Tak cię kocham, Marysiu – powtarzał z lubością zdrobnienie jej imienia, którego nigdy nie miał odwagi wymówić.

Usłyszał łkanie i położył uspokajająco rękę na jej głowie. Był naprawdę wzruszony. Wszystko można zacząć od nowa. Niech płacze, niech sobie nareszcie przy nim popłacze.

Maria strąciła jego rękę.

Przez ułamek sekundy widział jej twarz. Ale musiało potrwać, zanim dotarło do niego, że Maria nie płacze. Maria się śmiała. I zanim zdążyła zakryć rękami twarz, błysnął mu obcy grymas jej ust.

Podanie o miłość…

Do Sądu Rejonowego Wydział Karny za pośrednictwem odwołuję się od decyzji nr rej. 1328/01 w sprawie wykroczenia ruchu drogowego. Dnia… 01 r. Straż Miejska wylegitymowała mnie za niewłaściwe parkowanie pojazdu marki. Mandat podpisałem krzyżykiem – taki mam rodzaj podpisu. Strażnik miejski powiedział, że sprawę wobec tego kieruje do Kolegium ds. Wykroczeń i widać słowa dotrzymał. Nie było moim zamiarem obrażenie kogokolwiek, a tym bardziej przedstawiciela władz lokalnych…

Podniosła oczy na mężczyznę. Uśmiechał się.

– To dowcip? – zapytała ostro.

Była w pracy i nie miała czasu na głupie dowcipy.

– Nie, proszę pani – odezwał się łagodnie, a oczy dalej mu się uśmiechały. – Załączam stosowne dokumenty, wzór podpisu z banku itd.

Zacisnęła prawą dłoń. Nie wierzyła ani jednemu słowu. Ale skoro ludziom się chce wyprawiać takie rzeczy… Była zła na siebie, że w ogóle się odezwała, że zapytała o cokolwiek. Ona nie była od myślenia. Była od przepisywania.

– Proszę usiąść i zaczekać.

Położyła ręce na klawiaturze i spod jej palców popłynęły słowa do sądu rejonowego w sprawie nr rej. 1328/01. Zleciła komputerowi „drukuj” i dopiero wtedy ponownie spojrzała na mężczyznę.

Był niski. Niewiele wyższy od niej. Gdyby włożyła buty na obcasach, nie mógłby się pokazać przy niej na ulicy. I miał ładne włosy. Gęste. Jakby mu je przeczesać ręką, tak jak robią na filmach – pewno nawet by nie poczuł przez tę gęstwinę. Ile czasu musi spędzać u fryzjera? Był dobrze ostrzyżony, nie za długo, nie za krótko. I miał ładne dłonie. Zauważyła od razu, jak tylko jej podał te swoje bazgroły. Fajne męskie dłonie, zadbane i silne.

Drukarka zrobiła pipipipip.

Czy doszczętnie zgłupiała, żeby tak myśleć? Widać ma za dużo czasu. I nie zapytała, w ilu kopiach. Co się z nią dzieje?

– W dwóch egzemplarzach, jeśli pani tak uprzejma. Pani tak uprzejma. Przecież od tego tu jest.

– Dwadzieścia złotych – powiedziała ugrzecznionym tonem.

To jest klient, a ona tu pracuje. Nie może o tym zapominać. Coś widać wisi w powietrzu, że zapomniała.

– Dziękuję pani. – Mężczyzna podniósł się i położył pieniądze przy komputerze.

– Rachunek?

– Nie, dziękuję pani.

Kiedy podawała mu kartki, ich dłonie zetknęły się na moment. Zdrętwiała, a on był już przy drzwiach.

Jego „do widzenia” pozostało bez odpowiedzi, drzwi się zamknęły. Dopiero wtedy zdała sobie sprawę, że wstrzymuje oddech. Wstała od komputera i miała wrażenie, że stoi nie na własnych nogach. Nigdy, przenigdy się jej to nie zdarzyło. Żeby w sposób tak fizyczny zareagować na obcego mężczyznę. Może to ta pogoda, na pewno spadło ciśnienie. Jest tak strasznie duszno. Od wczoraj niebo zaciągało się szarością, będzie deszcz.

Otworzyła okno i odetchnęła pełną piersią. Listopad – i tak ciepło! Patrzyła na ulicę bezmyślnie, choć było tyle pracy. Na jutro musi skończyć przepisywanie pracy magisterskiej, a on wychodzi z bramy, jest w nim coś przyciągającego wzrok, a przecież niscy mężczyźni nie są przystojni, i jeszcze dwa krótkie podania do spółdzielni mieszkaniowej. Boże, stanął i spojrzał w górę!

Odskoczyła od okna jak oparzona. Zobaczył ją czy nie? Jaki wstyd!

Siadła przy komputerze i zaczęła płynnie wystukiwać zdanie. Jakie szczęście, że kiedyś zrobiła kurs maszynopisania! Tu jej na pewno nikt nie będzie szukał. Może zacząć wszystko od początku.

Wnoszę o rozwód z winy mojego męża Ireneusza D. syna Józefa i Michaliny, który mimo że ze mną ożeniony od lat nie spełnia swoich obowiązków i nastąpił trwały i długi rozkład pożycia, na co dowody ja mam, Wysoki Sądzie, i przedstawię Wysokiemu Sądowi, bo to drań taki i obibok, chyba żeby Sąd mu powiedział, bo przecież dzieci mamy, może się on opamięta, Wysoki Sądzie…

Spojrzała na ekran i jeszcze raz przeczytała przedziwny pozew. Gołym okiem widać, że ta kobieta nie chce się rozwodzić! I sąd będzie miał ubaw po pachy razem z Ireneuszem D. I po licho wtrącać się do cudzego życia? Nie! Nie i jeszcze raz nie. To jest BIURO PRZEPISYWANIA NA MASZYNIE. Nic więcej.

Dlaczego kobiety nie mogą pogodzić się z tym, że przestają być kochane?