Выбрать главу

– Dlaczego?

– Bo kto z niskim ilorazem inteligencji może wielokrotnie odwiedzać młodą, ładną, niegłupia dziewczynę w jej domu? Tylko ogrodnik albo złota rączka. Ale ogrodnik odpada, bo ogrodnicy pracują w ogrodzie, w dodatku najczęściej dwójkami. Postawiłem na złotą rączkę. Faceta prześladowała pewnie jej młodość, uroda i pewnego dnia nie wytrzymał. Zaczął jej robić jakieś niezdarne awanse. A ją to żenowało, odrzuciła je, może nawet wyśmiała, Facetowi odbiło. Zgwałcił ją i zabił. Miał przy sobie swoje narzędzia, umiał się nimi posługiwać. Użył młotka.

Lamarr milczała. Tylko znów poczerwieniała, mimo naturalnej bladości.

– I ty to nazywasz tworzeniem portretu psychologicznego? Profilu? Przecież to tylko zdrowy rozsądek!

– Wybrałam bardzo łatwą sprawę – powiedziała cicho. Reacher się roześmiał.

– Ludzie, czy wam za to płacą? Uczycie się tego? Studiujecie?

Wjechali do New Jersey. Nawierzchnia szosy wyraźnie się poprawiła, rosnące wzdłuż niej rośliny były zdecydowanie lepiej utrzymane. Zawsze tak jest. Każdy stan wkłada wiele wysiłku w to, by pierwszy kilometr jego autostrady przekonywał cię, że wkraczasz do świata lepszego niż świat, który właśnie opuściłeś. Reacher zawsze się zastanawiał, dlaczego nie wkładają wysiłku w ostami? W ten sposób tęskniłbyś za światem, który opuszczasz.

– Musimy porozmawiać – powiedziała Lamarr.

– Więc rozmawiaj. Opowiedz mi o studiach.

– Nie będziemy rozmawiali o studiach.

– Dlaczego nie? Chętnie usłyszałbym o zajęciach z profilów psychologicznych. Zdałaś?

– Musimy porozmawiać o sprawie. Reacher uśmiechnął się.

– Skończyłaś studia, prawda? Lamarr skinęła głową.

– Tak. Uniwersytet stanowy Indiana.

– Specjalizacja w psychologii? Potrząsnęła głową.

– W takim razie co to było? Kryminologia?

– Architektura krajobrazu, jeśli już musisz wiedzieć. Zawodu nauczyła mnie Akademia FBI w Quantico.

– Architektura krajobrazu? Nic dziwnego, że Biuro rzuciło sią na ciebie bez wahania.

– To miało pewne znaczenie. Uczysz się widzieć całościowy obraz. I być cierpliwym.

– Oraz jak uprawiać roślinki. A to ma pewne znaczenie. Zajmuje czas, gdy kolejne gówniane profile prowadzą donikąd.

Lamarr umilkła.

– A powiedz mi, proszę, ilu cierpiących na irracjonalne fobie architektów krajobrazu spotyka się w Quantico? Ekspertów od bonsai z arachnofobią? Hodowców orchidei niedepczących szczelin między płytami chodnika, bo to przynosi pecha?

Lamarr stawała się coraz bledsza.

– Mam nadzieję, że jesteś z siebie bardzo dumny, Reacher – rzekła w końcu. – To prawdziwa sztuka stroić sobie żarty, kiedy giną kobiety.

Reacher się uspokoił. Wyjrzał za okno. Jechali szybko, nawierzchnia była wilgotna, na horyzoncie piętrzyły się ciemne chmury. Gonili uciekającą na południe burzę.

– Opowiedz mi o morderstwach – poprosił.

Lamarr zacisnęła dłonie na kierownicy i używając jej jako podpory, poprawiła się w siedzeniu.

– Znasz typologię ofiar. Bardzo charakterystyczna, prawda?

– Najwyraźniej – zgodził się, kiwając głową.

– Lokalizacja w sposób oczywisty przypadkowa. Sprawca tropi wybraną ofiarę, jedzie tam, gdzie musi pojechać. Na razie ofiary zabijano w ich domach. Te domy różnią się od siebie, to znaczy wszystkie są niewielkie, jednorodzinne, ale o różnym stopniu odosobnienia.

– Ładne, prawda?

Lamarr zerknęła na niego i Reacher się uśmiechnął.

– Armia dobrze im zapłaciła, rozumiesz? Odprawa. Nazywają to „unikaniem skandalu”. No więc te kobiety mają sporo gotówki, mogą osiąść gdzieś po paru latach włóczęgi, nic dziwnego, że kupują ładne domy.

Agentka skinęła głową.

– To się zgadza. I z dotychczasowych żaden nie leżał na uboczu.

– Zrozumiałe. Pragnęły być częścią społeczności. A mężowie? Rodziny?

– Callan była w separacji. Nie miała dzieci. Cooke miała przyjaciela. Nie miała dzieci. Stanley była samotniczką. Żadnych bliższych związków.

– Przyjrzeliście się mężowi Callan?

– Oczywiście. Gdy mamy do czynienia z morderstwem, zawsze najpierw sprawdzamy rodzinę, a gdy morderstwem zamężnej kobiety – męża. Ale on ma alibi, jest poza podejrzeniem. A potem zginęła Cooke, no i schemat stał się jasny. Wiemy już, że to nie mąż ani przyjaciel.

– Rzeczywiście, chyba nie.

– Teraz najważniejszym problemem jest dowiedzenie się, jak sprawca dostał się do środka. Nie było włamania. Wszedł jak do siebie.

– Sądzisz, że je przedtem obserwował? Lamarr wzruszyła ramionami.

– Trzy ofiary to nie tak dużo, więc ostrożnie wyciągam wnioski. Ale tak, moim zdaniem musiał je obserwować. Czekał, kiedy zostaną same. Jest sprawny, zorganizowany. Nie sądzę, by zostawił coś przypadkowi. Nie przeceniaj jednak obserwacji. Dla każdego szybko okazywało się oczywiste, że w ciągu dnia pozostają same.

– Jakieś dowody na to, że zastawiał pułapkę? Niedopałki papierosów albo stos puszek po coli pod pobliskim drzewem?

Lamarr potrząsnęła głową.

– Nie zostawia po sobie żadnych dowodów.

– Może sąsiedzi coś widzieli?

– Do tej pory nic.

– Wszystkie trzy zginęły w ciągu dnia?

– O różnych porach, ale tak, w godzinach dziennych.

– Żadna nie pracowała?

– Nie pracowała. Jak ty. Najwyraźniej niewielu was, odchodzących z armii, podejmuje pracę. Ciekawostka, którą zamierzam zapamiętać.

Reacher skinął głową. Po nawierzchni szosy płynęła woda, od burzy dzielił ich kilometr z kawałkiem.

– Dlaczego wy wszyscy nie pracujecie?

– My wszyscy? Jeśli o mnie chodzi dlatego, że nie potrafię jakoś znaleźć czegoś, co rzeczywiście chciałbym robić. Myślałem o architekturze krajobrazu, ale szukam wyzwania, a nie czegoś, czego nauczyłbym się raz-dwa.

Znów zapadła cisza. Przekroczyli ścianę deszczu. Lamarr włączyła wycieraczki i światła, zdjęła nogę z gazu.

– Będziesz mnie obrażał cały czas? – spytała.

– To, że pozwalam sobie na kpiny, to doprawdy drobiazg w porównaniu z groźbami wobec mojej przyjaciółki. By już nie wspomnieć o tym, jak radośnie kwalifikujesz mnie jako typ faceta, zdolnego zabić dwie kobiety.

– Nie wiem, czy odpowiadasz „tak”, czy „nie”.

– Odpowiadam „może”. Mam wrażenie, że przeprosiny mogłyby przechylić szalę na korzyść „nie”.

– Przeprosiny? Daj sobie spokój, Reacher. Upieram się przy swoim profilu. Jeśli to nie byłeś ty, to w każdym razie ktoś bardzo do ciebie podobny.

Niebo był czarne, deszcz lał jak z cebra. Poprzez ściekającą po przedniej szybie rzekę przedzierały się czerwone plamki błyskających przed nimi świateł stopu. Samochody zwalniały, ledwie pełzły przed siebie.

– O cholera! – Lamarr wyprostowała się i ostro wcisnęła hamulec.

– Zabawne, nie? – powiedział. – W tych warunkach ryzyko śmierci lub odniesienia obrażeń jest dziesięć tysięcy razy większe niż w podczas lotu samolotem.

Nie odpowiedziała. Wpatrywała się w lusterko wsteczne zaniepokojona, niepewna, czy jadący za nimi zareagują wystarczająco szybko. Przed nimi światła stopu ułożyły się w nieprzerwany łańcuch, ciągnący się jak okiem sięgnąć. Reacher znalazł przycisk, wcisnął go i oparcie siedzenia odchyliło się posłusznie. Przeciągnął się i ułożył wygodnie.

– Chyba się zdrzemnę – powiedział. – Obudź mnie, kiedy gdzieś dojedziemy.