Выбрать главу

– Ponieważ musimy rozumować wielotorowo – wyjaśnił. – Jeśli ten facet zabija kobiety z pewnej kategorii, musimy dowiedzieć się dlaczego. Nie może przecież być wściekły tak po prostu, na całą kategorię. Jedna z tych kobiet musiała wszystko zainicjować, być tą pierwszą. Potem przeniósł swój gniew od szczegółu do ogółu. Więc kim była? Siostra Lamarr dobrze nadaje się do tego, żeby od niej zacząć. Przeniosła się z jednostki do jednostki, a one bardzo się między sobą różniły. Jeśli patrzeć pod kątem profilu, sam ten fakt podwaja liczbę możliwych kontaktów.

Brzmiało to wystarczająco profesjonalnie, żeby Blake skinął głową.

– W porządku – powiedział. – Załatwimy to. Pojedziesz do niej jutro.

– Gdzie mieszka?

– W stanie Waszyngton – wyjaśniła Lamarr. – Zdaje się, że gdzieś pod Spokane.

– Zdaje się? To ty nie wiesz?

– Nigdy tam nie byłam. Akurat mam co robić, zamiast jeździć tam i z powrotem.

Reacher skinął głową. Spojrzał na Blake’a.

– Powinieneś pilnować tych kobiet – zauważył. Blake westchnął ciężko.

– Na litość boską, człowieku, pobaw się w arytmetykę. Osiemdziesiąt osiem kobiet i nie wiemy, która następna. Jeszcze siedemnaście dni, jeśli gość utrzyma cykl, trzech agentów na dobę… przecież to ponad sto tysięcy roboczogodzin, w przypadkowych lokalizacjach w całym kraju. Nie jesteśmy w stanie tego zrobić. Brak nam agentów. Oczywiście zawiadomiliśmy miejscowe posterunki policji, ale co oni mogą? Pod takim Spokane w stanie Waszyngton na przykład? Całe tamtejsze siły policyjne to pewnie jeden facet i jeden owczarek alzacki. Przypuszczam, ze radiowóz od czasu do czasu przejeżdża pod wskazanym domem, ale to mniej więcej wszystko, na co możemy liczyć.

– A przynajmniej je ostrzegłeś?

Blake potrząsnął głową. Wyglądał na zawstydzonego.

– Nie. Nie jesteśmy w stanie ich pilnować i nie możemy ich ostrzec. Bo i co im powiemy? Jesteście w niebezpieczeństwie, ale bardzo przepraszam, dziewczyny, musicie radzić sobie same? Tego się nie da zrobić.

– Musimy złapać faceta – wtrącił Poulton. – To jedyny pewny sposób, żeby pomóc kobietom.

Lamarr skinęła głową.

– On gdzieś tam jest – wtrąciła. – A my musimy go dopaść.

Reacher przyjrzał się im, każdemu po kolei. Troje psychologów. Każdy z nich wciska wszystkie właściwe guziki. Próbują zrobić z tego wyzwanie. Uśmiechnął się.

– Rozumiem, o co wam chodzi.

– W porządku – powiedziała Lamarr. – Więc jutro lecisz do Spokane. A ja tymczasem jeszcze trochę popracuję nad aktami. Przejrzysz je pojutrze. Będziesz miał to, co znalazłeś u Trenta, plus to, co zdobędziesz w Spokane, plus to, co już mamy. Liczymy, że już dojdziesz do jakichś wniosków.

Reacher znów się uśmiechnął.

– Cokolwiek sobie życzysz, Lamarr.

– No więc jedz i idź do łóżka – powiedział Blake. – Do Spokane jest kawał drogi. Harper będzie ci oczywiście towarzyszyć.

– W łóżku?

Blake znowu się zawstydził.

– Do Spokane, durniu. Reacher skinął głową.

– Jak sobie życzysz, Blake.

Problem w tym, że to było prawdziwe wyzwanie. Zamknięty w pokoju Reacher leżał samotnie na łóżku, wpatrując się w ślepe oko ukrytej kamery. Patrzył na nie, ale go nie widział. To, na co patrzył, rozpłynęło się w mgłę, co się często zdarzało. Zieloną mgłę, jakby cała Ameryka znikła, pokryta pastwiskami i lasami; znikły budynki, drogi, hałas, znikli ludzie, z wyjątkiem znajdującego się gdzieś, nie wiadomo gdzie, mężczyzny. Reacher przeszywał wzrokiem mgłę i ciszę, na sto kilometrów i na tysiąc, patrzył na północ i południe, na wschód i zachód, szukał wzrokiem ledwie dostrzegalnego cienia, czekał na nagły ruch. „On gdzieś tam jest. A my musimy go dopaść”. On gdzieś tam spacerował albo spał, albo planował, albo się przygotowywał, oczywiście pewien, że jest najcwańszym facetem na całym kontynencie.

Dobrze, zobaczymy – pomyślał Reacher. Przesunął się na łóżku. Powinien naprawdę zaangażować się w sprawę. A z drugiej strony może i nie? Należało podjąć poważną decyzję, ale nie musiał podejmować jej w tej chwili. Przewrócił się na bok, zaniknął oczy. Pomyśli o tym później. Podejmie decyzję jutro. Albo pojutrze. Kiedy mu się spodoba.

*

Decyzja została podjęta. Decyzja o cyklu. Cykl przechodził do historii. Pora odrobinę przyspieszyć bieg wypadków. Trzy tygodnie oczekiwania… teraz wydawało się to o wiele za długo. Tak to już bywa, wpadasz na pomysł, który w pewnym momencie zaczyna żyć własnym życiem. Przyglądasz mu się, rozważasz go, zaczyna ci się podobać, no i decyzja zapada, nim zdążysz ją podjąć, nie? Jak ci dżinn wyskoczy z lampy, to go do lampy nie wciśniesz, nie? A dżinn właśnie wyrwał się na wolność. Żyje na swobodzie, panoszy się i razem z nim panoszysz się ty.

12

Tego ranka nie odbyło się spotkanie przy śniadaniu. Ranek był zbyt wczesny. Harper otworzyła drzwi, nim Reacher zdołał się ubrać. Miał na sobie spodnie i usiłował zaprasować zmarszczki koszuli, przyciskając ją dłonią do materaca.

– Podobają mi się te blizny – powiedziała.

Zbliżyła się o krok, przyglądała jego brzuchowi z nieukrywanym zainteresowaniem.

– Skąd się wzięła ta? – spytała, wskazując ją palcem. Reacher spojrzał na swój brzuch. Po prawej stronie widać było ślad wielu założonych szwów, rysujący kształt nieregularnej gwiazdy. Rzucał się w oczy, biały i gniewny, tuż nad płaszczyzną mięśni.

– Matka mi to zrobiła – powiedział.

– Matka?

– Wychowywały mnie niedźwiedzie grizzly. Na Alasce. Harper tylko przewróciła oczami, po czym spojrzała na pierś po prawej stronie. Była tam dziura po kuli kalibru.38, dokładnie na wysokości mięśnia piersiowego. Wokół niej nie rosły włosy. Była to głęboka dziura. Mogłaby wsadzić w nią mały palec, aż do samego końca.

– Chirurgia rozpoznawcza – wyjaśnił. – Chcieli sprawdzić, czy mam serce.

– Coś szczęśliwy jesteś dzisiejszego ranka – zauważyła Harper.

Reacher skinął głową.

– Zawsze jestem szczęśliwy.

– Dodzwoniłeś się do Jodie? Potrząsnął głową.

– Od wczoraj nie próbowałem.

– Dlaczego nie?

– Bo to strata czasu. Jej tam nie ma.

– Boisz się o nią? Wzruszył ramionami.

– Jest dużą dziewczynką.

– Powiem ci, jeśli czegoś się dowiem. Skinął głową.

– Tak będzie lepiej dla ciebie – powiedział.

– Skąd one się wzięły, te blizny? Tylko powiedz prawdę. Reacher zapiął koszulę.

– Brzuch to odłamek bomby. A pierś? Ktoś mnie postrzelił.

– Dramatyczne przeżycia. Wyjął płaszcz z szafy.

– Nie, tak naprawdę to nie. Nie uważasz, że całkiem normalne? Dla żołnierza? Żołnierz próbujący unikać fizycznej przemocy to jak księgowy próbujący uniknąć dodawania.

– To dlatego nie obchodzą cię te kobiety? Reacher spojrzał na nią zdziwiony.

– Kto powiedział, że mnie nie obchodzą?

– Myślałam, że ta sprawa bardziej cię poruszy.

– Poruszenie niczego nam nie przyniesie.

– A co przyniesie? – spytała Harper po krótkiej chwili milczenia.

– Praca nad śladami, jak zwykle.

– Przecież nie ma żadnych śladów. On ich nie zostawia. Uśmiechnął się.

– Nie uważasz, że samo to jest śladem? Harper otworzyła drzwi kluczem od środka.

– To tylko takie przerzucanie się zagadkami.

Reacher wzruszył ramionami.

– Lepiej przerzucać się zagadkami niż gównem jak ci tam, na dole.

*