Выбрать главу

– I go załatwiłaś.

– No pewnie!

– Jak na to zareagował? Alison uśmiechnęła się.

– Przede wszystkim się zdziwił. Jestem pewna, że wielokrotnie przedtem próbował tych numerów i uchodziło mu to na sucho. Moim zdaniem zaskoczyło go, że zasady się zmieniły i właśnie na niego padło.

– Może być naszym facetem? Potrząsnęła głową.

– Nie. Ten, którego szukacie jest śmiertelnie niebezpieczny, prawda? Gascoigne taki nie był, to po prostu smutny, stary człowiek. Zmęczony, nieskuteczny. Julia powiedziała, że ten wasz wie, co robi. Nie widzę Gascoigne’a wykazującego tyle inicjatywy, jeśli wiesz, o czym mówię.

Reacher znów skinął głową.

– Jeśli jego profil przygotowany przez twoją siostrę jest prawidłowy, to mamy do czynienia z kimś z drugiej linii. Kryjącym się w tle.

– No właśnie – przytaknęła Alison. – Nie musi być związany z jakimś rzeczywistym incydentem. Może być po prostu obserwatorem, który stał się mścicielem.

– Jeśli profil Julii jest prawidłowy – powtórzył Reacher. Na chwilę zapadła cisza, a potem Alison powiedziała:

– No właśnie. Jeśli.

– Masz wątpliwości?

– Przecież wiesz, że tak. A ja wiem, że ty też je masz. Ponieważ oboje wiemy to samo.

Harper wyprostowała się w krześle.

– O czym mówicie?

Alison zastanawiała się przez chwilę.

– Po prostu nie potrafię wyobrazić sobie żołnierza pakującego się w takie kłopoty. Nie z tych powodów. To po prostu tak nie działa. Przecież armia zmienia zasady przez cały czas! Pięćdziesiąt lat temu, powiedzmy, można było pomiatać czarnymi, a potem już nie. Strzelanie do dzieci żółtków było w porządku, potem już nie. Było mnóstwo tego rodzaju rzeczy. Setki ludzi poszło do paki, jeden za drugim, każdy za jakieś nowo wynalezione wykroczenie. Truman zintegrował armię i nikt nie zaczął zabijać czarnych za to, że się skarżyli. To jakaś nowa reakcja. Nie rozumiem tego.

– Może mężczyzna przeciw kobiecie to coś bardziej fundamentalnego – wtrąciła Harper.

Alison skinęła głową.

– Całkiem możliwe. Nie wiem. Tylko że jak przyjrzeć się temu dokładniej, wychodzi na to, co powiedziała Julia. Grupa celów jest tak specyficzna, że to musi być żołnierz. Któż inny mógłby nas chociażby zidentyfikować? Ale to bardzo dziwny żołnierz. Jednego jestem cholernie pewna: takiego nigdy nie spotkałam.

– Naprawdę? – zdziwiła się Harper. – Zupełnie nikogo? Obyło się bez pogróżek, bez komentarzy? Kiedy to się działo?

– Bez czegokolwiek, co by cokolwiek znaczyło. Zwykłe gówno. W każdym razie niczego więcej nie pamiętam. Poleciałam nawet do Quantico, pozwoliłam się zahipnotyzować Julii, ale powiedziała mi, że nic z tego nie wyszło.

I znów zapadła cisza. Harper strzepnęła ze stołu wyimaginowane okruszki. Skinęła głową.

– W porządku. Zmarnowaliśmy trochę czasu. To wszystko.

– Bardzo mi przykro – powiedziała Alison.

– Nic się nigdy nie marnuje – zauważył Reacher. – Zaprzeczenia też bywają użyteczne. No i kawa była świetna.

– Napijesz się jeszcze?

– Nie, nie napije się – powiedziała Harper. – Musimy już wracać.

– W porządku. – Alison wstała. Wyszli razem z kuchni, przeszli korytarzem. Otworzyła drzwi.

– Nie otwieraj nikomu – powiedział Reacher.

– Nie mam zamiaru – odparła z uśmiechem.

– Mówiłem poważnie – zapewnił ją Reacher. – Wygląda na to, że czynnik siły nie występuje. Facet po prostu wchodzi jak do siebie. Może będzie to ktoś, kogo znasz. Albo może to zręczny oszust, który ma jakąś gotową, przekonującą wymówkę? Nie daj się nabrać.

– Nie mam zamiaru – powtórzyła Alison. – O mnie nie musicie się martwić. Zadzwońcie, jeśli będziecie czegokolwiek potrzebowali. Popołudnia będę spędzać w szpitalu tak długo, jak trzeba, ale każda inna pora jest dobra. Życzę szczęścia.

Reacher wyszedł za Harper przez drzwi frontowe na wysypaną łupkiem drogę dojazdową. Słyszał, jak drzwi się zamykają, usłyszał też donośny trzask zamka.

*

Facet z miejscowego biura zaoszczędził im dwóch godzin lotu, wskazując, że przecież mogą przeskoczyć do Chicago i tam przesiąść się na lot do Dystryktu Columbii. Harper pokombinowała z biletami i wyszło jej, że w ten sposób będzie drożej; pewnie dlatego w Quantico nie załatwiono im tego już w tę stronę. Samodzielnie podjęła decyzję, że autoryzuje dodatkowe wydatki teraz, a kłócić się będzie później. Reacher ją za to podziwiał. Podobała mu się jej niecierpliwość, a poza tym nie miał ochoty przesiedzieć kolejnych dwóch godzin w cessnie. No więc wysłali faceta z cessny samego w drogę powrotną na zachód i wsiedli do boeinga lecącego do Chicago. Tym razem nie mogli zmienić klasy, bo była tylko turystyczna. Siedzieli blisko siebie, bez przerwy dotykali się udami i łokciami.

– I co o tym sądzisz? – spytała Harper.

– Nie płacą mi za myślenie – odparł Reacher. – A w ogóle to do tej pory nikt mi nic nie zapłacił. Jestem konsultantem, więc zadaj pytanie, a ja ci na nie odpowiem.

– Zadałam. Spytałam, co o tym sądzisz. Reacher wzruszył ramionami.

– Sądzę, że grupa docelowa jest duża i że trzy osoby nie żyją. Pozostałych nie możecie pilnować, ale moim zdaniem, jeśli osiemdziesiąt osiem kobiet zrobi to, co Alison Lamarr, nic im się nie stanie.

Twoim zdaniem wystarczy zamknąć drzwi, żeby powstrzymać tego faceta?

– Sam wybiera modus operandi. Najwyraźniej niczego nie dotyka – Jeśli ofiara nie otworzy mu drzwi, to niby co ma zrobić?

– Może zmienić sposób działania.

– Iwtedy go złapiecie, ponieważ będzie zmuszony zostawić po sobie mocne dowody.

Odwrócił się, zapatrzył przez okno.

– I to wszystko? – zdziwiła się Harper. – Wystarczy, że powiemy tym kobietom, by zamykały drzwi? Reacher skinął głową.

– Owszem, sądzę, że powinniście je ostrzec.

– W ten sposób nie złapiemy sprawcy.

– Nie jesteście w stanie go złapać.

– Dlaczego?

– Przez to gówno z profilowaniem. Nie bierzecie pod uwagę, jaki jest cwany.

Harper potrząsnęła głową.

– Oczywiście, że bierzemy. Widziałam profil, a w nim napisane czarno na białym, że jest naprawdę sprytny. A portrety psychologiczne naprawdę działają, Reacher. Ci ludzie odnieśli kilka niesamowitych sukcesów.

– A niesamowitych klęsk?

– O co ci chodzi?

Reacher odwrócił się, spojrzał jej w oczy.

– Załóżmy, że znajduję się na miejscu Blake’a. W rzeczywistości jest to detektyw ogólnonarodowego wydziału zabójstw, prawda? Musi wiedzieć o wszystkim. Więc załóżmy, że nim jestem, że zawiadamiają mnie o każdym popełnionym w Ameryce morderstwie. I załóżmy jeszcze, że za każdym razem mówię: „Nasz podejrzany jest białym mężczyzną w wieku lat trzydziestu i pół, ma drewnianą nogę, rodzice się rozwiedli, jeździ niebieskim ferrari”. Za każdym razem. Prędzej czy później oczywiście trafię, na moją korzyść działa przecież rachunek prawdopodobieństwa. A jak trafię, będę krzyczał pod niebiosa: „Hej, widzicie, miałem rację!”. Jak długo siedzę cicho i nie przypominam, ile razy nie miałem racji, wyglądam całkiem nieźle, nie? Niesamowita dedukcja!