Выбрать главу

– Dlaczego przestałeś dzwonić? – spytała Jodie.

Reacher spojrzał na swoje dłonie spoczywające na polerowanym granitowym blacie jak brudne, obnażone korzenie małych drzew.

– Uznałem, że jesteś bezpieczna – powiedział. – Uznałem, że gdzieś się ukrywasz.

– Uznałeś – powtórzyła. – Uznałeś, ale nie wiedziałeś na pewno.

– Założyłem. Zająłem się Petrosjanem i założyłem, że ty zajmiesz się sobą. Uznałem, że znamy się wystarczająco dobrze, by móc przyjąć takie założenie.

– Jakbyśmy byli towarzyszami broni – powiedziała cicho Jodie. – Z tej samej jednostki, powiedzmy major i kapitan. Wykonujemy niebezpieczną misję i w pełni polegamy na sobie, wiemy, że każdy z nas wzorowo wykona swoją pracę.

Reacher skinął głową.

– Dokładnie tak.

– Ale ja nie jestem panią kapitan. Nie służę w jednostce. Jestem prawniczką. Nowojorską prawniczką, samotną, przestraszoną, wplątaną w coś, w co absolutnie nie chcę być wplątana.

Reacher znów skinął głową.

– Bardzo mi przykro – powiedział.

– A ty nie jesteś majorem. Już nie. Jesteś cywilem. Najwyższy czas, żebyś to wreszcie zrozumiał.

Reacher skinął głową w milczeniu.

– Bo to jest właśnie ten największy problem, nie uważasz? Oboje mamy ten sam problem. Przez ciebie wplątuję się w coś, w co nie chcę być wplątana, a ty przeze mnie wplątujesz się w coś, w co nie chcesz być wplątany. W cywilizowany świat: dom, samochód, zwykłe, normalne rzeczy…

Reacher nadal milczał.

– Najprawdopodobniej to ja popełniłam błąd – przyznała Jodie. – Chciałam tego, mój Boże, tak bardzo tego chciałam i teraz trudno byłoby mi przyznać, że może ty nie chcesz.

– Chcę ciebie – powiedział Reacher. Jodie skinęła głową.

– Wiem. I ja chcę ciebie. Wiesz o tym. Ale czy któreś z nas chce żyć życiem tego drugiego?

Stary demon włóczęgów przebudził się, poderwał, krzyczał w jego głowie, wrzeszczał jak kibic. „Powiedziała to! Powiedziała! Nazwała problem, problem został nazwany, problem istnieje! Masz szansę, więc ją wykorzystaj! No już! Natychmiast!”.

– Nie wiem – odparł Reacher.

– Musimy o tym porozmawiać.

Ale nie mieli już szansy rozmawiać, nie wtedy, bo odezwał się domofon, dzwonił tak natrętnie, jakby tam, na ulicy, ktoś oparł się na przycisku. Jodie wstała. Odblokowała zamek drzwi klatki schodowej, a potem przeszła do pokoju dziennego i tam czekała na gościa. Reacher nie ruszył się ze stołka przy granitowym blacie, przyglądał się iskierkom kwarcu przeświecającym między jego palcami. Czuł, jak zatrzymuje się winda, słyszał, jak otwierają się drzwi mieszkania, słyszał też szybkie, lekkie kroki w pokoju dziennym, a potem w kuchni pojawiła się Jodie, a obok niej stanęła Lisa Harper.

15

Harper nadal miała na sobie drugi garnitur, rozpuszczone włosy nadal opadały jej na plecy, ale tylko to upodabniało ją do dziewczyny, z którą pożegnał się na autostradzie. Leniwe, pewne ruchy długich rąk i nóg znikły, zastąpione swego rodzaju gorączkowym napięciem, oczy miała podkrążone, spojrzenie kogoś bardzo zmęczonego. Reacher uznał, że tak dalece wzburzona nie była nigdy i zapewne nigdy nie będzie.

– Co…? – spytał.

– Wszystko – powiedziała. – Istne szaleństwo.

– Gdzie?

– Spokane.

– Nie – powiedział Reacher.

– Tak. Alison Lamarr.

– O cholera! Harper skinęła głową.

– Właśnie. Cholera.

– Kiedy?

– Wczoraj za dnia. Przyspieszył. Zmienił długość przerwy. Powinien próbować za dwa tygodnie.

– Jak?

– Dokładnie tak, jak poprzednio. Szpital dzwonił, bo umarł jej ojciec, nie oddzwoniła, więc w końcu wezwali gliny, gliny pojechały na miejsce i znalazły ją. Martwą. W wannie pełnej farby. Dokładnie tak, jak poprzednie ofiary.

Zapadło milczenie. Długie milczenie.

– Ale jak, do diabła, udało mu się wejść do środka!?

Harper potrząsnęła głową.

– Wszedł jak do siebie.

– Własnym uszom nie wierzę, cholera!

– Odcięli to miejsce od świata. Będzie je badał zespół wprost z Quantico. – Niczego nie znajdą.

Znów zapadła cisza. Harper rozejrzała się po kuchni Jodie.

– Blake znów chce cię mieć na pokładzie – powiedziała. Podpisał się pod twoją teorią obiema rękami. Wierzy ci bez zastrzeżeń. Jedenaście kobiet, nie dziewięćdziesiąt jeden.

Reacher spojrzał wprost na nią.

– I co, twoim zdaniem, mam teraz powiedzieć? Lepiej późno niż wcale?

– Chce cię mieć na pokładzie – powtórzyła Harper. – Ta sprawa wymknęła się spod kontroli. Musimy pójść na skróty z armią. A on uznał, że zademonstrowałeś talent do chodzenia na skróty.

Nie powinna tego mówić. Wywołała niepotrzebne napięcie. Jodie odwróciła wzrok, patrzyła nie na nią, lecz na drzwi lodówki.

– Powinieneś z nią pójść, Reacher – powiedziała. Reacher milczał.

– Idź na skróty – dodała Jodie. – Rób to, w czym jesteś naprawdę dobry.

*

Poszedł. Na Broadwayu czekał już na nich zaparkowany przy krawężniku samochód. Firmowy, Biura, wypożyczony z jego nowojorskiego oddziału. Prowadził ten sam facet, który przywiózł go z Garrison, wtedy gdy trzymali mu pistolet przy głowie. Jeśli zdziwiła go ta zmiana podejścia, to nie dał tego po sobie poznać. Po prostu włączył czerwone światło i ruszył na zachód, do Newark.

Na lotnisku panował beznadziejny bałagan. Przecisnęli się przez tłum do stanowiska Continental. Quantico rezerwowało im miejsca właśnie w tej chwili, dosłownie na ich oczach, rzecz jasna w klasie turystycznej. Do wejścia musieli biec, byli ostatnimi pasażerami wpuszczonymi na pokład. W rękawie czekała na nich szefowa stewardes; ulokowała ich w pierwszej klasie. Stojąc dosłownie nad ich głowami, przez mikrofon powitała pasażerów lotu na Seattle-Tacoma.

– Seattle? – zdziwił się Reacher. – Myślałem, że naszym celem jest Quantico?

Harper wymacała za plecami sprzączkę pasów. Potrząsnęła głową.

– Najpierw miejsce zbrodni. Blake uznał, że to się może przydać, w końcu byliśmy tam zaledwie dwa dni temu. Porównamy stan bezpośrednio przed ze stanem bezpośrednio po. Uważa, że warto spróbować. Można chyba powiedzieć, że jest zdesperowany.

Reacher skinął głową.

– Jak to przyjęła Lamarr? Harper wzruszyła ramionami.

– Jakoś się trzyma, ale żyje w strasznym napięciu. Chce kontrolować dosłownie wszystko. Jednak nie dołączy do nas na miejscu. Nadal nie chce latać.

Samolot kołował już na stanowisko startowe, zataczając obszerne kręgi po pasie. Silniki wyły. W kabinie wyraźnie czuło się wibracje.

– Latanie jest w porządku – powiedział Reacher. Harper skinęła głową.

– Jasne. Gorzej ze spadaniem.

– Statystycznie to się prawie nie zdarza.

– Jak wygrana na loterii. Ale ktoś zawsze ma szczęście.

– Unikanie latania to cholerny problem. W dużym kraju jak nasz to jednak ogranicza człowieka. Zwłaszcza agenta federalnego. Dziwi mnie trochę, że jej pozwalają.

Harper znów wzruszyła ramionami.

– Wiedzą, że nie lata, więc po prosto obchodzą problem. Samolot zawrócił na pasie, zatrzymał się z wyczuwalnym wstrząsem. Stał na hamulcach. Silniki zawyły głośniej. Ruszył, początkowo leniwie, potem pędził coraz szybciej, wreszcie, niewyczuwalnie, wystartował. Ziemia pod nimi przekrzywiła się gwałtownie. Stuknęło chowające się podwozie.