– I?
– I lubię Ritę Scimecę… taką, jaką ją pamiętam. Nie chciałbym, żeby coś się jej stało.
Harper wyciągnęła głowę. Przyjrzała się odległym o półtora kilometra światłom samochodu.
– W takim razie nie zgub tego faceta.
– On nie jedzie, on leci – powiedział Reacher. – To nie jest nasz facet.
To nie był ich facet. Przy rozjeździe na granicy Ritzville pozostał na dziewięćdziesiątce, jadąc na zachód, w stronę Seattle. Reacher odbił na południe w drogę 395, prowadzącą wprost do Oregonu. Ona też była pusta, a w dodatku węższa i bardziej kręta, więc nieco zwolnił.
– Opowiedz mi o Ricie Scimece – poprosiła Harper. Trzymając na kierownicy obie dłonie, Reacher wzruszył ramionami.
– Była trochę jak Alison Lamarr. Nie wyglądała jak ona, ale roztaczały taką samą… atmosferę. Twarde, wysportowane, kompetentne. Z tego, co pamiętam, Rita przed niczym się nie cofała. Była podporucznikiem. Same sukcesy. Przez kurs oficerski przeszła jak burza.
Zamilkł. Wyobrażał sobie Ritę Scimecę, wyobraził sobie ją i Alison Lamarr, stojące ramię przy ramieniu. Lepszych kobiet armia nie miała.
– I tu natykamy się na kolejną zagadkę – powiedział. – Jak on je kontroluje?
– Kontroluje? – powtórzyła Harper. Reacher skinął głową.
– Przemyśl to sobie. Wchodzi do ich domu, a pół godziny później leżą martwe w wannie, nagie. Ani śladu przemocy, bałaganu, wszystko jest w największym porządku. Jak to osiąga?
– Trzyma je na muszce? Reacher potrząsnął głową.
– Niemożliwe z dwóch powodów. Jeśli korzysta z samolotów, to nie ma broni. Nie wejdziesz na pokład samolotu z bronią. Sama dobrze o tym wiesz. Podróżujesz bez broni.
– Jeśli korzysta z samolotu. Na razie to tylko przypuszczenie.
– W porządku. Myślałem o Ricie. To była naprawdę twarda babka. Została zgwałcona i pewnie dlatego znalazła się na liście tego faceta, że trzech mężczyzn poszło za to siedzieć. Ale tamtej nocy napadło ją pięciu ludzi. Tylko trzej gwałcili, bo czwartemu złamała biodro, a piątemu obie ręce. Innymi słowy: walczyła jak cholera.
– I co z tego?
– Czy Alison Lamarr nie zachowałaby się tak samo? Nawet gdyby facet miał broń, czy zachowywałaby się ulegle, pasywnie przez całe trzydzieści minut?
– Nie wiem – powiedziała Harper.
– Przecież ją widziałaś. Uważasz, że był z niej delikatny kwiatuszek? Nie, żołnierz. Przeszła trening piechociarza. Albo wściekłaby się i zaczęła walczyć, albo czekała na okazję i zaatakowała faceta w sprzyjającej chwili. Najwyraźniej nie zaatakowała. Dlaczego?
– Nie wiem – powtórzyła.
– Ja też – przyznał Reacher.
– Musimy znaleźć tego faceta. Potrząsnął głową.
– Nie znajdziecie go.
– Dlaczego nie?
– Dlatego że to cholerne gówno z profilami psychologicznymi zaślepia was do tego stopnia, że całkowicie mylicie się co do motywu.
Harper obróciła się do okna, zapatrzyła w przemykającą za szybą ciemność.
– Masz zamiar jakoś to wyjaśnić?
– Dopiero wtedy, kiedy Blake i Lamarr zdecydują się usiąść i wysłuchać, co mam im do powiedzenia. Nie będę się powtarzał.
Zaraz po przejechaniu przez rzekę Kolumbia, którą przekroczyli pod Richland, zatrzymali się na stacji benzynowej. Reacher napełnił bak, a Harper odwiedziła toaletę. Kiedy wyszła, usiadła za kierownicą, gotowa odpracować swoje trzy godziny. Przesunęła do przodu siedzenie, Reacher przesunął siedzenie pasażera do tyłu. Odrzuciła włosy na ramiona, ustawiła lusterka, przekręciła kluczyk w stacyjce. Ruszyła na wschód, nie za szybko.
Znów przejechali przez Kolumbię w miejscu, w którym zataczała łuk na zachód. Znaleźli się w Oregonie. Jechali wzdłuż brzegu rzeki, dokładnie po linii granicznej stanu. Na dobrej, umożliwiającej szybką jazdę autostradzie nie było ruchu. Gdzieś przed nimi wznosiły się ku niebu niewidoczne w mroku Góry Kaskadowe. Na niebie płonęły gwiazdy, zimne i małe. Reacher niemal położył się na siedzeniu. Przyglądał się górom przez boczną szybę w miejscu, gdzie stykała się z dachem.
Dochodziła północ.
– Musisz ze mną rozmawiać – powiedziała Harper. – Bo inaczej zasnę za kierownicą.
– Jesteś równie dokuczliwa jak Lamarr. Harper się uśmiechnęła.
– Nie całkiem.
– Zgoda, nie całkiem.
– Mimo wszystko porozmawiaj ze mną. Powiedz mi, dlaczego odszedłeś z armii?
– O tym chcesz ze mną porozmawiać?
– To też temat, nie?
– Dlaczego wszyscy mnie o to pytają? Harper wzruszyła ramionami.
– Ludzie są po prostu ciekawi.
– Dlaczego? Dlaczego nie powinienem odchodzić z armii?
– Bo moim zdaniem dobrze się tam czułeś. Tak jak ja dobrze się czuję w FBI.
– Było się na co wściekać. Skinęła głową.
– Jasne. Biuro też bywa cholernie irytujące. O ile wiem, to dokładnie jak mąż. Ma swoje dobre i złe strony, ale to są moje strony, jeśli rozumiesz, co mam na myśli. Nie rozwodzisz się, bo mąż cię rozzłościł.
– Wyleciałem wskutek redukcji.
– Nieprawda. Czytałam twoje akta. Redukowali armię, ale nie zredukowali ciebie. Odszedłeś na własne życzenie.
Reacher milczał przez kilka kilometrów. Potem potrząsnął głową.
– Przestraszyłem się – powiedział. Harper obrzuciła go szybkim spojrzeniem.
– Czego?
– Lubiłem wojsko takie, jakie było. Nie chciałem, żeby się zmieniło.
– W co?
– W coś mniejszego. To była wielka, wielka rzecz. Nie masz pojęcia jak wielka. Rozciągała się na cały świat. Dostałem awans, więc byłbym wyżej w mniejszej firmie.
– Co w tym złego? Wielka ryba w małym akwarium, tak?
– Nie chciałem być wielką rybą – powiedział Reacher. – Podobało mi się bycie małą rybką.
– Nie byłeś mała rybką. Major to nie jest mała rybka. Skinął głową.
– W porządku. Podobało mi się być średnią rybką. To było wygodne. Można powiedzieć: anonimowe.
Harper potrząsnęła głową.
– To niewystarczający powód, żeby odejść. Reacher spojrzał w niebo, na nieruchome gwiazdy, od których dzieliły go miliardy kilometrów.
– Wielka ryba w małym akwarium nie ma gdzie pływać – powiedział. – Całe lata siedziałbym w jednym miejscu. Wielkie biurka, pięć lat za tym biurkiem gdzieś tam, a potem kolejne pięć lat za jeszcze większym biurkiem gdzieś indziej. Facet taki jak ja, bez talentów politycznych i towarzyskich, może dojść do pełnego pułkownika, nie dalej. Resztę kariery przeżyłbym jako pułkownik, piętnaście, może nawet dwadzieścia lat.
– A?
– A ja chciałem być w ruchu. Całe życie przeżyłem w ruchu. Dosłownie. Bałem się zatrzymać. Nie wiedziałem, co to znaczy żyć w bezruchu, ale zakładałem, że takie życie znienawidzę.
– I?
Reacher wzruszył ramionami.
– No i utknąłem.
– I? – powtórzyła Harper.
Reacher jeszcze raz wzruszył ramionami. Milczał. W samochodzie było ciepło. Ciepło i wygodnie.
– Powiedz to wreszcie – przerwała milczenie Harper. – Wyrzuć to z siebie. Utknąłeś i…
– I nic.
– Gówno tam „nic”. I? Reacher odetchnął głęboko.
– I mam z tym problem.
W samochodzie zapadła cisza. Harper skinęła głową, jakby doskonale go rozumiała.
– Rozumiem, że Jodie nie bardzo chce być w ruchu?
– A ty byś chciała?
– Nie wiem. Reacher skinął głową.
– Problem w tym, że ona wie. Wychowaliśmy się w tym samym środowisku, przenosiliśmy się ciągle z bazy do bazy i do jeszcze innej bazy. Wędrowaliśmy po całym świecie, miesiąc tu, pół roku tam. Jodie żyje takim życiem, jakim żyje, ponieważ zdołała się od tego oderwać. Sama stworzyła sobie świat dokładnie taki, jaki chce mieć. Dobrze wie, czego chce, bo równie dobrze wie, jaka jest alternatywa.