– Ale jej nie spytałaś?
– O co miałam ją pytać? Pomyślałam sobie, że jeśli to nie moja pralka, to jej.
– Dlaczego miałaby ją zostawić?
– Bo jest ciężka. Może szuka kogoś, kto pomógłby jej w transporcie? Przecież minęło tylko kilka tygodni.
– Może zostawiła coś jeszcze? Scimeca potrząsnęła głową.
– Nie. To jej ostatnia rzecz.
Reacher obszedł karton dookoła. Dostrzegł prostokątny ślad po zerwanych dokumentach przewozowych.
– Zabrała papiery – powiedział. Scimeca znów skinęła głową.
– Pewnie tak. Musi pilnować swoich spraw.
Stali w milczeniu, troje ludzi otaczających wysokie kwadratowe pudło.
– Jestem zmęczona – powiedziała nagle Scimeca. – Skończyliśmy? Bo chciałabym, żebyście się stąd wynieśli.
– Jeszcze jedna, ostatnia sprawa – powiedział Reacher.
– Jaka?
– Powiedz agentce Harper, co robiłaś w wojsku.
– Dlaczego? Co to ma z tym wspólnego.
– Po prostu chcę, żeby wiedziała. Scimeca wzruszyła ramionami zaskoczona.
– Zajmowałam się testami uzbrojenia.
– Powiedz jej, co to takiego.
– Testowaliśmy nową broń przychodzącą wprost od wytwórcy.
– I?
– Jeśli odpowiadała specyfikacji, przekazywaliśmy ją kwatermistrzostwu.
Zapadła cisza. Harper spojrzała na Reachera. Ona też była zaskoczona.
– W porządku – powiedział Reacher. – Teraz się wyniesiemy.
Za gospodynią wrócili do garażu. Scimeca pociągnęła za linkę, gasząc światło. Minęli samochód, wspięli się na górę wąskimi schodami. Przeszli korytarzem. Scimeca wyjrzała przez wizjer, otworzyła drzwi frontowe. Na dworze było chłodno i wilgotno.
– Do widzenia, Reacher. Miło było znowu cię widzieć. – Zwróciła się do Harper: – Powinnaś mu zaufać. Bo wiesz, ja nadal mu ufam, a możesz mi wierzyć, że to cholernie mocna rekomendacja.
Drzwi zamknęły się za nimi. Idąc ścieżką, słyszeli, jak pięć metrów za ich plecami trzaska zamek. Miejscowy agent przyglądał się, jak wsiadają do samochodu. W środku zachowało się jeszcze trochę ciepła. Harper włączyła silnik, a potem nawiew. Chciała utrzymać temperaturę.
– Miała współlokatorkę – powiedziała. Reacher skinął głową.
– Więc twoja teoria się nie sprawdza. Wyglądało na to, że mieszka samotnie, ale nie mieszkała samotnie. Wróciliśmy do punktu wyjścia.
– Niekoniecznie. Niedokładnie. To nadal jest podkategoria. Musi być. Nikt nie wpisuje na listę celów dziewięćdziesięciu jeden kobiet. To szaleństwo.
– W odróżnieniu od czego? Wkładania ciał martwych kobiet do wanien wypełnionych farbą?
Reacher skinął głową.
– Co teraz? – spytał.
– Wracamy do Quantico – powiedziała Harper.
Zajęło im to blisko dziewięć godzin. Pojechali do Portland, przelecieli turbośmigłowcem na Sea-Tac, stamtąd samolotem Continentalu do Newark, a United do Dystryktu Columbii, gdzie spotkali kierowcę Biura i z nim pojechali do Wirginii. Reacher przespał niemal całą drogę, a kiedy nie spał, i tak niewiele widział i słyszał, taki był zmęczony. Przywołał się do porządku, a i to z trudem, dopiero kiedy przejeżdżali przez teren, na którym stacjonowała piechota morska.
Strażnik przy wjeździe oddał mu identyfikator gościa. Podjechali pod główne wejście. Harper zaprowadziła go do środka.
Zjechali windą cztery piętra pod ziemię, do pokoju seminaryjnego ze lśniącymi ścianami, fałszywymi oknami i zdjęciami Lorraine Stanley przypiętymi do tablicy. Telewizor z wyłączonym dźwiękiem relacjonował dzień na Kapitolu. Blake, Poulton i Lamarr siedzieli przy stole, przed nimi piętrzyły się stosy papierów. Blake i Poulton wyglądali na bardzo zajętych i wyjątkowo zmęczonych, Lamarr była biała jak leżący przed nią papier, oczy miała zapadnięte i była mocno podenerwowana.
– Niech zgadnę – powiedział Blake. – Pudło Scimeki przyszło kilka miesięcy temu. Nie bardzo potrafiła wyjaśnić czemu. I nie było przy nim dokumentów.
– Uznała, że to przesyłka dla sublokatorki – wyjaśniła Harper. – Nie mieszkała sama. Tak więc lista jedenasto nic nie znaczy.
Blake potrząsnął głową.
– Nie. Znaczy dokładnie to, co znaczyła. Jedenaście kobiet, które dla kogoś sprawdzającego papiery wyglądają na mieszkające samotnie. Sprawdziliśmy wszystkie przez telefon. Osiemdziesiąt rozmów. Przedstawialiśmy się jako pracownicy biura obsługi klienta firmy kurierskiej. Zabrało nam to ładnych parę godzin, ale dowiedzieliśmy się jednego: żadna z nich nic nie wiedziała o nieoczekiwanych dostawach jakiś kartonowych pudeł. Teraz mamy osiemdziesiąt kobiet mniej więcej bezpiecznych i jedenaście zagrożonych. Teoria Reachera się sprawdza. Jeśli współlokatorka zaskoczyła jego, to zaskoczy też naszego faceta.
Reacher spojrzał na niego z wdzięcznością. I lekkim zaskoczeniem.
– Hej, jak ktoś ma zasługi, to je uznajemy – powiedział Blake.
Lamarr skinęła głową i zapisała coś na końcu długiej listy.
– Przykro mi z powodu straty, jaką poniosłaś – rzekł do niej Reacher.
– Zapewne można było tego uniknąć – odparła Lamarr. – Wiesz, gdybyś od początku współpracował tak jak teraz.
Zapadła cisza. Przerwał ją Blake.
– Mamy siedem na siedem trafnych. Dokumenty znikają, kobiety niczego nie są całkiem pewne.
– Jest jeszcze jedna współlokatorka – wtrącił Poulton. A trzy regularnie dostawały niechciane przesyłki, więc w końcu zaczęły odkładać załatwianie tych spraw. Pozostałe dwie były po prostu niekonkretne.
– Scimeca była zdecydowanie niekonkretna – powiedziała Harper.
– Jest kłębkiem nerwów – zauważył Reacher. – To cud, że w ogóle funkcjonuje.
Lamarr skinęła głową; drobny, współczujący gest.
– Tak czy inaczej donikąd nas nie prowadzi, prawda? – spytała.
– A co z firmami kurierskimi? – spytał Reacher. – Sprawdzacie je?
– Nie wiemy, co sprawdzać – powiedział Poulton. – Papierów nie było przy siedmiu przesyłkach. Z siedmiu.
– Możliwości wcale nie jest tak dużo – zauważył Reacher.
– Czyżby? UPS, FedEx, DHL, Airborne Express, cholerna poczta Stanów Zjednoczonych i co tam jeszcze… plus dowolna liczba lokalnych podnajętych firemek.
– Sprawdźcie wszystkie – nalegał Reacher. Poulton wzruszył ramionami.
– I o co mamy pytać? Czy z milionów przesyłek, które doręczyliście w ciągu ostatnich dwóch miesięcy, pamiętacie może te, które nas interesują?
– Musicie spróbować. Zacznijcie od Spokane. To daleko od cywilizacji, pośrodku pustkowia… kierowca może pamiętać.
Blake pochylił się, przytaknął skinieniem.
– Dobrze, spróbujemy. Ale tylko tam. Gdzie indziej to przecież niemożliwe.
– Dlaczego te kobiety są takie niekonkretne? – spytała Harper.
– Powody są skomplikowane – odparła Lamarr. – Jak powiedział Reacher, wszystkie są wyczerpane nerwowo, przynajmniej do pewnego stopnia. Duża przesyłka, pojawiająca się nieoczekiwanie na ich terytorium, to przecież coś w rodzaju inwazji. Mózg to blokuje. Właśnie tego spodziewałabym się w takich sprawach.
Mówiła cicho, napiętym głosem. Jej chude dłonie spoczywały bezwładnie na stole.
– Moim zdaniem to dziwne – upierała się Harper. Lamarr pokręciła głową, cierpliwie jak nauczycielka.
– Nie – powtórzyła. – Właśnie tego bym się spodziewała. Zmień punkt widzenia. Te kobiety zostały napadnięte, zarówno dosłownie, jak i w przenośni. To zostawia ślad.
– A teraz się boją – dodał Reacher. – Pilnować je oznaczało wszystko im powiedzieć. Scimeca z pewnością sprawiała wrażenie wstrząśniętej. I słusznie. Mieszka na uboczu. Gdybym ja był tym facetem, ona byłaby następna. Nie wątpię, że sama potrafi dojść do tego wniosku.