Выбрать главу

Stavely wziął z wózka kolejny skalpel. Przeciął nim włosy tak blisko warstwy zastygłej farby, jak to tylko było możliwe. Wsunął potężne ramię pod ramiona Alison, uniósł je. Głowa uniosła się wraz z nimi, pozostawiając włosy wtopione w farbę jak korzenie namorzynu wplątane w bagno. Kolejnym cięciem uwolnił następny kawałek ciała.

– Mam nadzieję, że złapiecie tego faceta – powiedział.

– Taki mamy plan. – Blake nadal był bardzo ponury.

– Teraz ją przewrócimy.

Łatwo było obrócić ciało, aceton w połączeniu z lepką farbą zadziałał jak smar wylany na stal. Alison spoczęła na wznak, nieruchoma, upiorna w jaskrawym świetle. Jej pomarszczona, zielonobiała skóra upstrzona była farbą. Oczy miała otwarte, powieki otoczone zieloną linią. Ostami pozostały kawałek torby okrywał ją przyklejony do skóry od piersi do ud, jak staroświecki kostium kąpielowy strzegący jej skromności.

Stavely namacał pod gumą metalowy obiekt, który widzieli na zdjęciu. Przeciął torbę, wsunął palce w rozcięcie i wyjął go; wyglądało to na groteskową parodię operacji chirurgicznej.

– Śrubokręt.

Technik umył śrubokręt w acetonie, następnie pokazał go im: narzędzie dobrej jakości, z ciężką plastikową rączką, zrobione z chromowanej stali, ostre.

– Pasuje do innych – powiedział Reacher. – Z kuchennej szuflady. Pamiętacie?

– Ma zadrapania na twarzy – powiedział nagle Stavely. Opłukał twarz Alison wężem. Na lewym policzku widać było cztery równoległe rozcięcia, biegnące od oka do ust.

– Miała je przedtem? – spytał Blake.

– Nie – odpowiedzieli jednocześnie Reacher i Harper.

– To o co tu chodzi? – zdziwił się Blake.

– Była praworęczna? – spytał Stavely.

– Nie wiem – odparł Poulton. Harper skinęła głową.

– Chyba tak.

Reacher zamknął oczy. Sięgnął pamięcią wstecz, wrócił do jej kuchni, patrzył, jak nalewa kawę z dzbanka.

– Praworęczna – powiedział.

– Zgadzam się. – Savely obejrzał ramiona i dłonie ofiary. – Prawa ręka jest większa od lewej, a ramię cięższe.

Blake pochylił się, przyjrzał twarzy Alison.

– I co z tego?

– Sądzę, że te rany zadała sobie sama – powiedział doktor.

– Jest pan pewien?

Stavely krążył wokół stołu i leżącej na stole głowy, szukając najlepszego oświetlenia. Rany spuchły od farby, były otwarte, rozjątrzone. I zielone tam, gdzie powinna przeważać czerwień.

– Sami dobre wiecie, że nie mogę być pewien. To kwestia prawdopodobieństwa. Jeśli zrobił to ten facet, jakie są szanse, że poranił ją w jedyne miejsce, w którym mogła bez problemu poranić się sama?

– Zmusił ją, żeby się okaleczyła – rzekł Reacher.

– Jak? – spytał Blake.

– Nie wiem jak. Ale zmusza je, żeby robiły cholernie dużo różnych rzeczy. Moim zdaniem zmusza je, żeby wlewały farbę do wanny.

– Skąd ten pomysł?

– Śrubokręt. Zdejmowała nim pokrywki z puszek farby. Skaleczenia przyszły mu do głowy później. Gdyby od początku chciał, żeby się poraniła, kazałby jej przynieść z kuchni nóż zamiast śrubokrętu. Albo i śrubokręt, i nóż.

Blake zapatrzył się na ścianę.

– Gdzie teraz są puszki? – spytał.

– W dziale analizy materiałów – odparł Poulton. – W tym budynku. Właśnie je badają.

– To zanieś im śrubokręt. Niech go sprawdzą na zgodność śladów.

Technik włożył śrubokręt do czystej plastikowej torby na dowody. Poulton zrzucił fartuch, zdjął ochraniacze na buty i szybkim krokiem wyszedł z sali.

– Ale dlaczego? – spytał Blake. – Dlaczego kazał jej tak się poranić.

– Gniew? – odparł Reacher. – Kara? Upokorzenie? Zawsze zastanawiałem się, dlaczego nie jest gwałtowniejszy.

– Rany są bardzo płytkie – powiedział Stavely. – Przypuszczam, że odrobinę krwawiły, ale nie powodowały dotkliwego bólu. Głębokość równa na całej długości. Ręka ani drgnęła.

– Może chodziło o rytuał? – zastanawiał się Blake. – Może ma to jakieś znaczenie symboliczne? Czy cztery równoległe linie coś wam mówią?

Reacher potrząsnął głową.

– Mnie nic.

– Jak ją zabił? Tego musimy się dowiedzieć.

– Może pchnął ją śrubokrętem – powiedziała Harper.

– Nic o tym nie świadczy – odparł Stavely. – Na ciele nie widać rany kłutej, która mogłaby spowodować śmierć.

Odciął ostami kawałek torby. Zmywał farbę z okrytego nią jeszcze przed chwilą ciała, dotykając go palcami chronionymi przez chirurgiczne rękawiczki w miejscach, na które padał strumień acetonu. Technik usunął płachtę i oto Alison Lamarr leżała przed nimi naga w blasku lamp, bardzo mała i bezwładna, i całkiem martwa. Reacher patrzył na nią, pamiętając żywą, pogodną kobietę o uśmiechniętych oczach, promieniejącą energią jak małe słońce.

– Czy to możliwe zabić kogoś tak, by spec od medycyny sądowej nie wiedział, jak zginął? – spytał.

Stavely potrząsnął głową.

– Nie ten spec – powiedział.

Zamknął dopływ acetonu, puścił wąż, który zwinął się na rolkę, zawieszoną u sufitu. Cofnął się o krok, przełączył wentylację; ryk zmienił się w szum i w sali zrobiło się cicho. Ciało leżało na stole tak czyste, że czystsze już być nie mogło. Pory i fałdy skóry poplamione były na zielono, sama skóra, biała, grudkowata, przypominała coś, co żyje na dnie oceanu. Włosy, sztywne od resztek farby, niedbale obcięte, otaczały twarz nieboszczki.

– Istnieją dwa podstawowe sposoby zabicia kogoś – powiedział Stavely. – Albo zatrzymujesz akcję serca, albo zatrzymujesz dopływ tlenu do mózgu. Zrobić jedno i drugie bez zostawiania śladów to sztuka.

– Jak można zatrzymać akcję serca? – spytał Blake.

– Jeśli nie wpakuje się w nie kuli? Najlepszym sposobem byłby zator powietrzny. Duży bąbel powietrza, wstrzyknięty wprost do krwiobiegu. Krew krąży zdumiewająco szybko, bąbel powietrza uderza o wnętrze serca jak kamień, jak mała wewnętrzna kula. Szok jest zazwyczaj śmiertelny. Dlatego pielęgniarki obracają strzykawki igłą do góry, wyciskają z niej trochę płynu i strzepują go paznokciem. Żeby upewnić się, że w zastrzyku nie ma powietrza.

– Zauważyłby pan ślad po ukłuciu, prawda?

– Może tak, może nie. Z całą pewnością nie na ciele takim jak to. Farba zniszczyła skórę. Ale widać byłoby wewnętrzne uszkodzenia serca. Sprawdzę to, oczywiście, gdy tylko ją otworzę, ale nie jestem optymistą. U pozostałych trzech tego nie stwierdzono, prawda? O ile wiem, zakładamy stały sposób działania?

Blake skinął głową.

– A co z tlenem i mózgiem?

– Dla laików uduszeniem. Da się zrobić bez zostawiania wielu śladów. Klasyczny przypadek to staruszek lub staruszka niezdolni do obrony, słabi, którym przyłożono poduszkę do twarzy. W zasadzie niczego nie da się udowodnić. Ale nie mamy do czynienia ze staruszką. Dziewczyna była młoda i silna.

Reacher skinął głową. W swojej burzliwej karierze zdarzyło mu się udusić mężczyznę… kiedyś, dawno temu. Potrzebował całej swej niemałej siły, by przytrzymać faceta z twarzą przyciśniętą do materaca. Facet szarpał się, walczył, kopał. Nie od razu umarł.

– Walczyłaby jak szalona – powiedział.

– Jestem tego samego zdania – rzekł Stavely. – Tylko na nią popatrzcie. Same mięśnie. Nie dałaby sobą pomiatać.

Reacher nie spojrzał na ciało. Odwrócił wzrok. W zimnej sali panowała cisza. Zielona farba była dosłownie wszędzie.

– Myślę, że żyła – powiedział. – Weszła do farby żywa.

– Powód? – zainteresował się Stavely.

– Ani śladu bałaganu. Najmniejszego śladu. Łazienka była nieskazitelnie czysta. Ile ona może ważyć? Pięćdziesiąt pięć kilo? Pięćdziesiąt siedem. Wystarczająco wiele, by trudno było wsadzić ją do wanny bez pozostawiania śladów.