Выбрать главу

– Portland, Oregon – powiedział do kasjera. – Powrotny, open, klasa turystyczna.

Urzędnik wpisał kod Portland. Komputer poinformował go, że na najbliższy lot bez międzylądowania jest mnóstwo wolnych miejsc.

– Odlatuje za dwie godziny – powiedział.

– Doskonale – odparł pułkownik.

*

– Sądzisz, że znajdziesz faceta? – spytał Blake.

Reacher skinął głową.

– Muszę, nie? To jedyny sposób.

Na chwilę w sali konferencyjnej zapadła cisza. Potem Stavely wstał.

– Cóż, życzę panu sukcesu. Wyszedł, cicho zamykając za sobą drzwi.

– Nie znajdziesz go – rzucił Poulton. – Bo popełniłeś błąd w sprawie Caroline Cooke. Nigdy nie służyła w kwatermistrzostwie, w magazynach, nie testowała broni. Jest dowodem na to, że twoja teoria nie trzyma się kupy.

Reacher się uśmiechnął.

– Czy wiem coś o procedurach FBI? – spytał.

– Nie. Nie wiesz.

– Więc nie mów mi o armii. Cooke była materiałem na oficera. Typem kobiety sukcesu. Musiała taka być, skoro skończyła w planowaniu wojennym. Takich jak ona wysyła się wszędzie, żeby zyskali szersze spojrzenie. Ten wykaz, który masz, jest niekompletny.

– Doprawdy? Reacher skinął głową.

– Musi być niekompletny. Gdyby wymienili wszystko, co robiła, miałbyś dziesięć stron, nim została podporucznikiem. Skontaktuj się z Departamentu Obrony, zdobądź szczegóły, to znajdziesz coś, co da się powiązać.

Powróciła cisza: szum wymuszonej wentylacji, bzyczenie uszkodzonej świetlówki, wysokie popiskiwanie telewizora… i nic więcej. Nikt się nie odzywał. Poulton patrzył na Blake’a, Harper spojrzała na Reachera. Blake wbił wzrok w swoje dłonie i palce stukające bezgłośnie po blacie stołu.

– Sądzisz, że dasz radę schwytać faceta? – spytał.

– Ktoś musi – odparł Reacher. – Wy przecież do niczego nie dojdziecie.

– Będziesz potrzebował środków. Reacher skinął głową.

– Odrobina pomocy z pewnością by nie zaszkodziła.

– Zatem zaczynam niebezpieczną grę.

– Lepiej grać, niż stawiać na przegrywającego.

– Zaczynam bardzo niebezpieczną grę. O bardzo wysoką stawkę.

– Na przykład o swoją karierę?

– Siedem kobiet. Nie karierę.

– Siedem kobiet. I karierę. Blake lekko skinął głową.

– Jakie masz szanse? Reacher wzruszył ramionami.

– W ciągu trzech tygodni? Mam pewność.

– Jesteś aroganckim sukinsynem, wiesz?

– Nie. Realistycznie oceniam swoje możliwości.

– Czego chcesz?

– Wynagrodzenia.

– Mamy ci zapłacić?

– Jasne. Wam płacą, nie? Robię całą robotę, więc powinienem coś z tego mieć. To chyba zrozumiałe?

Blake skinął głową.

– Znajdź faceta, to pogadam z Deerfieldem. Zapomni o Petrosjanie.

– Plus honorarium.

– Ile chcesz?

– Ile uznacie za stosowne. Blake znów skinął głową.

– Pomyślę o tym. I… Harper jedzie z tobą. Bo na razie nikt o Petrosjanie nie zapomniał.

– W porządku. Przeżyję. Nie wiem jak ona.

– Ona nie ma wyboru. Co jeszcze?

– Umów mnie z Cozem. Zacznę od Nowego Jorku. Będę potrzebował pewnych informacji.

Blake skinął głową.

– Zadzwonię do niego. Możecie spotkać się dziś wieczorem. Reacher potrząsnął głową.

– Jutro rano. Dziś wieczorem mam zamiar zobaczyć się z Jodie.

21

Spotkanie zakończyło się gwałtownym wybuchem energii. Blake zjechał windą piętro niżej do swojego biura, skąd miał zadzwonić do Jamesa Coza w Nowym Jorku. Poulton też musiał wykonać kilka telefonów do biura terenowego w Spokane, którego agenci sprawdzali firmy kurierskie i firmy wynajmu samochodów. Harper pojechała na górę, załatwić bilety lotnicze. Reacher został w sali konferencyjnej sam. Siedział przy wielkim stole. Ignorując telewizję, wpatrywał się w fałszywe okno, jakby rozciągał się za nim piękny widok.

Siedział tak blisko dwadzieścia minut. Czekał. Doczekał się powrotu Harper, która niosło plik papierów.

– Biurokracja – powiedziała. – Skoro ci płacimy, musimy cię ubezpieczyć. Wymagania administracji.

Usiadła naprzeciw niego, wyjęła długopis z wewnętrznej kieszeni marynarki.

– Gotowy? – spytała. Reacher skinął głową.

– Imię i nazwisko?

– Jack Reacher.

– I to wszystko. Skinął głową.

– To wszystko.

– Niezbyt wiele.

Wzruszył ramionami. Milczał. Harper zapisała jego imię i nazwisko. Dwa słowa, jedenaście liter w rubryce, ciągnącej się przez całą szerokość formularza.

– Data urodzenia?

Podał datę urodzenia. Widział, jak szybko oblicza jego wiek, dostrzegł wyraz zaskoczenia na jej twarzy.

– Starszy czy młodszy? – spytał.

– Od czego?

– Jestem starszy czy młodszy, niż ci się wydawało? Harper uśmiechnęła się.

– Och, starszy, oczywiście. Nie wyglądasz na swoje lata.

– Gówno prawda. W tej chwili wyglądam mniej więcej na setkę. A z pewnością czuję się tak, jakbym miał setkę.

Kolejny uśmiech.

– Zapewne szybko ci to minie. Numer ubezpieczenia.

W jego pokoleniu żołnierzy był on taki sam jak numer służbowy. Wyrecytował go po wojskowemu, jednym tchem, mechanicznie, osobno każdą cyfrę, od zera do dziewięciu.

– Pełny adres zamieszkania?

– Brak stałego adresu zamieszkania.

– Jesteś tego pewny?

– A dlaczego nie miałbym być tego pewny?

– Co z Garrison?

– Jak to „z Garrison”?

– Chodzi o twój dom. Twój dom to twój adres, nie? Reacher spojrzał na nią, zdziwiony.

– No… chyba tak. W pewnym sensie. Jakoś o tym nie pomyślałem.

Harper odpowiedziała mu równie zdziwionym spojrzeniem.

– Jak masz dom, to masz adres, nie uważasz?

– W porządku, wpisz Garrison.

– Nazwa ulicy i numer?

Wygrzebał je jakoś z pamięci, wyrecytował.

– Kod?

Wzruszył ramionami.

– Nie znam.

– Nie znasz własnego kodu pocztowego? Reacher milczał. Harper przyglądała mu się uważnie.

– Ciężko na to zapadłeś, prawda? – spytała.

– Na co?

– Obojętnie. Nazwijmy to mechanizmem wyparcia. Powoli skinął głową.

– Owszem, wygląda na to, że rzeczywiście ciężko na to zapadłem.

– I co masz zamiar z tym zrobić?

– Nie wiem. Może jakoś się przyzwyczaję?

– A może się nie przyzwyczaisz?

– Co ty byś zrobiła?

– Ludzie powinni robić to, co naprawdę chcą. Myślę, że to jest ważne.

– I ty robisz to, co chcesz? Skinęła głową.

– Rodzina naciskała, żebym pozostała w Aspen. Została nauczycielką albo coś w tym rodzaju. Ale ja chciałam strzec prawa i porządku. To była prawdziwa wojna.

– Nie chodzi o moich rodziców. Oboje nie żyją.

– Wiem. Chodzi o Jodie. Reacher potrząsnął głową.

– Nie chodzi o Jodie. Chodzi o mnie. Nie ona mi to robi, sam sobie to robię.

Jeszcze raz skinęła głową.

– Niech będzie.

Na chwilę zapadła cisza.

– No więc co powinienem zrobić? – spytał Reacher.

Harper niepewnie wzruszyła ramionami.

– Nie mnie o to pytaj – powiedziała.

– Dlaczego?

– Mogę udzielić ci takiej odpowiedzi, której nie chciałbyś usłyszeć.