– Portland, Oregon – powiedział do kasjera. – Powrotny, open, klasa turystyczna.
Urzędnik wpisał kod Portland. Komputer poinformował go, że na najbliższy lot bez międzylądowania jest mnóstwo wolnych miejsc.
– Odlatuje za dwie godziny – powiedział.
– Doskonale – odparł pułkownik.
– Sądzisz, że znajdziesz faceta? – spytał Blake.
Reacher skinął głową.
– Muszę, nie? To jedyny sposób.
Na chwilę w sali konferencyjnej zapadła cisza. Potem Stavely wstał.
– Cóż, życzę panu sukcesu. Wyszedł, cicho zamykając za sobą drzwi.
– Nie znajdziesz go – rzucił Poulton. – Bo popełniłeś błąd w sprawie Caroline Cooke. Nigdy nie służyła w kwatermistrzostwie, w magazynach, nie testowała broni. Jest dowodem na to, że twoja teoria nie trzyma się kupy.
Reacher się uśmiechnął.
– Czy wiem coś o procedurach FBI? – spytał.
– Nie. Nie wiesz.
– Więc nie mów mi o armii. Cooke była materiałem na oficera. Typem kobiety sukcesu. Musiała taka być, skoro skończyła w planowaniu wojennym. Takich jak ona wysyła się wszędzie, żeby zyskali szersze spojrzenie. Ten wykaz, który masz, jest niekompletny.
– Doprawdy? Reacher skinął głową.
– Musi być niekompletny. Gdyby wymienili wszystko, co robiła, miałbyś dziesięć stron, nim została podporucznikiem. Skontaktuj się z Departamentu Obrony, zdobądź szczegóły, to znajdziesz coś, co da się powiązać.
Powróciła cisza: szum wymuszonej wentylacji, bzyczenie uszkodzonej świetlówki, wysokie popiskiwanie telewizora… i nic więcej. Nikt się nie odzywał. Poulton patrzył na Blake’a, Harper spojrzała na Reachera. Blake wbił wzrok w swoje dłonie i palce stukające bezgłośnie po blacie stołu.
– Sądzisz, że dasz radę schwytać faceta? – spytał.
– Ktoś musi – odparł Reacher. – Wy przecież do niczego nie dojdziecie.
– Będziesz potrzebował środków. Reacher skinął głową.
– Odrobina pomocy z pewnością by nie zaszkodziła.
– Zatem zaczynam niebezpieczną grę.
– Lepiej grać, niż stawiać na przegrywającego.
– Zaczynam bardzo niebezpieczną grę. O bardzo wysoką stawkę.
– Na przykład o swoją karierę?
– Siedem kobiet. Nie karierę.
– Siedem kobiet. I karierę. Blake lekko skinął głową.
– Jakie masz szanse? Reacher wzruszył ramionami.
– W ciągu trzech tygodni? Mam pewność.
– Jesteś aroganckim sukinsynem, wiesz?
– Nie. Realistycznie oceniam swoje możliwości.
– Czego chcesz?
– Wynagrodzenia.
– Mamy ci zapłacić?
– Jasne. Wam płacą, nie? Robię całą robotę, więc powinienem coś z tego mieć. To chyba zrozumiałe?
Blake skinął głową.
– Znajdź faceta, to pogadam z Deerfieldem. Zapomni o Petrosjanie.
– Plus honorarium.
– Ile chcesz?
– Ile uznacie za stosowne. Blake znów skinął głową.
– Pomyślę o tym. I… Harper jedzie z tobą. Bo na razie nikt o Petrosjanie nie zapomniał.
– W porządku. Przeżyję. Nie wiem jak ona.
– Ona nie ma wyboru. Co jeszcze?
– Umów mnie z Cozem. Zacznę od Nowego Jorku. Będę potrzebował pewnych informacji.
Blake skinął głową.
– Zadzwonię do niego. Możecie spotkać się dziś wieczorem. Reacher potrząsnął głową.
– Jutro rano. Dziś wieczorem mam zamiar zobaczyć się z Jodie.
21
Spotkanie zakończyło się gwałtownym wybuchem energii. Blake zjechał windą piętro niżej do swojego biura, skąd miał zadzwonić do Jamesa Coza w Nowym Jorku. Poulton też musiał wykonać kilka telefonów do biura terenowego w Spokane, którego agenci sprawdzali firmy kurierskie i firmy wynajmu samochodów. Harper pojechała na górę, załatwić bilety lotnicze. Reacher został w sali konferencyjnej sam. Siedział przy wielkim stole. Ignorując telewizję, wpatrywał się w fałszywe okno, jakby rozciągał się za nim piękny widok.
Siedział tak blisko dwadzieścia minut. Czekał. Doczekał się powrotu Harper, która niosło plik papierów.
– Biurokracja – powiedziała. – Skoro ci płacimy, musimy cię ubezpieczyć. Wymagania administracji.
Usiadła naprzeciw niego, wyjęła długopis z wewnętrznej kieszeni marynarki.
– Gotowy? – spytała. Reacher skinął głową.
– Imię i nazwisko?
– Jack Reacher.
– I to wszystko. Skinął głową.
– To wszystko.
– Niezbyt wiele.
Wzruszył ramionami. Milczał. Harper zapisała jego imię i nazwisko. Dwa słowa, jedenaście liter w rubryce, ciągnącej się przez całą szerokość formularza.
– Data urodzenia?
Podał datę urodzenia. Widział, jak szybko oblicza jego wiek, dostrzegł wyraz zaskoczenia na jej twarzy.
– Starszy czy młodszy? – spytał.
– Od czego?
– Jestem starszy czy młodszy, niż ci się wydawało? Harper uśmiechnęła się.
– Och, starszy, oczywiście. Nie wyglądasz na swoje lata.
– Gówno prawda. W tej chwili wyglądam mniej więcej na setkę. A z pewnością czuję się tak, jakbym miał setkę.
Kolejny uśmiech.
– Zapewne szybko ci to minie. Numer ubezpieczenia.
W jego pokoleniu żołnierzy był on taki sam jak numer służbowy. Wyrecytował go po wojskowemu, jednym tchem, mechanicznie, osobno każdą cyfrę, od zera do dziewięciu.
– Pełny adres zamieszkania?
– Brak stałego adresu zamieszkania.
– Jesteś tego pewny?
– A dlaczego nie miałbym być tego pewny?
– Co z Garrison?
– Jak to „z Garrison”?
– Chodzi o twój dom. Twój dom to twój adres, nie? Reacher spojrzał na nią, zdziwiony.
– No… chyba tak. W pewnym sensie. Jakoś o tym nie pomyślałem.
Harper odpowiedziała mu równie zdziwionym spojrzeniem.
– Jak masz dom, to masz adres, nie uważasz?
– W porządku, wpisz Garrison.
– Nazwa ulicy i numer?
Wygrzebał je jakoś z pamięci, wyrecytował.
– Kod?
Wzruszył ramionami.
– Nie znam.
– Nie znasz własnego kodu pocztowego? Reacher milczał. Harper przyglądała mu się uważnie.
– Ciężko na to zapadłeś, prawda? – spytała.
– Na co?
– Obojętnie. Nazwijmy to mechanizmem wyparcia. Powoli skinął głową.
– Owszem, wygląda na to, że rzeczywiście ciężko na to zapadłem.
– I co masz zamiar z tym zrobić?
– Nie wiem. Może jakoś się przyzwyczaję?
– A może się nie przyzwyczaisz?
– Co ty byś zrobiła?
– Ludzie powinni robić to, co naprawdę chcą. Myślę, że to jest ważne.
– I ty robisz to, co chcesz? Skinęła głową.
– Rodzina naciskała, żebym pozostała w Aspen. Została nauczycielką albo coś w tym rodzaju. Ale ja chciałam strzec prawa i porządku. To była prawdziwa wojna.
– Nie chodzi o moich rodziców. Oboje nie żyją.
– Wiem. Chodzi o Jodie. Reacher potrząsnął głową.
– Nie chodzi o Jodie. Chodzi o mnie. Nie ona mi to robi, sam sobie to robię.
Jeszcze raz skinęła głową.
– Niech będzie.
Na chwilę zapadła cisza.
– No więc co powinienem zrobić? – spytał Reacher.
Harper niepewnie wzruszyła ramionami.
– Nie mnie o to pytaj – powiedziała.
– Dlaczego?
– Mogę udzielić ci takiej odpowiedzi, której nie chciałbyś usłyszeć.