– A jaką bym chciał usłyszeć?
– Chcesz, żebym powiedziała, że powinieneś zostać z Jodie. Ustatkować się, żyć długo i szczęśliwie.
– To chcę usłyszeć?
– Tak mi się wydaje.
– Ale nie możesz mi tego powiedzieć? Harper potrząsnęła głową.
– Nie, nie mogę – przyznała. – Bo miałam chłopaka. Wyglądało to bardzo poważnie. Był gliną w Aspen. Między glinami i Biurem, jak wiesz, zawsze panuje napięcie. Głupie to, nie ma żadnego powodu, żebyśmy się nie lubili, a jednak. To się rozciąga na sprawy osobiste. Chciał, żebym zrezygnowała. Błagał mnie o to. Byłam rozdarta… ale w końcu powiedziałam „nie”.
– Dokonałaś właściwego wyboru? Skinęła głową.
– Dla mnie to był właściwy wybór. Ty musisz po prostu robić to, co chcesz.
– Byłby to dla mnie dobry wybór? Wzruszyła ramionami.
– Nie potrafię powiedzieć, ale pewnie tak.
– Najpierw muszę zdecydować, czego naprawdę chcę.
– Wiesz, czego chcesz. Wszyscy zawsze wiedzą, instynktownie. Jeśli masz jakieś wątpliwości, to są tylko zakłócenia, taka próba pogrzebania prawdy, kiedy nie chcesz stanąć z nią twarzą w twarz.
Reacher odwrócił wzrok, znów wpatrzył się w fałszywe okno.
– Zawód? – spytała Harper.
– Głupie pytanie.
– Wpiszę „konsultant”. Skinął głową.
– Brzmi poważnie.
W korytarzu rozległy się kroki. Otworzyły się drzwi, do środka wpadli Blake i Poulton. Mieli ze sobą nowe papiery, a z ich twarzy łatwo dawało się odczytać, że są zdania, iż dokonali postępu.
– Być może zrobiliśmy już pierwszy mały kroczek we właściwym kierunku – oznajmił Blake. – Mamy wiadomości ze Spokane.
– Kierowca w miejscowym oddziale UPS trzy tygodnie temu rzucił pracę – powiedział Poulton. – Przeniósł się do Missuoli w Montanie, pracuje w hurtowni. Rozmawiali z nim przez telefon i jemu się zdaje, że pamięta tę dostawę.
– I co? UPS nie ma papierów? – spytała Harper. Blake potrząsnął głową.
– Archiwizują je po jedenastu dniach. A my mówimy o dwóch miesiącach. Jeśli kierowca potrafi dokładnie wskazać dzień, może się nam udać.
– Ktoś tu wie coś o baseballu? – spytał Poulton. Reacher wzruszył ramionami.
– Kilku facetów mocno wyśrubowało wyniki najlepszej dziesiątki, a tylko dwóch z nich miało w imionach i nazwiskach literę „U”.
– Dlaczego baseball? – zdziwiła się Harper.
– Tego dnia jakiś gość z Seattle zaliczył wielkiego szlema – wyjaśnił Blake. – Kierowca usłyszał to przez radio i zapamiętał.
– Jeśli z Seattle, ja też bym zapamiętał – powiedział Reacher. – Tam to nieczęste.
– Babe Ruth tego dokonał – odezwał się nagle Poulton. – A jak się nazywał ten drugi?
– Honus Wagner.
Poulton spojrzał tępo na Reachera.
– Nigdy o nim nie słyszałem.
– Hertz też się odezwał – powiedział Blake. – Wydaje im się, że ktoś brał na krótko wóz na lotnisku w Spokane. Dokładnie tego dnia, kiedy zginęła Alison. Facet wyjechał i zaraz przyjechał. Po jakichś dwóch godzinach.
– Mają nazwisko? – spytała Harper.
Blake pokręcił głową.
– Komputer im padł. Pracują nad nim.
– Pracownik na stanowisku wypożyczeń nie pamięta jego nazwiska?
– Żartujesz? Taki facet ma szczęście, jeśli pamięta swoje!
– Więc kiedy je dostaniemy?
– Zapewne jutro. Rano, jeśli będziemy mieli szczęście. Jeśli nie będziemy mieli, po południu.
– Trzy godziny różnicy czasu. Dla nas to i tak będzie popołudnie.
– Prawdopodobnie.
– To co? Reacher leci?
Blake nie odpowiedział. Reacher skinął głową.
– Lecę – powiedział. – Bo nazwisko z pewnością będzie fałszywe. A UPS też nas do niego nie doprowadzi. Ten facet jest cwany, nie popełnia szkolnych błędów, nie zostawi po sobie papierowego śladu.
Wszyscy czekali. Wreszcie Blake przytaknął.
– Chyba muszę się z tym zgodzić. Reacher leci.
Przed zmierzchem dotarli na lotnisko w Dystrykcie Columbii, dowiezieni na miejsce nierzucającym się w oczy chevroletem Biura. W tłumie prawników i lobbystów stanęli w kolejce do lotu okrężnego linii United. Reacher wyróżniał się wśród stojących w kolejce mężczyzn i kobiet tym, że nie nosił garnituru. Obsługa pasażerów wydawała się znać wszystkich, witała ich przy wejściu niczym starych znajomych. Harper bez wahania przeszła na tył maszyny i tam wybrała im miejsce.
– Nie będziemy się spieszyć – powiedziała. – Z Cozem spotykasz się dopiero jutro rano.
Reacher milczał.
– A Jodie nie zdąży jeszcze wrócić do domu, prawda? O ile wiem, prawnicy pracują bardzo długo. Zwłaszcza ci, którzy lada dzień mają zostać wspólnikami.
Skinął głową. Przed chwilą zaświtała mu właśnie ta myśl.
– Tu sobie usiądziemy. Będzie spokojniej.
– Ten samolot ma silniki z tyłu.
– A faceci w garniturach z przodu.
Reacher się uśmiechnął. Usiadł przy oknie i zapiął pas.
– No i tu będziemy mogli spokojnie porozmawiać – dodała Harper. – Nie lubię, kiedy ludzie mi się przysłuchują.
– Powinniśmy się przespać. Będziemy zajęci.
– Wiem, ale najpierw porozmawiamy. Pięć minut, dobrze?
– O czym mamy rozmawiać?
– O zadrapaniach na jej twarzy. Chcę zrozumieć, o co w tym wszystkim chodzi.
Reacher rzucił jej krótkie spojrzenie.
– Dlaczego? Chcesz rozwiązać sprawę sama? Harper skinęła głową.
– Gdybym miała okazję dokonać aresztowania, to z pewnością bym z niej nie zrezygnowała.
– Ambicja? Skrzywiła się.
– Powiedzmy, że cenię sobie współzawodnictwo. Reacher znów się uśmiechnął.
– Lisa Harper przeciwko jajogłowym.
– A pewnie! Taka sobie zwykła agentka… mają nas za nic. Silniki wyły. Samolot wycofał się spod rękawa, obrócił, potoczył powoli w stronę drogi dojazdowej do pasa.
– Więc co z tymi śladami na jej twarzy? – spytała Harper.
– Uważam je za dowód, że mam rację. Sądzę też, że to najważniejszy pojedynczy dowód, jaki do tej pory zdobyliśmy.
– Jak to? Wzruszył ramionami.
– To było takie bez przekonania, prawda? Takie wymuszone. Sądzę, że mamy dowód, że facet stwarza pozory. Udaje. No bo tak: przyglądam się tym sprawom i myślę: A gdzie tu przemoc? Gdzie gniew? A gdzieś tam ten facet analizuje swoje postępy i myśli: O mój Boże, nie okazuję gniewu! No i następnym razem próbuje okazać, ale tak naprawdę gniewu nie czuje, więc właściwie nic mu z tego nie wychodzi.
Harper skinęła głową.
– Zdaniem Stavely’ego nawet nie drgnęła.
– Bezkrwawy gwałt. Niemal dosłownie bezkrwawy. Jak techniczne ćwiczenie. Bo to było techniczne ćwiczenie, cała ta sprawa jest technicznym ćwiczeniem. Jakiś twardy jak skała, całkiem ziemski motyw kryje się za tą psychiczną maskaradą.
– Kazał jej, żeby sama to sobie zrobiła?
– Tak sądzę.
– Ale dlaczego?
– Bał się zostawić odciski palców? Bał się ujawnić, czy jest prawo – czy leworęczny? Chciał pokazać, kto tu rządzi?
– Nie sądzisz, że całkiem nieźle sobie radzi? Ale mamy przynajmniej wytłumaczenie, dlaczego zrobione to zostało w ten sposób. Sama nie raniła się poważnie.
– Jasne – powiedział Reacher sennie.
– Tylko… dlaczego Alison? Dlaczego czekał do numeru czwartego?
– Nieustanne poszukiwanie ideału, przynajmniej tak przypuszczam. Faceci tacy jak on cały czas myślą, cały czas coś doskonalą.
– Czy to czyni ją w pewien sposób wyjątkową? Znaczącą? Reacher wzruszył ramionami.
– To sprawa dla jajogłowych. Gdyby tak myśleli, to z pewnością by nam powiedzieli.