Выбрать главу

Ale nikogo nie zwyciężysz bez zastanawiania. Nikogo nie zwyciężysz bez dokładnej obserwacji i planowania. Strażnicy są czynnikiem nowym, wymagają więc analizy. Ale to twoja siła, prawda? Dokładna, beznamiętna analiza. Nikt nie robi tego lepiej niż ty. Udowadniałeś to wielokrotnie. A dokładnie: czterokrotnie.

Zatem… co znaczą dla ciebie strażnicy? Tu, na zapadłej wsi, milion kilometrów od czegokolwiek, pierwsze wrażenie jest takie, że masz do czynienia z tępymi lokalnymi gliniarzami. Na razie to żaden problem. Na razie to żadne zagrożenie. Druga strona medalu jest jednak taka, że tu, milion kilometrów od czegokolwiek, nie ma aż tylu tępych lokalnych gliniarzy, by wystarczyło ich na całą dobę. Byle miasteczko pod Portland nie dysponuje tyloma gliniarzami, by mogli trzymać straż przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. Poszukają pomocy, a ty wiesz, że pomocy udzieli im FBI. Co do tego nie masz żadnych wątpliwości. Tak jak ty to widzisz, miejscowi wezmą dzień, a FBI noc.

Przez to praktycznie nie masz wyboru, nie będziesz przecież zadzierać z Biurem. Tak więc musisz unikać nocy. Skorzystać z dnia, kiedy między tobą a nią stać będzie tylko miejscowy grubas w crown victorii, pełnej papierków po cheeseburgerach i kartonowych kubków z zimną kawą. Skorzystasz z dnia także dlatego, że to eleganckie rozwiązanie. „W biały dzień”. Kochasz to określenie. Ludzie często go używają, prawda?

„Przestępstwo popełnione zostało w biały dzień” – szepczesz do siebie.

Wykiwanie lokalnego gliny w biały dzień nie będzie wielkim problemem. Mimo to nie masz zamiaru traktować sprawy lekko. Nie masz zamiaru się spieszyć. Masz zamiar obserwować uważnie, z daleka, póki nie przekonasz się, jak to rzeczywiście wygląda. Poświęcisz tyle czasu, ile będzie trzeba, na ostrożną, cierpliwą obserwację. Na szczęście masz trochę czasu, a to, co zamierzasz zrobić, nie jest trudne. Górzyste okolice mają dwie cechy charakterystyczne. Obie korzystne dla ciebie. Po pierwsze, tam i tak zawsze pełno jest durniów w swetrach, z rzemykami lornetek naokoło szyi. Po drugie, w terenie górzystym łatwo jest obserwować punkt A z punktu B. Po prostu znajdujesz sobie kryjówkę na jakimś szczycie wierchu czy jak to nazywają miejscowi, a potem urządzasz się w niej, patrzysz z góry i czekasz. Czekasz.

*

Reacher długo czekał na Jodie, siedząc nieruchomo na jej kanapie. Potem usiadł nieco wygodniej. Po godzinie się położył. Zamknął oczy. Otworzył je. Robił wszystko, by zachować przytomność. Znów zamknął oczy i już ich nie otworzył. Uznał, że dziesięć minut drzemki nie zaszkodzi. Wydawało mu się, że słyszy windę, że słyszy, jak otwierają się drzwi, ale kiedy się otworzyły, nie usłyszał ich. Obudził się, widząc Jodie nad sobą, pochylającą się i całującą go w policzek.

– Cześć, Reacher – powiedziała cicho.

Przyciągnął ją do siebie i przytulił bez słowa. A Jodie przytuliła się do niego, jedną ręką, bo w drugiej nadal trzymała teczkę. Ale przytuliła się mocno.

– Jak minął dzień? – spytał Reacher.

– Później.

Rzuciła teczkę. Reacher pociągnął ją na siebie. Jodie zrzuciła płaszcz, upuściła go na podłogę; jedwabna podszewka zaszeleściła cicho. Miała na sobie wełnianą sukienkę zapinaną na zamek błyskawiczny, sięgający od szyi po podstawę kręgosłupa. Rozpiął go powoli, czując pod materiałem ciepło jej ciała. Jodie podparła się łokciami; poczuł, jak wbijają mu się w brzuch. Rozpinała jego koszulę. Reacher zsunął jej sukienkę z ramion, ona wyciągnęła mu koszulę ze spodni i rozpięła pasek.

Wstała; sukienka opadła na ziemię. Wyciągnęła dłoń. Ujął ją, pozwolił się poprowadzić do sypialni, po drodze oboje zrzucali resztki ubrania. Dotarli do łóżka, białego i chłodnego. Neonowe światła miasta rzucały abstrakcyjne, przypadkowe cienie.

Jodie położyła mu dłonie na ramionach. Popchnęła go, silna niczym gimnastyczka; poczuł ją na sobie, gibką, ruchliwą. Stracił poczucie rzeczywistości.

Zakończyli zlani potem, wśród zgniecionej, splątanej pościeli. Tuliła się do niego mocno, czuł, jak jej serce uderza w jego pierś. W ustach trzymał kosmyk jej włosów. Oddychał ciężko. Jodie uśmiechała się; wtuliła się w niego i bardziej czuł, niż widział jej uśmiech, kształt ust, chłód zębów. Niecierpliwie napięcie mięśni na policzku.

Była piękna w sposób, którego nie potrafił opisać, wysoka, szczupła, pełna wdzięku, jasnowłosa, lekko opalona… a te wspaniałe włosy i oczy! Ale była także kimś więcej. Promieniała energią, silną wolą, pasją. Biła od niej inteligencja. Powoli przesunął dłonią po jej plecach, a ona wyprostowała stopę, spróbowała spleść jej palce z palcami jego stopy. Tajemniczy uśmiech nadal igrał jej na wargach. Reacher wciąż go czuł.

– Teraz możesz spytać, jak mi minął dzień.

– Jak minął dzień?

Położyła dłoń na jego piersi, odepchnęła się, podparła na łokciu. Wydęła usta, zdmuchnęła włosy z twarzy. Uśmiech powrócił.

– Wspaniale – powiedziała. Teraz Reacher się uśmiechnął.

– Jak wspaniale?

– Sekretarki plotkują. Moja rozmawiała przy lunchu z koleżanką z góry.

– I?

– Za parę dni będzie spotkanie wspólników.

– I?

– Sekretarka z góry właśnie przepisała porządek dzienny. Mają zamiar zaoferować stanowisko wspólnika.

Uśmiechnął się jeszcze raz.

– Komu?

– Zgadnij.

Reacher udał, że głęboko się nad tym zastanawia.

– Z pewnością komuś wyjątkowemu, prawda? Komuś najlepszemu. Najmądrzejszemu, najciężej pracującemu, najbardziej uroczemu i tak dalej…

– Zazwyczaj tak właśnie postępują. Skinął głową.

– W takim razie gratulację, mała. Zasłużyłaś na to. Naprawdę zasłużyłaś.

Jodie uśmiechnęła się radośnie, objęła go za szyję. Przytuliła się do niego całym ciałem.

– Wspólniczka – powiedziała. – Jak ja tego chciałam!

– Zasłużyłaś na to – powtórzył Reacher. – Naprawdę zasłużyłaś.

– Wspólniczka w wieku trzydziestu lat. Możesz w to uwierzyć?

Zapatrzył się w sufit i uśmiechnął się.

– Owszem, potrafię w to uwierzyć – powiedział. – Gdybyś zajęła się polityką, już byłabyś prezydentem.

– Nie wierzę. Nigdy nie wierzyłam, kiedy dostawałam to, czego chciałam.

Zamyśliła się.

– Ale to się jeszcze nie stało. Może powinnam poczekać?

– Stanie się.

– To tylko porządek dzienny. Może nie przejdę w głosowaniu?

– Przejdziesz.

– Zorganizują przyjęcie. Przyjdziesz?

– Jeśli chcesz? Jeśli nie zrujnuję twojego image’u?

– Możesz kupić sobie garnitur. Przypiąć do niego wszystkie te medale. Oszaleją z zachwytu.

Reacher milczał. Zastanawiał się nad garniturem. Gdyby go kupił, byłby to pierwszy garnitur w jego życiu.

– A ty? Czy dostałeś to, czego chciałeś? Otoczył ją ramionami.

– Teraz? – spytał.

– Tak w ogóle.

– Chcę sprzedać dom. Jodie milczała przez chwilę.

– W porządku – powiedziała wreszcie. – Nie, żebyś potrzebował mojego pozwolenia…

– Przygniata mnie. Nie potrafię sobie z nim poradzić.

– Nie musisz mi się tłumaczyć.

– Pieniędzy za dom starczyłoby mi do końca życia.

– Musiałbyś zapłacić podatek. Reacher skinął głową.

– Mimo wszystko. Zostałoby mi na wiele motelowych pokoi.