– Ja tylko mówię ci, jak myśli Jodie.
Studentka filozofii przyniosła im kawę i drożdżówki. Pozostawiła rachunek wypisany eleganckim akademickim stylem pisma. Zabrała go Harper.
– Ja się tym zajmę – powiedziała.
– W porządku.
– Musisz ją przekonać – ciągnęła Harper. – No wiesz, sprawić, żeby uwierzyła, że zamierzasz przy niej zostać. Mimo że sprzedajesz dom.
– Powiedziałem jej też, że sprzedaję samochód. Harper skinęła głową.
– To może pomóc. Brzmi tak, jakbyś wolał jednak kręcić się w pobliżu.
Reacher milczał przez chwilę.
– Powiedziałem jej też, że mogę trochę podróżować. Spojrzała na niego z niedowierzaniem.
– Chryste, człowieku, to chyba nie podniosło jej na duchu.
– Ona podróżuje. W tym roku dwa razy była w Londynie. Nie robiłem z tego sprawy.
– Ile chcesz podróżować? Reacher jeszcze raz wzruszył ramionami.
– Nie wiem. Chyba trochę. Wiesz, że nie lubię tkwić w miejscu. Już ci mówiłem.
Harper zastanawiała się przez chwilę.
– Wiesz – powiedziała w końcu – nim ją przekonasz, że jednak będziesz się kręcił w pobliżu, może najpierw powinieneś przekonać siebie?
– Jestem przekonany.
– Rzeczywiście? Czy może sobie wyobrażasz, że będziesz to znikał, to pojawiał się, jak ci się podoba?
– Znikał na trochę, a potem się pojawiał. Chyba tak.
– To was rozdzieli.
– Ona też tak powiedziała. Harper skinęła głową.
– Wcale mnie to nie dziwi.
Reacher nie komentował. Wypił kawę, zjadł drożdżówkę.
– Przyszedł czas na podjęcie decyzji – rzekła Harper. – Na miejscu czy w drodze, nie możecie razem robić i jednego, i drugiego.
Pora lunchu będzie pierwszym poważnym testem. Taki jest twój wstępny wniosek. Przedtem pojawiła się też odpowiedź na pytanie, jak załatwiono sprawę potrzeb naturalnych; facet po prostu wszedł do domu i skorzystał z łazienki. Wysiadł z samochodu po jakiś dziewięćdziesięciu minutach, kiedy przeleciała już przez niego poranna kawa. Wysiadł, wyprostował się, przeciągnął, a potem przeszedł do drzwi krętą ścieżką i zadzwonił. Po wyregulowaniu ostrości lornetki widok z boku na tę scenę okazał się całkiem niezły. Lokatorki nie było widać, bo nie wyszła z domu. Ze sposobu zachowania gliniarza można było wywnioskować, że czuje się trochę niezręcznie i jest zażenowany. Nic nie powiedział. O nic nie prosił. Po prostu stanął na progu. A więc tę sprawę uzgodniono wcześniej. Myślisz sobie, że dla Scimeki musi to być trudne pod względem psychologicznym. Zgwałcona kobieta, nieoczekiwane wtargnięcie wielkiego mężczyzny w sprawie bezpośrednio związanej z członkiem… ale poszło gładko. Wszedł, drzwi się zamknęły, minęła minuta, odtworzyły się drzwi, wyszedł. Wrócił do samochodu, rozglądając się czujnie dookoła. Otworzył drzwiczki, wsiadł i wszystko wróciło do normy.
A więc przerwy na wizyty w toalecie nic ci nie dadzą. Kolejną szansą jest lunch. Nie ma mowy, żeby facet wytrzymał dwanaście godzin bez jedzenia. Gliniarze ciągle jedzą, tak wynika z twojego doświadczenia. Pączki, ciasta, kawa, stek z jajkiem. Ciągle jedzą.
Harper zapragnęła widoku miasta. Zachowywała się jak turystka. Reacher poprowadził ją na południe, przez Washington Square Park i dalej West Broadway do World Trade Center. Przeszli prawie trzy kilometry. Nie spieszyli się, zabrało im to pięćdziesiąt minut. Niebo było zimnobłękitne, panował duży ruch i to wszystko bardzo się Lisie spodobało.
– Możemy pojechać na górę do restauracji – powiedział. – Biuro mogłoby postawić mi lunch.
– Właśnie postawiłam ci lunch.
– Nie, to było późne śniadanie.
– Ty tylko jesz!
– Jestem dużym facetem. Muszę dużo jeść.
Oddali płaszcze w holu i wjechali na samą górę. Poczekali w kolejce przy wejściu do restauracji; Harper spędziła czas oczekiwania przyklejona do szyby, chłonąc widoki. We właściwym czasie pokazała legitymację. Dostali stolik dla dwojga przy samym oknie wychodzącym na West Broadway i dalej, na Piątą Aleję, widoczną z wysokości czterystu metrów.
– Niesamowite – powiedziała Harper.
I rzeczywiście, to słowo doskonale oddawało rzeczywistość. Powietrze było rześkie, czyste, widoczność sięgała setek kilometrów. Rozciągające się daleko pod nimi, w zniżającym się słońcu, miasto miało kolor khaki. Zatłoczone, skomplikowane, tętniące życiem. Rzeki wydawały się zielone i szare. Przedmieścia przechodziły w Westchester, Connecticut i Long Island. Z drugiej strony, za rzeką, New Jersey ciągnęło się daleko, aż po horyzont.
– Tam jest Bob – powiedziała.
– Gdzieś tam – zgodził się Reacher.
– Kim jest Bob?
– Dupkiem.
Harper uśmiechnęła się.
– Niezbyt dokładny opis… zwłaszcza z punktu widzenia kryminalistyki.
– Jest magazynierem. Pracuje od dziewiątej do piątej, jeśli może co wieczór siedzieć w barze.
– Nie jest naszym człowiekiem, prawda?
Nie jest niczyim człowiekiem – pomyślał Reacher.
– Jest nieważny – powiedział. – Sprzedaje z bagażnika samochodu na parkingu. Nie ma ambicji. Za mała sprawa, żeby z jej powodu zabijać ludzi.
– Więc jak może nam pomóc?
– Może wymienić nazwiska. Ktoś dostarcza mu broń, wie, kto w co gra. Jakiś inny gość wymieni kolejne nazwiska, następny jeszcze inne…
– Oni się wszyscy znają? Reacher skinął głową.
– Kroją tort. Mają specjalności i terytoria, jak wszyscy inni.
– To może nam zająć sporo czasu.
– Podoba mi się geografia.
– Geografia? Dlaczego?
– Bo to ma sens. Jesteś żołnierzem, chcesz kraść broń, to gdzie ją kradniesz? Nie skradasz się przecież nocą po koszarach, nie wyciągasz jej z kolejnych wojskowych kuferków. W ten sposób masz może osiem spokojnych godzin, aż ktoś się zbudzi i powie: „Hej, gdzie się podziała moja cholerna beretta”.
– Więc gdzie ją kraść?
– Gdzieś, gdzie nikt nie zauważy kradzieży, co oznacza magazyny. Wystarczy znaleźć odpowiedni, taki, gdzie składają ją w oczekiwaniu na kolejną wojnę.
– A gdzie są takie magazyny?
– Przyjrzyj się mapie drogowej.
– Dlaczego drogowej?
– A jak myślisz, po co budowano autostrady międzystanowe? Przecież nie po to, żeby rodzina Harperów mogła spokojnie pojechać na wakacje z Aspen do parku Yellowstone. Po to, żeby armia mogła dyslokować siły, ludzi i broń, szybko i bezproblemowo.
– Naprawdę? Reacher skinął głową.
– Jasne, że tak. Eisenhower pobudował je w latach pięćdziesiątych w samym szczycie zimnej wojny. A Eisenhower w każdym calu był produktem West Point.
– No i?
– No i szukaj miejsc, w których spotykają się wszystkie autostrady. Tam pobudowano magazyny, żeby ich zawartość przenosić w dowolną stronę bez straty czasu. Głównie w pobliżu wybrzeży, bo stary Ike nie przejmował się przesadnie spadochroniarzami lądującymi w Kansas. Myślał raczej o statkach na morzu.
– I Jersey się do tego nadaje? Reacher skinął głową powtórnie.
– To doskonała strategiczna lokalizacja. Jest tam wiele magazynów, a tym samym wiele kradzieży.
– Dzięki czemu Bob może coś wiedzieć?
– Skieruje nas we właściwą stronę. Tylko tego możemy spodziewać się po Bobie.
Przerwa na lunch nie nadaje się do niczego. Zupełnie do niczego. Przyciskasz lornetkę do oczu i patrzysz, jak to się odbywa. Kolejny radiowóz wyjeżdża zza zakrętu i powoli wjeżdża pod górę. Zatrzymuje się bok w bok z pierwszym, nie wyłączając silnika. Dwa cholerne radiowozy w jednym miejscu! Prawdopodobnie wszystko, czym dysponuje tutejszy posterunek, jeden przy drugim, tu, dokładnie na twoich oczach!