Выбрать главу

Widzisz to tylko częściowo. W obu samochodach opuszczone jest okno od strony kierowcy. Pojawia się brązowa papierowa torba i zamknięty kubek kawy. Ten nowy podaje je, unosząc łokcie, żeby utrzymać zestaw w pionowej pozycji. Poprawiasz ostrość polowej lornetki. Widzisz, jak ten, co stał tu wcześniej, wyciąga ręce. Scena jest płaska, dwuwymiarowa i ziarnista, jakby optyka sięgnęła granic swych możliwości. Najpierw bierze kawę. Odwraca głowę, szuka wzrokiem uchwytu na kubek. Przychodzi kolej na torbę. Opiera ją na krawędzi drzwi, otwiera, zagląda do środka. Uśmiecha się. Ma szeroką, mięsistą twarz. Patrzy tak na cheeseburgera, może nawet dwa. I kawałek ciasta.

Zwija wierzch torby. Kładzie ją w środku, z pewnością na siedzeniu pasażera. Jego głowa porusza się. Gadają. Gliniarz jest podniecony. To młody chłopak, nie ma zmarszczek. Jest z siebie dumny. Oczarowany wagą pełnionej funkcji. Obserwujesz go przez długą chwilę. Widzisz wyraz zadowolenia na jego gębie. Zastanawiasz się, jak będzie wyglądała, kiedy podejdzie do drzwi, bo zachciało mu się siusiu, i stwierdzi, że nikt nie otwiera. Ponieważ w tym miejscu i w tej chwili podejmujesz decyzję w dwóch sprawach. Po pierwsze: wjedziesz tam i wykonasz robotę. Po drugie, wykonasz ją, nie zabijając najpierw gliniarza, tylko dlatego, że chcesz zobaczyć, jak zmienia się wyraz jego twarzy.

Nissan maxima był przez krótki czas ulubionym środkiem komunikacji handlarzy narkotyków, więc Reacher uznał, że może podjechać nim pod bar, że jest w porządku, na parkingu będzie wyglądał wystarczająco niewinnie. Autentycznie. Nieoznakowane samochody rządowe nigdy tak nie wyglądają. Kiedy normalny człowiek wydaje dwadzieścia tysięcy na wóz, to nie żałuje sobie, zamawia do niego chromowane felgi i metalizowany lakier. Rząd nigdy tak nie postępuje. Jego samochody wyróżniają się, są sztucznie pospolite, jakby miały po bokach wymalowane Jestem nieoznakowanym samochodem policyjnym”. Gdyby Bob zobaczył takie coś na parkingu, złamałby przyzwyczajenie całego życia i spędził wieczór gdzie indziej.

Prowadził Reacher. Harper wolała nie ryzykować w mroku i w godzinach szczytu. A godziny szczytu nie dawały o sobie zapomnieć. Wzdłuż kręgosłupa Manhattanu jechało się wolno, przed tunelami nie jechało się w ogóle. Reacher bawił się radiem, póki nie znalazł stacji, która kobiecym głosem poinformowała ich, jak długo będą musieli czekać. Czterdzieści, czterdzieści pięć minut. Przeszliby tę trasę piechotą dwa razy szybciej.

Posuwali się centymetr za centymetrem, głęboko pod Hudsonem. Podwórko Reachera znajdowało się prawie sto kilometrów dalej, w górze rzeki. Siedział nieruchomo, przypominając sobie, jak wygląda, sprawdzając smak swej decyzji. Ogród był całkiem fajny, jak na ogród. A z pewnością żyzny. Skosiłeś trawę i wystarczyło na chwilę się odwrócić, a już miała kilkanaście centymetrów. I było w nim wiele drzew. Klony, wyjątkowo efektowne wczesną jesienią. Cedry, które Leon musiał sadzić sam, ponieważ rosły w dekoracyjnych grupach. Z klonów opadały liście, na cedrach wyrastały fioletowe szyszki. Kiedy opadły liście, widok na rzekę był wspaniały. A na przeciwległym brzegu rzeki stało West Point będące ważną częścią jego życia.

Reacher nie był jednak sentymentalnym facetem. Charakterystyczną cechą życia włóczęgi jest to, że nie patrzysz za siebie, lecz przed siebie. Koncentrujesz się na tym, co cię jeszcze czeka. Gdzieś głęboko czujesz, że z wielką radością skupiasz się na tym, co cię czeka, na czymś nowym. Miejscach, w których nigdy nie byłeś, rzeczach, których jeszcze nigdy nie widziałeś. Ironią jego życia było to, że choć odwiedził większość miejsc na ziemi, miał wrażenie, że niewiele widział. Życie w wojsku jest jak bieg wąskim korytarzem ze wzrokiem wbitym w to, co przed tobą, a tymczasem po bokach jest tak wiele kuszących rzeczy, na które w pośpiechu nie zwracasz żadnej uwagi. Teraz chciał skręcać w bok. Poruszać się zygzakiem. Wybierać dowolny kierunek w dowolnej chwili, gdy tylko zechce.

Powracanie każdej nocy w to samo miejsce nie było tym, czego chciał. Zatem podjął właściwą decyzję. Powiedział sobie: „Sprzedam dom. Mam dom na sprzedaż”. Wypowiedział w myśli te słowa i poczuł, jak kamień spada mu z serca. Nie będzie się już martwił o przeciekające rury, rachunki w skrzynce pocztowej, dostawy oleju opałowego i ubezpieczenie. Ale przede wszystkim odzyska wolność! Wróci do życia, nie będzie dźwigał garbu. Będzie wolny, gotów ruszyć w drogę. Poczuł się tak, jakby otworzyły się przed nim zamknięte drzwi, przez które wpadły promienie słońca. Uśmiechnął się do siebie w szumiącej ciemności tunelu, z Harper przy boku.

– Ciebie to rzeczywiście bawi? – spytała Harper.

– To był najlepszy kilometr w moim życiu – powiedział.

*

Patrzysz i czekasz, godzinę po godzinie. Takiej doskonałości nie spotyka się na każdym kroku. Ale ty jesteś chodzącą doskonałością i zamierzasz pozostać chodzącą doskonałością. Musisz zyskać absolutną pewność. Na razie masz pewność, że gliniarz jest stałym elementem krajobrazu. Je w samochodzie, od czasu do czasu korzysta z toalety w domu i to wszystko. Myślisz więc, że przecież można by porwać gliniarza tuż przed ósmą rano i wcielić się w jego osobę. Posiedzieć trochę w samochodzie, a potem podejść do drzwi i zapukać, jakby przyszedł czas na załatwienie potrzeby naturalnej. Myślisz o tym przez jakieś półtorej sekundy i oczywiście odrzucasz ten pomysł. Mundur nie będzie na ciebie pasował. No i facet z Biura spodziewa się, że pogadasz z nim chwilę, kiedy będziecie się zmieniać. A on natychmiast zorientuje się, że ty to nie ten glina. Przecież to nie tak, że współpracuje z wielkim departamentem policji w wielkim mieście, Nowym Jorku czy Los Angeles.

Dlatego należy albo usunąć gliniarza, albo jakoś go ominąć. Najpierw bawisz się pomysłem dywersji. Czego trzeba, żeby usunąć go z posterunku? Może wypadku samochodowego na skrzyżowaniu? Pożaru w szkole? Tylko że, o ile wiesz, tu nie ma żadnej szkoły. Drogą do Portland i z Portland jeżdżą przecież żółte autobusy. Szkoła mieści się zatem w innym rejonie. A wypadek samochodowy za trudno byłoby zaaranżować. Nie masz przecież zamiaru brać udziału w wypadku, a jak skłonić dwóch kierowców, żeby się zderzyli?

Za grożenie bombowe? Gdzie? Na posterunku? To nic nie da. Gliniarzowi każą pozostać bezpiecznie na miejscu, nie wchodzić w drogę, póki nie sprawdzi się, czy zagrożenie rzeczywiście istnieje. Co zostaje? Może miejsce, gdzie zbierają się ludzie? Z którego ewakuację musi przeprowadzić cała miejscowa policja? Ale to przecież malutka wiocha. Gdzie się gromadzą mieszkańcy wiochy? Może w kościele? Widziałeś wieżę kościelną kawałek dalej, przy przelotówce. Nie możesz jednak czekać do niedzieli. Biblioteka? Pewnie nie ma tam nikogo, najwyżej dwie starsze damy robiące na drutach i ignorujące książki, jakby ich w ogóle nie było. Ewakuację przeprowadzi jeden glina mniej więcej w trzy sekundy.

Poza tym o zagrożeniu bombowym informuje się przez telefon. Najwyższy czas pomyśleć i o tym. Skąd dzwonić? Rozmowy telefoniczne można lokalizować. Możesz wrócić na lotnisko w Portland i zadzwonić stamtąd. Prześledzenie rozmowy do automatu na lotnisku oznacza w istocie nieprześledzenie jej wcale. Tylko że wówczas w krytycznej chwili będziesz kilometry od właściwego miejsca; rozmowa bezpieczna, ale i bezcelowa. Paragraf dwadzieścia dwa. A innych automatów nie ma w promieniu miliona kilometrów stąd, nie w środku cholernych Gór Skalistych czy jak tam je nazywają. Z komórki skorzystać nie możesz, bo w końcu przyjdzie rachunek za połączenia; równie dobrze można by od razu przyznać się do winy przed sądem. Poza tym do kogo dzwonić? Przecież nikt nie może usłyszeć twego głosu. Jest zbyt charakterystyczny. To byłoby niebezpieczne.