Выбрать главу

Zareagowała.

– Halo?

Jest nieufna. Zaniepokojona. Reaguje defensywnie. Sądzi, że to sierżant policji będzie się jej skarżył. Albo koordynator Biura spróbuje przywołać ją do porządku.

– Cześć, Rito – mówisz.

Rozpoznaje twój głos. Czujesz, jak się odpręża.

– Tak?

Mówisz jej, co ma dla ciebie zrobić.

*

– Nie ta pierwsza – powiedziała Harper. – Pierwszą będzie ta przypadkowa. Fałszywy trop. I druga też raczej nie. Druga ustanawia wzór.

– Zgadzam się. Callan i Cooke to szum tła. Stawianie zasłony dymnej.

Harper skinęła głową. Umilkła. Zmieniła miejsce, zamiast siedzieć za nim, rozsiadła się wygodnie w tym samym rzędzie, po przeciwnej stronie przejścia. Dla niego było to niesamowite uczucie. Znajome, lecz dziwne. Wokół nic, tylko rząd za rzędem pustych foteli.

– Ale nie mógł czekać za długo – mówiła dalej Harper. – Wyznaczył sobie cel i chce go osiągnąć nim coś pójdzie nie tak.

– Zgadzam się – powtórzył Reacher.

– W takim razie trzecia albo czwarta. Reacher skinął głową, ale nic nie powiedział.

– Tylko która? Co jest kluczem?

– Wszystko. Tak jest zawsze. Tropy. Geografia, farby, brak przemocy.

*

Za lunch posłużyło zimne pomarszczone jabłko i kawałek szwajcarskiego sera, czyli wszystko, co miała do zaoferowania lodówka. Zaserwowała sobie te delicje na talerzu, by zachować przynajmniej pozory ładu. Potem umyła talerz i odstawiła go do szafki. Przeszła przez korytarz, otworzyła drzwi frontowe. Przez chwilę stała, oddychając chłodnym powietrzem, potem zeszła po schodach na ścieżkę, a następnie na podjazd. Policyjny samochód nadal stał przed domem. Gliniarz zauważył ją. Opuścił szybę.

– Przyszłam pana przeprosić – powiedziała. – Byłam nieuprzejma. Jestem zdenerwowana, to wszystko. Może pan oczywiście korzystać z toalety, gdy tylko pan zechce.

Facet patrzył na nią mocno zdziwiony, jakby myślał sobie: Te kobiety! Uśmiechała się nadal, nawet lekko uniosła brwi i przekrzywiła głowę w zapraszającym geście.

– Skorzystałbym od razu – powiedział. – Jeśli jest pani pewna, że to będzie w porządku.

Skinęła głową. Zaczekała, aż wyjdzie z samochodu. Zauważyła, że lewa szyba, ta od strony pasażera, pozostała otwarta. Kiedy wróci, w jego samochodzie będzie zimno. Poprowadziła go ścieżką. Biedak bardzo się spieszył. Pewnie jest w rozpaczliwej sytuacji – pomyślała.

– Wie pan, gdzie to jest.

Czekała w korytarzu. Gliniarz wyszedł z toalety z wyraźnie widocznym na twarzy wyrazem ulgi. Otworzyła przed nim drzwi.

– Na przyszłość proszę się nie krępować. – Wystarczy przycisnąć dzwonek.

– Dziękuję. Jeśli jest pani pewna…

– Jestem pewna. Doceniam, co dla mnie robicie.

– Po to jesteśmy – odparł gliniarz, dumny i zarazem zawstydzony.

Odprowadziła go wzrokiem aż do samochodu, a potem przeszła do saloniku. Przystanęła, spojrzała na fortepian i postanowiła pograć jeszcze czterdzieści pięć minut. Może godzinę.

*

Tak lepiej. I może nawet to wszystko doskonale rozłożyło się w czasie? Tego nie możesz być pewien. Jesteś ekspertem w wielu dziedzinach, lecz nie urologiem. Obserwujesz go, kiedy wraca do samochodu. Masz wrażenie, że jest zbyt młody, by mieć problemy z prostatą, więc w gruncie rzeczy liczy się tylko pełny pęcherz oraz naturalna niechęć do kłopotania jej po raz kolejny. Druga trzydzieści. Przed końcem zmiany zapewne jeszcze dwukrotnie skorzysta z toalety. Być może raz przed jej śmiercią, a raz po.

Niebo oczyściło się nad Dakotą Północną. Widzieli przed sobą ziemię, odległą o jedenaście kilometrów. Drugi pilot odwiedził kabinę. Pokazał im, gdzie się urodził. W małym miasteczku, na południe od Bismarck. Przepływa przez nie Missouri w postaci małego, srebrnego strumyczka. Potem wrócił na miejsce, pozostawiając Reachera rozważającego zagadnienia nawigacji. Nie miał o niej zielonego pojęcia. Z Wirginii do Oregonu leciałby nad Kentucky, Illinois, Iową, Nebraską, Wyoming, Idaho. Nie zboczyłby nad Dakotę Północną. Coś, co nazywa się ortodromą sprawia jednak, że krócej jest zboczyć z prostej drogi. O tym akurat wiedział, ale to nie znaczy, że coś z tego rozumiał. Jak można dotrzeć na miejsce szybciej okrężną droga niż prostą?

– Lorraine Stanley ukradła farbę – powiedziała Harper. – Brak przemocy oznacza, że facet udaje. A co udowadnia geografia?

– Demonstruje zasięg. Harper skinęła głową.

– I szybkość.

Teraz z kolei głową skinął Reacher.

– I mobilność. Nie zapomnij o mobilności.

*

W końcu grała półtorej godziny. Gliniarz trzymał się od niej z daleka, więc odprężyła się i grała z większą pewnością siebie. Wychodziło jej jak nigdy. Skupiła się wyłącznie na zapisie nutowym, zwiększała tempo do momentu, w którym nie mogła go już utrzymać. Zwolniła tuż poniżej oznaczonego. Co, do diabła! – pomyślała, przecież ta muzyka brzmi wspaniale, może nawet lepiej, niż gdybym dostosowała się do oznaczeń. Była wciągająca, logiczna, stateczna. Więcej niż zadowalająca.

Wyprostowała się na stołku, splotła dłonie, rozciągnęła je, unosząc ręce nad głowę. Następnie zamknęła klapę. Wstała. Przeszła korytarzem i po schodach, do łazienki. Rozczesała włosy przed lustrem. Potem zeszła na dół. Wyjęła z szafy kurtkę, krótką, wygodną, do samochodu, a jednocześnie wystarczająco ciepłą na tę pogodę. Zmieniła buty na cięższe. Otworzyła prowadzące do piwnicy drzwi, zeszła na dół. Otworzyła kolejne drzwi, do garażu. Pilotem na łańcuszku otworzyła samochód. Usiadła za kierownicą, włączyła silnik. Brama garażowa powoli się uniosła.

Wycofała się na podjazd, wcisnęła przycisk zamykający bramę. Obróciła się na siedzeniu. Policyjny radiowóz zamykał jej drogę. Nie wyłączając silnika, wysiadła, ruszyła w jego kierunku. Gliniarz obserwował ją i kiedy podeszła bliżej, otworzył okno.

– Jadę do sklepu – powiedziała.

Policjant przyglądał się jej przez chwilę, jakby ten scenariusz nie należał do grupy dozwolonych.

– Na jak długo? – spytał w końcu. Wzruszyła ramionami.

– Pół godziny? Godzinę?

– Do sklepu? Skinęła głową.

– Muszę zrobić zakupy.

Gliniarz pomilczał jeszcze chwilę i w końcu podjął decyzję.

– W porządku, ale ja zostaję. Obserwujemy dom, nie panią osobiście. Do nas należy przemoc domowa.

Jeszcze raz skinęła głową.

– W porządku. Przecież nikt nie porwie mnie w sklepie. Kiwnął głową, był tego samego zdania. Włączył silnik i cofnął się pod górę, robiąc jej przejazd. Przyglądał się, jak jechała w dół zbocza, a potem wrócił na miejsce.

*

Widzisz, jak otwiera się brama garażu, widzisz wyjeżdżający samochód i zamykającą się z powrotem bramę. Zatrzymuje się na podjeździe. Wysiada. Obserwujesz rozmowę prowadzoną przez otwarte drzwi crown victorii. Gliniarz cofa się, a ona tyłem wyjeżdża na drogę. Gliniarz wraca na pozycję, ona zjeżdża na dół. Uśmiechasz się do siebie i wycofujesz powoli za zasłonę głazów. Wstajesz. Bierzesz się do roboty.

U stóp wzgórza skręciła w lewo, a zaraz potem w prawo, w drogę przelotową prowadząca do Portland. Było zimno. Jeśli temperatura będzie obniżać się jeszcze przez tydzień, spadnie śnieg. Wówczas dokonany przez nią wybór samochodu zacznie wyglądać nieco bezsensownie. Wszyscy inni jeździli wielkimi wozami z napędem na cztery koła albo jeepami, albo ciężkimi pick-upami. Ona zdecydowała się na szybkiego, nisko zawieszonego sedana. Złoty lakier, chromowane felgi, obicia z mięciutkiej garbowanej skóry. Prezentował się wspaniale, ale miał napęd tylko na przednie koła i brakowało kontroli trakcji. Zimą skazana była na poruszanie się pieszo lub proszenie o podwiezienie sąsiadów. Za to silnik sedana pracował niemal bezgłośnie, wóz poruszał się miękko i prowadził jak marzenie.