Выбрать главу

– Po prostu myślałem. Myślałem i myślałem, w dzień i w nocy. Doprowadzało mnie to do szaleństwa. To było takie myślenie: „A co, jeśli?”. Potem pojawiło się kolejne pytanie. „I co jeszcze?”.

Harper patrzyła, jak podciąga szlafrok na ramieniu Scimeki.

– Wiedziałem, że mylą się co do motywu – mówił dalej. – Wiedziałem od samego początku, ale nie mogłem tego zrozumieć. Przecież to cwani ludzie, powtarzałem sobie, nie? A tak strasznie się mylą. Sam siebie pytałem dlaczego? Dlaczego?! Czyżby aż tak zgłupieli? Nagle? Czyżby specjalizacja zawodowa odebrała im zdolność patrzenia? Najpierw byłem przekonany, że o to właśnie chodzi. Małe zespoły, działające wewnątrz wielkich organizacji, czasem przyjmują taką defensywną postawę. Z natury rzeczy. Uznałem, że banda psychologów, którym płacą za rozwiązanie trudnej, bardzo skomplikowanej pracy, nie podda się chętnie, nie powie: „Myliliśmy się, niestety, chodzi o coś zwykłego i prostego”. Wydawało mi się nawet, że to może być podświadome. Ale wreszcie machnąłem ręką. Byłoby to zbyt nieodpowiedzialne. Więc myślałem, myślałem i myślałem. Aż w końcu pozostała tylko jedna odpowiedź. Mylą się, ponieważ chcą się mylić.

– Wiedziałeś, że motywem zajmuje się Lamarr. Bo w istocie to była jej sprawa. Dlatego zacząłeś ją podejrzewać.

Reacher skinął głową.

– No właśnie. Kiedy zginęła Alison, po prostu musiałem zacząć myśleć o Lamarr, ponieważ istniał tu bliski związek, a jak sama powiedziałaś, bliskie związki rodzinne są zawsze znaczące. Zadałem sobie pytanie: A co jeśli zabiła je wszystkie? Jeśli przypadkowość pierwszych trzech ofiar ma tylko zamaskować motyw osobisty w zabójstwie czwartej? Nie miałem jednak pojęcia, jak tego dokonała. I dlaczego? Brakowało motywu osobistego. Może nie były najlepszymi siostrami na świecie, ale układało się im w porządku. Żadnych konfliktów rodzinnych, choćby niesprawiedliwego dziedziczenia. Miały dziedziczyć po równo. Nie musiały być o siebie zazdrosne. Poza tym nie latała, więc jak mogła to być ona?

– Ale…?

– Ale w końcu pękła tama. Chodzi o to, co powiedziała Alison. Przypomniałem sobie o tym dopiero później. Powiedziała, że ojciec umiera, ale „siostry się sobą zajmują, nie?”. Myślałem, że mówi o wsparciu emocjonalnym czy czymś takim, ale potem przyszło mi do głowy, że można to przecież inaczej rozumieć. Co ludzie mają na myśli, używając takiego określenia? Na przykład ty. Piliśmy kawę w Nowym Jorku, dostaliśmy rachunek i wtedy powiedziałaś: „Ja się tym zajmę”. Chodziło o to, że zapłacisz, że ty mnie zaprosiłaś. Pomyślałem: A co, jeśli Alison chciała powiedzieć, że zajmie się Julią? Finansowo? Że się z nią podzieli? Jakby wiedziała, że to ona dziedziczy, Julia nie dostaje nic i jest z tego powodu bardzo rozdrażniona? Ale przecież Julia powiedziała mi, że dziedziczą po równo i że i tak jest bogata, ponieważ stary był hojny i sprawiedliwy? Toteż nagle zadałem sobie pytanie: A co, jeśli w tej sprawie kłamie? Jeśli stary nie był hojny, nie był sprawiedliwy? Jeśli nie jest bogata?

– Kłamała? W tym kłamała? Reacher skinął głową.

– Musiała. Bo nagle zaczęło to mieć sens. Uświadomiłem sobie, że nie sprawia wrażenia bogatej. Ubierała się bardzo tanio. Miała tanią torbę.

– Wyciągałeś wnioski po jej torbie?! Wzruszył ramionami.

– Mówiłem ci przecież, że to domek z kart. Ale doświadczenie mówi mi, że jeśli ktoś dysponuje pieniędzmi większymi niż pensja, jakoś to po nim widać. Może subtelnie, ze smakiem, ale jednak widać. Po Julii Lamarr nic nie było widać. Czyli była biedna. I kłamała. A Jodie powiedziała mi, że w takich sytuacjach w jej firmie zadają kolejne pytanie: I co jeszcze? Kiedy znajdą gościa, który łże w jednej sprawie, zadają sobie pytanie: I co jeszcze? Na jaki temat jeszcze kłamie? Pomyślałem, że ona może kłamać o stosunkach z siostrą. Może nadal jej nienawidzić, może jej zazdrościć, jak wtedy, kiedy była małą dziewczynką. A co, jeśli kłamie o równym podziale spadku? Jeśli w ogóle nie dziedziczy?

– Sprawdziłeś to?

– A mogłem? Sprawdź sama, to zobaczysz. Tylko tak wszystko pasuje. Wtedy pomyślałem: I co jeszcze, do diabła? Co, jeśli wszystko jest kłamstwem? Jeśli kłamie o strachu przed lataniem? Jeśli jest to wielkie, piękne kłamstwo, całe na widoku, takie wielkie i takie oczywiste, że nikt nie poświęci mu nawet chwili uwagi? Pamiętasz, pytałem nawet, jak udaje się jej z tym pracować. Powiedziałaś, że wszyscy jakoś sobie z tym radzą, jak z prawem natury. No więc rzeczywiście, wszyscy sobie z tym radziliśmy. Dokładnie tego chciała. Bo to ją wykluczało, całkowicie, nieodwołalnie. Kłamstwo. Bez wątpienia kłamstwo. Jest zbyt racjonalna, żeby bać się latania.

– Przecież to kłamstwo niemożliwe. To znaczy, albo człowiek lata, albo nie lata – zaprotestowała Harper.

– Sama mi powiedziała, że przed laty nie bała się samolotów. Należy założyć, że potem zaczęła się ich bać. Brzmiało to całkiem przekonująco. No i nikt z nowych znajomych nigdy nie widział jej na lotnisku. Uwierzyli na słowo. Ale, jeśli chciała, potrafiła przestać się bać. Jeśli się opłacało. A jej się bardzo opłacało. Chcesz motywu, ten jest najlepszy w świecie. Alison miała dostać wszystko, a to ona chciała dostać wszystko. Była kopciuszkiem, zżerała ją uraza, zazdrość, nienawiść.

– Ze mnie zrobiła idiotkę – przyznała Harper. – To z pewnością.

Reacher pogładził Scimecę po włosach.

– Zrobiła idiotów ze wszystkich. Nie przypadkiem zaczęła od miejsc najbardziej od siebie odległych. Chciała, żeby wszyscy zaczęli myśleć o geografii, odległościach, zasięgu, dystansie. Usunęła się z naszego pola widzenia. Wykluczyliśmy ją podświadomie.

Harper milczała przez krótką chwilę.

– Ale… taka była wstrząśnięta. Pamiętasz” nawet się popłakała. Popłakała się przy nas wszystkich.

Reacher potrząsnął głową.

– Wcale nie była taka wstrząśnięta. Raczej przerażona. W tym momencie znalazła się w największym niebezpieczeństwie. Pamiętasz, co było przedtem? Odmówiła wzięcia urlopu okolicznościowego. Wiedziała, że musi trzymać się blisko nas, kontrolować sytuację, gdyby sekcja zwłok jednak coś ujawniła. Potem ja zacząłem kwestionować motyw i cała spięła się jak cholera, ponieważ mogłem pójść we właściwym kierunku. Popłakała się, kiedy powiedziałem, że chodzi o kradzież wojskowej broni. Nie dlatego, że była wstrząśnięta, tylko z ulgi. Nie wykurzyłem lisa z jamy. Nadal była bezpieczna. Pamiętasz, co wtedy zrobiła?

Harper skinęła głową.

– Natychmiast poparła tę twoją teorię o broni.

– Właśnie – powiedział Reacher. – Nagle stała się jej zagorzałą zwolenniczką. Wkładała mi w usta odpowiednie słowa. Powiedziała, że powinniśmy myśleć wielotorowo, spróbować tego podejścia, poświęcić mu cały nasz wysiłek. Uczepiła się kurczowo czegoś, o czym wiedziała, że jest błędne. Cały czas myślała, improwizowała jak szalona, posłała nas w kolejną ślepą uliczkę. Nie myślała jednak wystarczająco dobrze. W tym rozumowaniu był błąd wielkości góry.

– Jaki błąd?

– To przecież zupełnie niemożliwe, by jedenastoma świadkami było wyłącznie jedenaście kobiet, żyjących potem ostentacyjnie samotnie. Powiedziałem ci, że częściowo był to eksperyment. Chciałem sprawdzić, kto mnie nie poprze. Okazało się, że tylko Poulton. Blake się nie liczył, był wytrącony z równowagi, bo Lamarr była wytrącona z równowagi. Lamarr poparła mnie z całego serca. Poparła mnie manifestacyjnie, bo gwarantowałem jej bezpieczeństwo. A potem wróciła do domu, otoczona powszechnym współczuciem i sympatią. Jednak nie wróciła do domu, a przynajmniej nie na dłużej, niż wymaga tego spakowanie torby. Przyleciała tu i zabrała się do roboty.