Выбрать главу

Czego to nie musiałem tłumaczyć! Spośród wszystkich ludzi mężnego i szlachetnego rycerza, sir Rogera de Tourneville, wielbię najbardziej, ale kiedy łaskawie opowiadał o swych angielskich włościach (tych mniejszych, które zajmowały ledwie trzy planety) i o osobistej obronie Roncesvaux przeciwko czterem milionom pogan, czy też o zdobyciu (w pojedynkę) Konstantynopola lub o pobycie we Francji, gdzie przyjął zaproszenie swego gospodarza, by skorzystać z „prawa pierwszej nocy” na dwustu chłopskich weselach tegoż samego dnia — jego słowa ledwie przechodziły mi przez gardło, choć przecież równie, dobrze znałem liczne dworskie romanse, jak i żywoty świętych. Moją jedyną pociechą było to, że niewiele z jego bezwstydnych kłamstw ocalało wobec trudności językowych i wersgorski herold rozumiał tylko tyle, że ma do czynienia z kimś, kto jest mocny w gardle. Próbował, biedak, wywrzeć na nas podobne wrażenie, ale sir Roger, zawsze mający bujną wyobraźnię (wybacz mu, Panie) tego dnia był jak natchniony.

Herold zgodził się zatem w imieniu swego pana, że zawieszenie broni będzie w mocy na czas rozmów w namiocie wzniesionym w pół drogi między obozami. Każda strona miała wysłać tam koło południa grupę nieuzbrojonych mediatorów Na czas rozejmu zakazane zostały loty wszystkimi maszynami w zasięgu wzroku drugiego z obozów.

— I co ty na to? — wykrzyknął radośnie sir Roger, kiedy galopowaliśmy z powrotem. — Nie zrobiłem tego najgorzej, prawda?

— T-t-t-t — to było wszystko, na co stać mnie było przy tym galopie. Gdy zwolnił, spróbowałem odezwać się ponownie: — Rzeczywiście, panie, święty Jerzy — czy, jak się obawiam, święty Dyzma, patron złodziei — musiał cię wziąć pod opiekę, ale…

— No? — ponaglił mnie. — Nie obawiaj się wypowiedzieć szczerze, co myślisz, bracie Parvusie. Często sądzę,.że masz więcej rozumu niż wszyscy moi oficerowie razem wzięci.

— A zatem, mój panie, wymogłeś na nich ustępstwa na jakiś czas. Jak powiedziałeś, zachowują ostrożność obserwując nas — ale jak długo uda się ich zwieść? Są już od wieków rasą imperialną, bez wątpienia mieli do czynienia z wieloma dziwnymi ludami żyjącymi w różnych warunkach. Czy nie wykryją szybko prawdy o nas i nie zaatakują — widząc nasze nikłe szeregi, przestarzałą broń i brak statków powietrznych własnej budowy?

Zacisnął usta spoglądając w stronę pawilonu, który zamieszkiwała jego żona i dzieci.

— Oczywiście, że wykryją, ale chcę tylko na krótko ich powstrzymać.

— A potem co?

— Nic wiem. — Obrócił się ku mnie z twarzą upodobnioną do maski drapieżnika. — Ale to moja tajemnica, rozumiesz? Mówię ci to jak na spowiedzi, bo niech tylko wyjdzie na jaw, niech tylko lud nasz się dowie, że w istocie znalazłem się w opałach i nie mam żadnych planów to… już po nas.

Przytaknąłem, a sir Roger spiął konia ostrogami i pogalopował do obozu, krzycząc jak mały chłopiec.

ROZDZIAŁ IX

Podczas długiego oczekiwania, aż na Tharixanie nastąpi południe, mój pan wezwał oficerów na naradę. Ustawiono stół przed głównym budynkiem i tam się rozsiedliśmy.

— Z łaski boskiej — zagaił sir Roger — mamy trochę czasu. Zauważyliście, że nawet poleciłem wylądować wszystkim ich statkom. Wykłócę się z nimi o jak najdłuższy rozejm i ten czas trzeba wykorzystać. Musimy umocnić naszą obronę i przetrząsnąć ten fort, szczególnie szukając map, ksiąg i innych źródeł wiedzy. Ci z naszych, którzy maja smykałkę do mechaniki, muszą zbadać i wypróbować każda maszynę, abyśmy mogli nauczyć się latać, posługiwać ekranami i w każdy możliwy sposób dorównać wrogowi. To wszystko trzeba robić ostrożnie, w miejscach niewidocznych, bo gdyby się dowiedzieli, że my dopiero uczymy się ich sposobów… — uśmiechnął się i przesunął palcem po gardle.

Jego kapelan, dobry ojciec Simon, z lekka pozieleniał. — Czy koniecznie musisz…? — jęknął.

— Dla ciebie też mam zajęcie. Będę potrzebował brata Parvusa jako tłumacza, a że mamy jednego więźnia, Branithara, władającego łaciną…

— Nie powiedziałbym tego, panie — uznałem za właściwe przerwać sir Rogerowi. — lego deklinacje są potworne, a tego, co wyprawia z czasownikami nieregularnymi, nie godzi się powtarzać w szlachetnym gronie.

— Mimo wszystko, dopóki nie nauczy się porządnie angielskiego, potrzebny jest ksiądz, aby z nim rozmawiać. A on musi wyjaśniać wszystko, co w ich urządzeniach będzie niezrozumiałe dla naszych ludzi. Musi też. być tłumaczem dla innych specjalistów, których z pewnością sporo schwytaliśmy.

— Czy tylko on się na to zgodzi? — zastanowił się ojciec Simon.

— Mój synu, jeśli tylko ma dusze, to i tak jest najnieposłuszniejszym z pogan. Toż ledwo przed paru dniami, na statku, jąłem czytać mu głośno Księgę Pokoleń, ale dotarłszy raptem do Jafeta spostrzegłem, że zatwardzialec usnął!

— Przyprowadźcie go — zarządził mój pan. — I poszukać mi jednookiego Huberta. Ma się tu stawić z całym oporządzeniem.

Czekaliśmy rozmawiając ściszonymi głosami. Alfred Edgarson zauważył moje milczenie.

— Cóż to, bracie Parvusie? — zagrzmiał. — Cóż ci dolega? Zdaje mi się, że będąc pobożnym człowiekiem nie masz wielu powodów do obaw. Przecież, nawet my, prowadząc się najlepiej jak umiemy, nie obawiamy się niczego. Może tylko czyśćca. Ale potem i tak przyłączymy się do świętego Michała, strażnika niebiańskich murów, czyż nie?

Nie psułbym im nastroju opowieściami o własnych strapieniach, ale że nalegali, uległem.

— Tak, myślę, dobrzy ludzie, że być może najgorsze już na nas spadło.

— Co masz, na myśli? — warknął sir Brian Fitz-William. — Nie siedź ponuro, tylko mów!

— Nie możemy dokładnie określić czasu naszej podróży — wyszeptałem. — Klepsydry bywają bałamutne, a zresztą i tak. odkąd tu jesteśmy, nie mieliśmy czasu zająć się nimi. Jak długi jest tu dzień? Która to teraz godzina na naszej Ziemi?

Sir Brian popatrzył na mnie nie rozumiejąc.

— Rzeczywiście, nie mam o tym pojęcia, l co z tego?

— Sądzę, i/.żeś śniadał dziś. jedząc wołowy udziec — odparłem..-Pewien jesteś, że to nie jest piątek?

Zaparło im oddech i patrzyli na siebie i na mnie okrągłymi oczami.

— A kiedy przypada niedziela? — ciągnąłem podniesionym głosem. — Kto/na początek adwentu? Jak wyznaczymy Wielki Post i Wielkanoc z tymi dwoma rozbieganymi księżycami, które, wszystko mylą?

Thomas Bullard ukrył twarz w dłoniach.

— Jesteśmy zgubieni! Sir Roger wstał.

— Nie! — krzyknął pośród tego żałobnego nastroju. — Nie jestem duchownym ani nie przesadzam z pobożnością, ale to wiem, że sam Pan orzekł, iż szabat został stworzony dla człowieka, a nie człowiek dla szabatu.

— W nadzwyczajnych okolicznościach mogą przyznać specjalne dyspensy — niepewnie oznajmił ojciec Simon. — Jednak nie wiem, jak długo mogę nadużywać takiej władzy.

— Nie podoba mi się to — mruknął Bullard. — Widzę w tym znak, że Bóg się od nas odwrócił, skoro dopuścił do zamieszania w sprawie postów i świąt.

Sir Roger poczerwieniał. Przez chwilę stał i patrzył, jak odwaga opuszcza jego ludzi, całkiem jak wino z pękniętej beczki, po czym ze śmiechem zawołał:

— Czy nasz Pan nie rozkazał swoim uczniom iść jak najdalej przed siebie i głosie Jego słowa, obiecując przy tym, że będzie z nimi zawsze? Ale nie przekrzykujmy się słowami Pisma. Możliwe, że w tej materii grzeszymy odrobinę, ale jeśli tak jest, to nie mamy co rozpaczać, lecz myśleć o poprawie. Jako pokutę złożymy kosztowne ofiary: A środki na nie… Czyż nie mamy całego imperium w zasięgu ręki? Możemy wycisnąć z niego taki łup, że aż wytrzeszczą te żółte ślepia. Otóż i dowód, że sam Bóg nas na tę wojnę prowadzi! — Wyciągnął miecz, oślepiający w świetle słonecznym, i trzymał go rękojeścią ku górze. — Na mą pieczęć i broń rycerza, która też jest znakiem krzyża, ślubuję stoczyć bitwę na chwałę bożą!