Выбрать главу

Tharixan pozostał za nami i znaleźliśmy się w owej dziwnej sytuacji, nurkując w więcej wymiarów niż trzy euklidesowe; w coś, co Wersgorowie nazywali „nadświetlną”. Znowu z każdej strony świeciły gwiazdy i zabawialiśmy się dawaniem nazw nowym konstelacjom — oto był Rycerz Oracz, Kusza i inne, takie, których miana nie nadają się do tego, by powtórzyć je w tym sprawozdaniu. podróż nie była długa, zaledwie parę dni ziemskich — jak mogliśmy w przybliżeniu określić na naszych czasomierzach. Pozwoliła nam odetchnąć i aż rwaliśmy się do czynu. Zbliżając się do układu planetarnego Bodavant.

Zrozumieliśmy już, że wiele jest kolorów i rozmiarów słońc, mocno ze sobą pomieszanych. Wersgorowie, tak jak ludzie, lubili małe i żółte. Bodavant był czerwieńszy i zimniejszy, a chociaż jedyna zamieszkana tu planeta nadawała się dla ludzi czy Wersgorów, była dla nich zbyt zimna i ciemna. Stąd też nasi wrogowie nie podbili Jarów, którzy ją zasiedlali, nie dopuszczali tylko, by zdobyli oni większą liczbę kolonii niż posiadali, nim zostali odkryci, oraz zmusili ich do zawarcia jedynie niekorzystnych transakcji handlowych.

Planeta wisiała nad nami jak olbrzymia tarcza, pocętkowana i rdzawa na tle gwiazd, kiedy nadciągnęły ich okręty wojenne. Zgodnie z ich sygnałami nakazaliśmy naszej flotylii przystanąć — to znaczy przestaliśmy przyśpieszać i po prostu zawiśliśmy w przestrzeni na „hiperbolicznej orbicie”, którą wyznaczył okręt Jarów. Ale te problemy nawigacji niebieskiej wywołują u mnie bóle głowy; wole pozostawić je astrologom i aniołom.

Sir Roger zaprosił admirała Jarów na pokład naszego flagowca. Używaliśmy oczywiście jeżyka wersgorskiego, ze mną jako tłumaczem, ale przełożę jedynie sens rozmowy, pomijając nużące kluczenie, które miało miejsce.

Przyjęcie zostało przygotowane tak, by zrobić wrażenie na gościach: wzdłuż korytarza od wejścia aż do górnej kabiny stali zbrojni. Kusznicy w zielonych kubrakach i pończochach przystroili czapki piórami i złożyli broń przed sobą. Zwykli piechurzy wypolerowali kolczugi i płaskie hełmy i uformowali szpaler uniesionych pik; obok nich, tam gdzie pozwalał na to wyższy i szerszy korytarz, błyszczało dwudziestu jeźdźców w pełnym uzbrojeniu, z proporcami, herbami, piórami i kopiami, dosiadających naszych największych rumaków. Przy ostatnich drzwiach stał łowczy sir Rogera z sokołem na dłoni i sforą dogów u stóp. Brzmiały trąby, dudniły bębny, rżały konie, ujadały psy, a cały statek rozbrzmiewał krzykiem jakby ze szczerych serc dobiegającym:

— Bóg i święty Jerzy za miłą Anglie! Wiwat!

Jairowie wyglądali na mocno zaskoczonych, lecz szli wzdłuż tego szpaleru do jadalni zamienionej na sale audiencyjną. Obwieszona była najwspanialszymi ze zdobytych przez nas tkanin, a przy końcu stołu, na tronie zbitym pośpiesznie przez naszych cieśli, siedział sir Roger w otoczeniu halabardników i kuszników. Kiedy weszli Jarowie, uniósł złoty puchar wersgorski i wypił ich zdrowie angielskim piwem. Chciał użyć wina, ale ojciec Simon zdecydował się zostawić je do komunii świętej, dowodząc, że obce diabły nie poznają różnicy.

— Waes naeil! — ozwał się uroczyście sir Roger angielską frazą, którą upodobał sobie, chociaż normalnie wolał używać bliższego mu na co dzień francuskiego.

Jarowie wahali się, aż paziowie wskazali im miejsca tak ceremonialne, jak na dworze królewskim. Odmówiłem wówczas różaniec i poprosiłem o błogosławieństwo dla obrad. Nie było to — przyznaję — czynione tylko z religijnych przyczyn: wiedzieliśmy, że Jarowie używali jakichś formuł słownych, by przywołać ukryte moce ciała i ducha. Jeśli mogli być wystarczająco zaskoczeni, aby wziąć mą dźwięczną łacinę za bardziej ostentacyjną formę tego samego, to nie było to grzechem, prawda?

— Witajcie, mój panie — rzekł sir Roger. Wyglądał na bardziej wypoczętego i pojawiła się nawet w jego oczach szatańska iskierka, tylko ci, którzy go dobrze znali, mogli odgadnąć, że kryła się za tym zupełna pustka. — Proszę o wybaczenie z powodu bezceremonialnego wtargnięcia do waszego dominium, ale wieści, jakie przynoszę, nie mogą czekać.

Admirał Jarów pochylił się z napięciem ku przodowi. Był nieco wyższy od człowieka, choć smuklejszy i zgrabniejszy. Miał na ciele szare futro z białą krezą wokół głowy; na twarzy kocie wąsy, oczy czerwone, w sumie jednak dość przypominał człowieka. To znaczy człowieka z tryptyków malowanych przez niezbyt zręcznego malarza. Nosił obcisłe ubranie z brązowego materiału oraz dystynkcje. Ale w porównaniu z naszym przepychem wyglądał, tak on, jak i jego ośmiu towarzyszy, niezbyt ciekawie.

Jego imię, jak się później dowiedzieliśmy, brzmiało Beljad Sor Van. Tak jak oczekiwaliśmy, słusznym okazało się przypuszczenie, że ten, kto zajmuje się obroną międzyplanetarną, jest też wysoką osobistością w rządzie.

— Nie sądziliśmy, że Wersgorowie zaufają aż tak jakiejś rasie, że uzbroją ją jako swych sprzymierzeńców — powiedział Jar.

— Wcale nie, szlachetny panie — zaśmiał się sir Roger. — Przybywamy z Tharixanu, który właśnie zdobyłem. Używamy zdobycznych statków wersgorskich, aby oszczędzić własne.

Beljad siedział, jakby kij połknął, a jego futro zjeżyło się z podniecenia.

— Jesteście więc inną rasą międzygwiezdną? — krzyknął.

— Nazywają nas Anglikami — rzekł wymijająco sir Roger. Nie chciał okłamywać potencjalnych sprzymierzeńców bardziej, niż było to konieczne, gdyż jeśli by to wykryli, ich oburzenie mogłoby okazać się kłopotliwe. — Nasi panowie posiadają rozległe włości zagraniczne, takie jak Ulster, Leinster, Normandia, ale nie będę was męczył katalogiem planet.

Tylko ja zauważyłem, że właściwie nie powiedział, iż te hrabstwa i księstwa są planetami.

— Mówiąc otwarcie, nasza cywilizacja jest bardzo stara; zapisy sięgają więcej niż pięć tysięcy lat wstecz. — Użył wersgorskiej miary czasu, uprzednio przeliczając, a któż zaprzeczy, że Pismo Święte nie ukazuje wydarzeń od czasów Adama?

Na Beljadzie wywarło to mniejsze wrażenie, niż się spodziewaliśmy.

— Wersgorowie chwalą się tylko dwoma tysiącami lat wyraźnie ustalonej historii, ponieważ ich cywilizacja odbudowała się na nowo po ostatniej niszczącej wojnie — powiedział. — Jarowie zaś posiadają wiarygodny zapis dziejów obejmujących ostatnie osiem milionów lat.

— Od jak dawna latacie w Kosmosie? — zapytał sir Roger.

— Jakieś dwa wieki.

— Aha. Nasze najwcześniejsze eksperymenty tego rodzaju odbyły się… jak dawno, bracie Parvusie?

— Jakie trzy i pół tysiąca lat temu w miejscu o nazwie Babel — powiedziałem im.

Beljad głośno przełknął ślinę, a sir Roger ciągnął bez zająknięcia:

— Wszechświat jest tak duży, że rozrastające się królestwo angielskie dopiero niedawno natrafiło na dominium wersgorskie. Nie zdając sobie sprawy z naszej potęgi to oni zaatakowali nas bez uprzedzenia. Znacie zresztą ich zapęd do walki; my sami zaś jesteśmy rasą pokojową. — Dowiedzieliśmy się od więźniów, którzy mówili o tym z pogardą, że republika Jarów nie uznaje wojen i nigdy nie skolonizowała planety, która już była zamieszkana. Sir Roger złożył ręce i uniósł oczy ku górze. — Jednym z naszych podstawowych przykazań jest „Nie zabijaj”, ale większym grzechem jest pozwolić, aby tak okrutna i niebezpieczna siła jak Wersgorowie nadal mordowała bezradne ludy.