Выбрать главу

— Znasz, drogi panie, argumenty przedstawione przez nas Jarom — odparł sir Roger. — Są one nie mniej stosowne dla Pur… pur… czy jak tam, na Panienkę Najświętszą, nazywa się ta wasza planeta.

Czułem rozdrażnienie w stosunku do barona, który zrzucił na mnie cały ciężar rozmowy i uprzejmości w dobieraniu słówek. Wersgorski był językiem tak barbarzyńskim, że nadal nie mogłem w nim odpowiednio myśleć. Gdym tedy tłumaczył francuszczyznę sir Rogera, najpierw przekładałem jego słowa na angielski z moich czasów chłopięcych, potem na dostojne frazy łacińskie, by na ich podstawie budować zdanie wersgorskie, a te Ethelbert tłumaczył w swym umyśle na pr?+tański… Cudowne są dzieła boże.

— Roje wiele ucierpiały w przeszłości — przyznał ambasador. — Wersgorowie ograniczają ruchy naszej floty i pozaplanetarne włości, i domagają się wielkich danin w szlachetnych metalach, ale nasz własny świat jest dla nich bezużyteczny, a zatem nie mamy. powodu lękać się całkowitego podboju, tak jak może on grozić Bodzie i Ashenkowi. Po co mamy prowokować ich gniew?

— Te stworzenia nie znają pojęcia honoru, więc mu powiedz, że jeśli pokonamy Wersgorów, będą zwolnieni od wszystkich ograniczeń i danin.

— Oczywiście — początek odpowiedzi był chłodny. — Jednak zysk nie jest tak duży, by równoważyć ryzyko zbombardowania planety i jej kolonii.

— I to ryzyko może być niewielkie, jeśli wszyscy przeciwnicy Wersgorixanu zaczną działać wspólnie. Zbyt to zajmie wroga, by mógł podjąć ofensywę.

— Takie sprzymierzenie jeszcze nie istnieje.

— Mamy powody, by wierzyć, że obecny tu przywódca Ashenkoghlów planuje przyłączyć się do nas. Jeśli tak, to pozostałe klany uczynią podobnie, choćby po to, by on sam nie zyskał nadmiernej władzy.

— Panie — zaprotestowałem po angielsku — wiesz, że ten Ashenk daleki jest o ryzykowania swojej floty.

— Nie szkodzi, powtórz temu potworowi, com powiedział.

— Mój panie, to nie jest prawda!

— Sprawimy wszakże, że nie będzie też łgarstwem. Zakrztusiłem się taką kazuistyką,.alem posłusznie tłumaczył. Ethelbert na to:

— Na czym opierasz swój sąd? Ów Ashenk jest znany z ostrożności.

— Naturalnie. — Żal mi było, że spokojny ton sir Rogera marnował się dla tych nieludzkich uszu. — Dlatego właśnie nie rozgłasza swoich zamiarów. Nie wszyscy jednak w jego otoczeniu zdołają się oprzeć i mogą dać do zrozumienia…

— To należy sprawdzić — stanowczo rozstrzygnął Ethelbert. Prawie mogłem przeniknąć jego myśli: zaprzęgnie oto do pracy swych szpiegów, wynajętych Jarów.

Pośpieszyliśmy w inne miejsce i wznowiliśmy rozmowy z młodym Ashenkiem. Ten porywczy centaur chciał wojny, w której mógł przecież zdobyć sławę i bogactwo. Wyjaśnił szczegóły organizacji, prowadzenia rejestrów, komunikacji… wszystko, co było potrzebne sir Rogerowi. Potem baron udzielił mu wskazówek, jakie dokumenty należy sfałszować i podrzucić agentom Ethelberta, jakim słowom pozwolić wymknąć się z pijanych ust, jakie niezręczności popełnić przy próbach przekupywania Jarów… Niebawem wiedzieli wszyscy, oprócz samego ambasadora, że flota Ashenkoghli planuje przyłączyć się do nas.

Ethelbert zatem wysłał na Pr?+t zalecenie przyłączenia się do wojny. Oczywiście zrobił to w sekrecie, ale sir Roger przekupił inspektora poczty dyplomatycznej Jarów, któremu obiecano cały archipelag na Tharixan. Była to sprytna inwestycja mego pana, jako że umożliwiła mu pokazanie owej tajnej przesyłki dyplomacie Ashenkoghli. A ten, przekonawszy się, jakie wielkie zaufanie. pokłada w naszej sprawie Ethelbert, wnet posłał po swoją flotę i napisał do sprzymierzonych klanów o poparcie.

Wywiad wojskowy Body wiedział już, co w trawie piszczy. Jarowie nie mogli pozwolić by Pr?+tanie i Ashenkoghli zebrali tak bogate żniwo, a oni sami pozostali z boku. Dlatego uradzili przyłączyć się do sprzymierzonych. Odpowiednio poinstruowany parlament wypowiedział wojnę Wersgorom. Sir Roger szczerzył zęby od ucha do ucha.

— To było dziecinnie łatwe — odkrzykiwał wychwalającym go oficerom. — Wystarczyło tylko dowiedzieć się, jak wszystko tu się kręci, a to nigdy nie było sekretem. Gwiezdne narody wpadły w pułapkę, jaka by nigdy nie zwiodła najgłupszego z niemieckich książątek.

— Czy to możliwe, panie? — zastanowił się sir Owain. — Są starsi, mądrzejsi i silniejsi niż my.

— Zgoda, starsi i silniejsi. Ale nigdy mądrzejsi. — Baron miał tak dobry humor, że nawet do tego rycerza zwracał się ze szczerą przyjaźnią. — Nie mądrzejsi. Kiedy trzeba intrygi, nie jestem w tym takim mistrzem jak Włosi, ale ci tutaj są zupełnie jak dzieci.

A czemu? Jest na Ziemi bez liku narodów i panów feudalnych, od wieków wojujących ze sobą. Czemu mieliśmy tak wiele wojen z Francją? Bo książę andegaweński był w jednej osobie Francuzem i suwerennym królem Anglii! Pomyślcie, do czego to doprowadziło, a jest to tylko drobny przykład. Z konieczności poznaliśmy wszelkie łotrostwa istniejące na-Ziemi.

Tutaj od wiek wieków jedyną prawdziwą potęgą byli Wersgorowie. Dokonywali podbojów tylko jednym sposobem — niszczyli rasy nie posiadające odpowiedniej broni, siłą zaś narzucali swoją wolę trzem innym narodom posiadającym niejakie umiejętności wojenne. Te, ubezwłasnowolnione., nawet nie próbowały spiskować przeciw zwycięzcom. Taka sytuacja nie wymagała nigdy większego wojska ani dyplomacji niż trzeba do zabawy w śnieżki. Więc i nie trzeba mi było wielkich zdolności, by wykorzystać prostactwo, chciwość, narastający gniew i rywalizację.

— Jesteście zbyt skromni, panie — uśmiechnął się sir Owain.

— Ależ! — ukontentowanie barona zniknęło. — Szatan ma w opiece takie sprawy. Jedyne naprawdę ważne jest to, że my tu sobie będziemy siedzieć i dusić się do czasu ruszenia ich floty. A w tym czasie wróg cały czas jest w drodze!

Zaiste, był to straszliwy czas. Nie mogliśmy opuścić Body i lecieć do fortecy, do naszych bliskich, ponieważ przymierze było wciąż nietrwałe/ Setki razy sir Roger musiał je naprawiać i uciekać się przy tym do środków, za które w przyszłym życiu wiele mu przyjdzie zapłacić. Spędzaliśmy czas, jak się dało; studiując historię, języki, geografię (czy może: astrografię?) i mechanikę. Te ostatnie studia czynione były pod pretekstem porównywania miejscowych urządzeń z naszymi, które naturalnie były o wiele lepsze. Szczęśliwie (aczkolwiek do szczęścia już zdążyliśmy się przyzwyczaić) sir Roger wyłudził od oficerów mapy i dokumenty jeszcze przed opuszczeniem Tharixanu, a te dotyczyły zdobycznej broni, jeszcze nie znanej sprzymierzeńcom. I tak mogliśmy pokazać jakąś szczególnie skuteczną ręczną broń palną oraz bombę i chełpić się, że to angielski oręż, pilnie przy tym dbając, by żaden z obserwatorów nie miał okazji oglądać ich zbyt dokładnie. Tej nocy, gdy powrócił łącznikowy statek Jarów z wieścią o przybyciu wrogiej armady na Tharixan, sir Roger samotnie udał się do swej komnaty. Nie wiem, co tam zaszło, ale nazajutrz miecz barona wymagał naostrzenia, a wszystkie meble leżały w drzazgach.

Bogu dzięki, że skończyło się oczekiwanie. Flota Bodavantu stała już zgromadzona na orbicie. Przybyło jeszcze kilkadziesiąt smukłych krążowników z Ashenku. Niebawem pojawiły się pudełkowate maszyny z trującego Pr?+t. Ruszyliśmy do walki.

Po przedarciu się przez wrogą flotę i sforsowaniu atmosfery spojrzałem na Tharixan. Pierwsze wrażenie zrodziło we mnie wątpliwości, czy zostało tam jeszcze cokolwiek do uratowania. Setki mil lądu leżały sczerniałe, porozrywane wybuchami i wyludnione. Tam, gdzie niedawno uderzył pocisk, jeszcze płonęły stopione skały. Delikatna śmierć, wyczuwalna tylko przez instrumenty, wyjałowiła cały kontynent i przez całe lata miała tam pozostać.