Выбрать главу

Delikatny nosek-lady Katarzyny zmarszczył się odrobinę: w jej dawnym domu piwo uważane było za napój gminu. Kiedy już siedziałem, sir Roger nachylił się ku mnie i spytał:

— Cóż odkryłeś? Czy ten, którego pojmaliśmy, to demon?

Nad stołem zapadła, cisza; nawet psy zamilkły. Słyszałem trzask płomieni w palenisku i szelest starych, pokrytych kurzem chorągwi zwisających z pułapu.

— Sądzę, że tak, mój panie — odparłem ostrożnie — bo mocno się wzburzył, gdy skropiliśmy go wodą święconą.

— Ale nie zniknął w kłębie dymu? Ha! Jeśli to demon, to nie pokrewny żadnemu, o których słyszałem. Są śmiertelni jak ludzie.

— Nawet bardziej, panie — stwierdził jeden z kapitanów — nie mogą bowiem posiadać duszy.

— Nie interesują mnie ich przeklęte dusze — parsknął sir Roger. — Chcę poznać ich statek, Chodziłem po nim, gdy walka się skończyła. Jest olbrzymi. Moglibyśmy na jego pokładzie zmieścić całe Ansby i jeszcze by było dość miejsca. Pytałeś demona, czemu tylko stu ich potrzebowało aż takiej przestrzeni?

— Niedorzeczność! Wszystkie demony znają łacinę. Ten jest po prostu uparty.

— A może by tak krótkie spotkanie z twoim katem? — spytał sir Owain Montbelle…

— Nie — odparłem. — Lepiej tego nie robić. Zdaje się, że on może szybko nauczyć się wszystkiego: już powtarza za mną sporo słów i nie sądzę, by tylko udawał niewiedzę. Dajcie mi parę dni, a będę mógł z nim porozmawiać.

— Kilka dni to może być za wiele — mruknął sir Roger. Rzucił psom obgryzioną uprzednio wołową kość i hałaśliwie oblizał palce. Lady Katarzyna zrobiła niezadowoloną minę i wskazała na miseczko z wodą oraz ręcznik, spoczywające przed nim.

— Wybacz, najdroższa — wymamrotał sir Roger. — Nigdy nic mam pamięci do tych wynalazków. Sir Owain wybawił go z zakłopotania, pytając:

— Czemu to parę dni ma być długo? Przecież nie spodziewacie się następnego okrętu?

— Nic. Ale ludzie będą zbyt długo obozować w spoczynku. Byliśmy już prawie gotowi do wymarszu, a tu takie coś…

— No i co? Nic możemy wyruszyć planowanego dnia?

— Nic, głupcze! — Pięść sir Rogera wylądowała na stole. Kielich podskoczył. — Nic widzisz, jaka to okazja? Niechybnie zesłali nam ją sami święci.

Kiedy siedzieliśmy przerażeni, on mówił dalej z pasją: — Możemy na pokład tej machiny wziąć całą wyprawę: konie, krowy, świnie, ptactwo — nic będziemy się martwić o zapasy. Niewiasty też i wszystkie wygody domowe, l czemu nie dziatwę? Nie zważajmy na zbliżające się żniwa; zboże może rosnąć jakiś czas bez dozoru, a przezorniej trzymać wszystkich razem na wypadek drugich takich odwiedzin. Nie wiem, jakie moce posiada ten statek prócz latania, ale sam jego widok wzbudzi taki strach, że prawic nie będziemy musieli walczyć. Weźmy go więc za Kanał Angielski i skończmy wojnę z Francuzem do połowy tego miesiąca. Pojmujecie? Wówczas pójdziemy dalej i wyzwolimy Ziemię Świętą, i powrócimy na czas sianokosów!

Długa cisza skończyła się nagle taką burzą wiwatów, że moje słabe sprzeciwy zostały zagłuszone. Uważałem cały ten plan za szaleństwo i tak też myślała, jak spostrzegłem, lady Katarzyna oraz parę innych osób. Reszta jednak śmiała się i krzyczała, aż huczało w sali.

Sir Roger obrócił się ku mnie z zaczerwienionym obliczom.

— To zależy od ciebie, bracie Parvusie. Jesteś najlepszym z nas wszystkich w sprawach języków. Masz nakłonić demona, aby mówił, lub nauczyć go tej sztuki. On musi nam pokazać, jak żeglować tym statkiem!

— Mój szlachetny panie — jęknąłem.

— Wspaniale! — Sir Roger klepnął mnie w plecy tak, że zakrztusiłem się i omal nie zleciałem z zydla. — Wiedziałem, że możesz to uczynić. Twą nagrodą będzie przywilej udania się z nami! I stało się tak, jakby miasteczko i wojsko jednego doznali opętania. Z pewnością jedynym roztropnym wyjściem byłoby wysłać posłanie do biskupa i do samego Rzymu z błaganiem o rade. Ale nie, oni musieli jechać natychmiast i to wszyscy: żony nic opuszczą swoich mężów rodzice dzieci, dziewki kochanków. Najniższy chłop pańszczyźniany spozierał ze swego poletka, marząc o wyzwoleniu Ziemi Świętej i zebraniu po drodze skrzyni złota.

Czegóż innego można oczekiwać od ludu wywodzącego się z Sasów, Duńczyków i Normanów?

Powróciłem do opactwa i spędziłem całą noc na kolanach, modląc się o jakikolwiek znak, lecz święci zachowali milczenie, wobec czego udałem się po jutrzni do opata i z ciężkim sercem powiedziałem, co zarządził baron. Opat był zły, że nie zezwolono nam najpierw porozumieć się z władzami kościelnymi, lecz postanowił, że najlepiej będzie, jeśli zrazu się podporządkujemy. Zostałem zwolniony z innych obowiązków, abym mógł porozumieć się z demonem.

Oporządziłem się i udałem do celi, w której go trzymaliśmy. Była to wąska komnata, znajdująca się w połowie pod ziemią, używana zwykle przez pokutników. Brat Tomasz, nasz kowal, wykonał łańcuchy, którymi przykuł stwora do ściany. Ten leżał na słomianym sienniku, przedstawiając sobą przerażający widok w ciemności. Jego pęta szczęknęły, kiedy powstał na moje wejście. Nasze relikwie znajdowały się w pobliżu, tuż poza jego świętokradczym zasięgiem, aby kość udowa świętego Osberta i mleczny ząb trzonowy świętego Willibalda nie pozwoliły mu rozerwać więzów i uciec z powrotem do piekła.

Chociaż nie byłbym niezadowolony, gdyby tak uczynił.

Przeżegnałem się i przykucnąłem, cały czas pod spojrzeniem jego żółtych oczu. Przyniosłem papier, atrament i pióro, aby spożytkować ów niewielki talent do rysowania, jaki posiadałem. Naszkicowałem człowieka i rzekłem — Homo — wydawało mi się bowiem roztropniejsze uczyć go łaciny niż jakiegokolwiek języka właściwego jednemu tylko narodowi. Po czym narysowałem drugiego człowieka i pokazałem mu, mówiąc na tych dwóch: homines. Tak się to zaczęło, a on uczył się szybko.

Wkrótce poprosił o papier, który mu dałem: rysował znacznie lepiej ode mnie. Powiedział, że imię jego brzmi Branithar, a jego rasa zowie się Wersgor. Nic umiałem znaleźć tych terminów, w demonologii, lecz później pozwoliłem mu kierować naszymi studiami (jako że jego rasa uczyniła naukę z nabywania nowych języków) i tym sposobem praca posuwała się znacznie szybciej.

Pracowałem z nim długie godziny i przez parę następnych dni niewiele oglądałem świata poza celą. Sir Roger trzymał swą zdobycz w ukryciu i myślę, że najbardziej obawiał się, że jakiś hrabia lub książę mógłby zająć statek dla siebie. Baron spędzał na jego pokładzie długie godziny razem z co śmielszymi ludźmi, próbując zgłębić istotę wszystkich napotkanych cudów.

Do tego czasu Branithar nauczył się już narzekać na wyżywienie złożone z chleba i wody i grozić zemstą. Wciąż się go obawiałem, lecz udawałem odważnego. Naturalnie, nasza rozmowa była o wiele wolniejsza, niż ją tutaj przedstawiam, z wieloma przerwami, kiedy to szukaliśmy słów lub wyjaśnialiśmy sobie ich znaczenie.

— Sami tego chcieliście — oznajmiłem mu. — Trzeba było się zastanowić przed podjęciem ataku na chrześcijan.

— Co to są chrześcijanie?

Osłupiały pomyślałem, że niechybnie udaje niewiedzę. Jako sprawdzian odmówiłem przed nim Ojcze Nasz. Nie uniósł się w dymie, co mnie zaciekawiło.

— Myślę, że rozumiem — mruknął. — Masz na myśli jakieś prymitywne bóstwo plemienne.

— Żadne takie bluźnierstwo! — zdenerwowałem się i zabrałem się za objaśnianie kanonów wiary, lecz ledwie doszedłem do Przeistoczenia, zamachał niecierpliwie niebieską ręką. Byłaby bardzo podobna do ludzkiej, gdyby nie szerokie, ostre paznokcie.