Выбрать главу

Statek pomieścił ich z łatwością, a każdy co znaczniejszy mógł mieć własne pomieszczenie dla siebie i swej pani — paru bowiem zabrało połowice, kochanki bądź też obydwie, aby tę wyprawę do Francji uczynić bardziej towarzyską okazją. Ludzie z gminu rozłożyli sienniki w pustych ładowniach; całe biedne Ansby pozostało opuszczone i ciekaw jestem, czy jeszcze istnieje.

Sir Roger polecił Branitharowi kierować statkiem podczas kilku próbnych lotów. Unosił się on gładko i cicho, posłuszny rozkazom przekazywanym za pomocą dźwigni i przycisków, którymi nasz jeniec manipulował w pomieszczeniu sterowniczym. Obsługa była dziecinnie prosta, choć trudno nam było pojąć rolę najróżniejszych dysków, na których błyszczały igły i widniały pogańskie napisy. Za moją pomocą Branithar przekazał sir Rogerowi, że statek czerpie swą siłę napędową z niszczenia materii (potworny zaiste pomysł) i że jego silniki unoszą go i popychają w wybranych kierunkach poprzez niwelowanie siły przyciągania ziemskiego. Było to niedorzeczne — Arystotel przecież dokładnie wyjaśnia, że przedmioty spadają na ziemię, gdyż taka jest ich natura, nie chcę zatem mieć nic do czynienia z niemądrymi teoriami, którym jedynie umysły proste mogą ulec.

Pomimo zastrzeżeń opat pobłogosławił wraz z ojcem Szymonem nasz statek, nazwany Krzyżowiec. Mieliśmy ze sobą tylko dwóch kapelanów, pożyczyliśmy zatem pukiel włosów świętego Benedykta, a wszyscy zaokrętowani udali się do spowiedzi i uzyskali rozgrzeszenie. W ten sposób mieliśmy być bezpieczni od diabelskich zakusów, ja jednak miałem wątpliwości.

Dano mi małą kajutę przylegającą do apartamentu, w którym zamieszkał sir Roger razem ze swoją panią i dziećmi. Branithara trzymano pod strażą w pobliskiej komórce, a zdaniem moim było tłumaczenie, dalsza edukacja więźnia i kształcenie małego Roberta, no i — obowiązki sekretarza mego pana.

Przy odjeździe sterownię zajmowali: sir Roger, sir Owain, Branithar i ja. Pozbawiona była okien, lecz posiadała ekrany ze szkła, na których pojawiały się obrazy ziemi i nieba wokoło. Drżałem i odmawiałem różaniec, jako że nie godzi się, by chrześcijanin wpatrywał się w kryształowe kule indyjskich czarnoksiężników.

— A zatem — rzekł sir Roger z uśmiechem — odlatujemy! Za godzinę będziemy we Francji!

Zasiadł za pulpitem z dźwigniami i kółkami, a Branithar rzekł do mnie szybko:

— Loty próbne były tylko na parę mil. Przekaż swemu panu, że do podróży na taką odległość trzeba specjalnych przygotowań.

— Sir Roger skinął głową, kiedy mu to przekazałem.

— Bardzo dobrze, niech się wiec zabiera do roboty. — Jego miecz wyśliznął się z pochwy. — Będziemy jednak obserwowali nasz kurs na ekranach i na pierwszą oznakę zdrady…

Sir Owain rzucił gniewne spojrzenie.

— Czy to rozsądne? To bydlę…

— Jest naszym więźniem. Masz zbyt wiele celtyckich skłonności do przesądów, Owainie. Pozwólmy mu zacząć.

Branithar zajął miejsce za pulpitem. Tu muszę dodać, że sprzęty na statku, siedzenia, stoły i łóżka, były nieco za małe dla nas, ludzi, i całkiem proste, bez żadnych ozdób — choćby rzeźby smoka czy czegokolwiek — tym niemniej od biedy mogliśmy z nich.korzystać. Bacznie przyglądałem się więźniowi, kiedy jego niebieskie dłonie poruszały się po pulpicie.

Statkiem wstrząsnęło, rozległo się głębokie buczenie. Niczego więcej ni poczułem, ale ziemia na niższych ekranach jakoś zmalała. Walcząc z mdłościami patrzyłem.na odbity w ekranach łuk nieba. Niebawem znaleźliśmy się między chmurami, które okazały się wysoko szybującą mgłą. Jest to wyraźnym dowodem na istnienie cudownej mocy boskiej, jako że jest wiadome, iż aniołowie siadają często na chmurach, a przecież nie mokną.

— Teraz na południe — rozkazał sir Roger.

Branithar mruknął, poruszył jakąś tarczą i gwałtownie pociągnął za drążek. Usłyszałem trzask jak w zamku i drążek opadł.

Żółte oczy rozjarzyły się piekielnym triumfem. Branithar zerwał się z siedzenia i warknął na mnie:

— Consumati estis! — Licha była jego łacina. — Jesteście skończeni! Wysłałem was właśnie na śmierć!

— Co takiego? — krzyknąłem.

Sir Roger zaklął na wpół rozumiejąc i rzucił się na Wersgora, ale widok tego, co pojawiło się na ekranach, powstrzymał go. Miecz wypadł mu z prawicy, a na oblicze wystąpił pot.

Było to istotnie zatrważające: ziemia malała pod nami, jakby spadała do wielkiej studni. Nie był to jednak zmierzch, gdyż słońce wciąż świeciło na jednym z ekranów i to jaśniej ni kiedykolwiek!

Się Owain wykrzyknął coś po walijsku, a ja padłem na kolana.

Branithar rzucił się do drzwi. Sir Roger obrócił się i pochwycił go za odzienie; jęli się szamotać zapamiętale. Sir Owaina unieruchomiła trwoga, a je nie mogłem oderwać oczu od straszliwego, a zarazem pięknego widoku, Ziemia na ekranach zmalała tak dalece, że wypełniała, tylko jeden z nich. Była niebieska, poprzecinana pasami, pokryta ciemnymi plamami i okrągła. Okrągła!…

Nowa, mocniejsza nuta objawiła się w niskim dźwięku rozbrzmiewającym w statku. Na pulpicie ożyły nowe igły. Nagle ruszyliśmy nadzwyczaj szybko, nabierając jeszcze większej prędkości. Włączył się inny napęd, działający na nieznanej całkowicie zasadzie.

Ujrzałem powiększający się przed nami Księżyc — właśnie gdy patrzyłem, mijaliśmy go tak blisko, że widziałem na nim góry i kratery obramowane swym własnym cieniem. Tego nie można było pojąć! Wszyscy przecież wiedzieli, że Księżyc to idealne koło! Łkając, bezskutecznie próbowałem zgonić te ułudę z ekranu.

Sir Roger obezwładnił Branithara i rozciągnął półprzytomnie na podłodze, po czym uniósł się, oddychając ciężko.

— Gdzie jesteśmy? — wydyszał. — Co się stało?

— Lecimy — jęknąłem. — W górę, w niewiadome. — Następnie zatkałem palcami uszy, by nie słyszeć, jak rozbijamy się o pierwszą z kryształowych sfer.

Po chwili, gdy nic się nie wydarzyło, otworzyłem oczy i spojrzałem ponownie: Ziemia i Księżyc wciąż malały i wyglądały jak podwójna, błękitna i złota gwiazda. Prawdziwe gwiazdy świeciły ostro, nie migocząc, na tle bezkresnej ciemności. Zdawało mi się, że nadal nabieramy prędkości.

Sir Roger przekleństwem przerwał moje modlitwy.

— Musimy wpierw rozprawić się z tym zdrajcą — rzucił i kopnął Branithara w żebra. Wersgor usiadł i spojrzał lekceważąco. Zebrałem myśli i powiedziałem do niego po łacinie:

— Coś ty uczynił? Umrzesz na torturach, chyba że natychmiast nas zawrócisz. Uniósł się, założył ręce i spojrzał na nas z zawziętością i dumą.

— Czyście sądzili, że wy, barbarzyńcy, jesteście równym przeciwnikiem dla cywilizowanego umysłu? — powiedział. — Róbcie ze mną, co chcecie, i tak dostaniecie za swoje, gdy przybędziecie do kresu podróży.

— Co właściwie zrobiłeś? Jego poranione usta wykrzywiły się w grymasie.

— Włączyłem automatycznego pilota. Teraz statek prowadzi się sam: wszystko jest automatyczne, odlot, przejście na ponadświetlną quasi-prędkość, utrzymanie siły ciążenia na pokładzie, przekazywanie obrazu bez zniekształceń optycznych, jak i pozostałe sprawy.

— Dobrze — wyłącz to!

— Nikt tego nie może zrobić. Również i ja, skoro dźwignia została zablokowana. Tak będzie, póki nie przybędziemy na Tharixan, najbliższy świat zasiedlony przez mój naród!