Jak on to robi, że jego głos wydaje się taki naturalny? Jakby rzeczywiście była jego ukochaną, poza którą świata nie widzi. Ależ z niego aktor! Potrafi tak grać, że nawet oczy mu promienieją. Pilot z pewnością dałby głową, że ma przed sobą zakochaną parą. Zresztą nawet ona była pod wrażeniem. Perseus całował ją tak, jakby nie mógł doczekać się chwili, gdy znajdą się na osobności.
Jeśli on zaraz nie przestanie, nie ręczy za siebie. Trzyma się resztką sił. Jeszcze chwila, a da się ponieść emocjom. Już wczoraj, igrając z ogniem, na chwilę zapomniała o hamulcach. A okazuje się, że tamto było jedynie przygrywką do tego, co dzieje się teraz. Jej ciało było głuche na głos rozumu, domagało się, żądało spełnienia. Cofnęła się i resztką woli oswobodziła z jego objęcia.
– Przepraszam – wyszeptała mu do ucha – ale musze, iść do łazienki. Ten helikopter…
– Nie tłumacz – szepnął w odpowiedzi. Jeszcze raz musnął jej nabrzmiałe od pocałunków wargi. Ujął ją za rękę i poprowadził w dół po schodach. Minęli strzeżone przejście i wyszli na korytarz. – Mój gabinet jest na końcu. A damska toaleta tutaj.
Podziękowała i skręciła w lewo. Dopiero gdy została sama, odetchnęła głęboko. Wreszcie mogła zebrać myśli, przy nim to niemożliwe. W jego ramionach tak łatwo stracić głowę, zapomnieć o własnej dumie, godności…
Nie można się godzić, by ktoś miał taką władzę nad drugą osobą. Pora z tym skończyć. I to już, natychmiast.
Ochłonęła nieco, poprawiła makijaż. Ruszyła w stronę jego gabinetu. Perseus rozmawiał z pilotem, chyba wydawał mu jakieś instrukcje, bo mężczyzna, nim odszedł, kilkakrotnie skinął głową. Na widok zbliżającej się Sam, Perseus przymrużył oczy. Czuła na sobie jego skupiony wzrok. Mógłby sobie darować. Pilota już dawno nie było.
– Chciałabyś może obejrzeć biuro, nim pojedziemy na kolację?
Jak zwykle czytał w jej myślach.
– Chętnie. A najbardziej chciałabym zobaczyć twój sejf.
Odrzucił w tył głową i wybuchnął śmiechem. Chyba tego się po niej nie spodziewał.
– Skoro tak cię to interesuje, to nawet dałbym ci zajrzeć do środka, gdybym tylko miał jakiś sejf!
Ogarnęła ją panika. Popatrzyła na niego rozszerzonymi oczami.
– Chcesz powiedzieć, że nie masz tu sejfu?
– Nie. Wartościowe rzeczy oddaję w depozyt do banku.
Ta wiadomość zdruzgotała ją. Odwróciła się od niego, udając zainteresowanie meblami utrzymanymi w klasycznym greckim stylu.
– Czy w weekend masz dostęp do swojego depozytu?
Podszedł do niej bliżej, wyraźnie zaintrygowany.
– Oczywiście. Ale skąd to zainteresowanie? Czyżbyś miała coś cennego i chciała tam umieścić?
Nie udawaj, że nie wiesz, co się dziś stało, pomyślała z niechęcią. To przez ciebie stanęłam twarzą w twarz z ojcem!
– Wręcz przeciwnie. Chciałabym, byś coś stamtąd wyjął.
– Chyba wiesz o czymś, o czym ja nie mam pojęcia. Bardzo jesteś dziś tajemnicza, Kyria Kostopoulos. – Uniósł brwi.
– A ty jak zwykle jesteś wszechmocny niczym Bóg. I najlżejsza zmarszczka nie mąci twojego boskiego oblicza. Nie przyznasz się, że podobnie jak zwykli śmiertelnicy nie jesteś wolny od błędów. I że potrafisz nieproszony wtrącać się w nie swoje sprawy, zamiast trzymać się od nich z daleka!
Nawet nie drgnął. Milczał. Ale po jej słowach w jednej chwili stał się chłodny i niewzruszony jak marmur.
– To bardzo poważny zarzut – odezwał się ostrym tonem. Przeszywał ją wzrokiem. – Może zechcesz mnie oświecić, czym sobie na to zasłużyłem? – Jego spokój wręcz ją porażał. – A może spodziewasz się, że sam się domyślę?
– Możesz bawić się w te swoje gierki z innymi, ale nie ze mną! Dobrze wiesz, o co mi chodzi, więc nie ma sensu wdawać się w szczegóły. Chcę dostać mój paszport. – Poczuła, że policzki jej płoną,
– Myślałaś, że trzymam go w sejfie… – Przyglądał się jej w milczeniu.
– Albo w bankowym schowku. Wszystko jedno.
Znowu zaległa napięta cisza.
– Wybierasz się na wycieczkę?
– Nie na wycieczkę. Wracam do Nowego Jorku.
– Odwiedzić znajomych? – kontynuował nie zmieszany, a jego spokojny głos doprowadzał ją do furii.
– Żeby tam mieszkać! – wykrzyknęła, a jej podniesiony głos odbił się echem.
– Możesz bez najmniejszego problemu zrobić to za niecały rok.
– To prawda. Zawarliśmy umowę. Tylko że ty zrobiłeś coś, co ją całkowicie przekreśliło. I nie czuję się już do niczego zobowiązana.
Oparł ręce na biodrach. Miał na sobie elegancki garnitur z czekoladowego jedwabiu, pod którym rysowały się napięte mięśnie. Marynarka podkreślała jego szerokie bary. Lekki materiał szeleścił cicho, kontrastując z męską siłą wyczuwalną w każdym ruchu.
– Gdybyś mnie zapytała… – Urwał, popatrzył na nią uważnie. – To bym ci powiedział, że twój paszport jest w willi na Serifos, w prawej szufladzie biurka.
Ogarnęło ją zniechęcenie. Przez moment nosiła się z myślą, by zajrzeć do jego biurka, ale nie zdobyła się na to. Sumienie jej nie pozwoliło.
– Szczerze mówiąc, dziwię się, że go nie znalazłaś i nie wyjechałaś bez mojej wiedzy.
– To ty byś tak zrobił! – zareplikowała zjadliwie. Patrzyła, jak marszczy brwi. – Ja staram się postępować honorowo. Przyjechałam i mówię ci prosto w oczy, że chcę się wycofać z naszej umowy.
– Skoro popełniłem coś tak niecnego, że nie posiadasz się z oburzenia, to może wyrażę zgodę na zerwanie umowy… Najpierw jednak musisz mi wyjaśnić, co też takiego się stało.
– Potrafisz być bezlitosny, nie da się ukryć. Chociaż to pewnie niezbędna cecha, jeśli ktoś chce dojść do tego, do czego ty doszedłeś.
– Uważaj na słowa, Kyria - warknął ostrzegawczo, wyraźnie doprowadzony do kresu wytrzymałości.
To podziałało na nią jak płachta na byka.
– Bo co?! – wykrzyknęła zapalczywie, oczy błysnęły jej groźnie. – Bo historia się powtórzy i teraz ty mnie zamkniesz w tureckim klasztorze? Czy to znaczy, że nikomu nie można ufać?
Z potoku greckich słów niczego nie rozumiała, ale cofnęła się instynktownie. Przez moment wydawało się jej, że w jego oczach dostrzegła błysk cierpienia, ale niemal natychmiast twarz Perseusa przybrała zacięty wyraz.
– Nikt nie ma prawa zwracać się do mnie w ten sposób. Nawet ty.
– Właśnie to zrobiłam. Jeśli chcesz wyjaśnień, znajdziesz je w liście do Sofii.
– W jakim liście? – zapytał gwałtownie. Twarz mu pociemniała.
– W tym, który Yanni jej osobiście doręczy, jeśli do dziesiątej nie odzyskam paszportu.
Nie zdążyła mrugnąć, gdy już wyciągnął komórkę i wybierał numer.
Z trudem przełknęła ślinę. Bała się ruszyć. Perseus nie spuszczał z niej czarnych oczu. Widziała w nich groźbę. Miała niezbitą pewność, że chyba jeszcze nikt nie doprowadził go do takiego stanu. A jeśli nawet, to nie uszedł z życiem.
– Jest dziesięć po dziewiątej. Czy mam powiedzieć Yanniemu, żeby otworzył list i przeczytał mi go przez telefon, tym samym narażając nas na plotki, a Sofii przysparzając jeszcze więcej goryczy? – zapytał ze śmiertelnym spokojem, zasłaniając dłonią mikrofon. – Czy może ty sama chcesz to zrobić? Daję ci wybór. Coś, czego ty mi odmówiłaś – dokończył, a każde słowo spadało na nią jak kamień.
Z trwogą uzmysłowiła sobie konsekwencje, jakie może spowodować na przykład przedostanie się treści tego listu do prasy.
– Wydawało mi się że mój plan jest bez zarzutu, ale chyba nie wzięłam pod uwagę wszystkich jego konsekwencji. – Skrzywiła się na widok triumfalnego błysku w jego ciemnych oczach.