Ale z tym chyba się przeliczył. Bez względu na to, co przyniesie przyszłość, ojciec ma swoje życie, ona swoje. Już jest z kimś związany. Nic się nie zmieni tylko dlatego, że nagle okazało się, że ma córkę. Co najwyżej nawiążą ze sobą bliski kontakt.
Nic nie zastąpi jej Perseusa. Zawojował jej serce, stał się jej światem. Pozostanie jej jedynie praca, może ona ją uratuje, pomoże zapomnieć. Perseus powiedział, że gdy tylko przyjadą do Nowego Jorku…
– Samantha?
Odwróciła się do niego. Ciekawe, jak długo próbował przywołać ją do rzeczywistości.
– Tak? – odparła w zamyśleniu.
– To ci się chwali, że tak się martwisz o mnie i o Sofię, ale ten pomysł odpada.
– Dlatego, że jest w żałobie? – Nie posiadała się ze zdumienia.
– Nie, Kyria. Sofia ma nie zakończone sprawy w Turcji. Jutro wyjeżdża.
Skąd o tym wie? Czyżby do niej dzwonił? Zacisnęła palce na oparciu. Sam, uspokój się, przemawiała do siebie w duchu. To nie twoja sprawa, co on robi.
– Na długo wyjeżdża?
– Na tyle, ile będzie musiała. Trudno przewidzieć.
Wzdrygnęła się. Perseus pewnie przeżywa katusze, skoro jego Sofia jutro opuszcza Grecję.
Miała plan. Yanni zna słabo angielski, więc nie powinien się niczego domyślić. Na wszelki wypadek przysunęła się blisko do Perseusa, jakby chciała go pocałować.
– Perseus… – wyszeptała mu prawie do ucha. – Może dasz dziś wszystkim wolny wieczór, a ja pojadę po Sofię? Z kobieta chyba może wyjść z domu? Ja i ojciec pójdziemy sobie na plażę a wy zostaniecie sami. Nie powinno tak być, że ona wyjedzie bez…
– To wykluczone – uciął. Odetchnął głęboko, jakby z trudem hamował emocje. – Czy to twoje poświęcenie naprawdę nie zna granic, Kyria? Czy może mam rozumieć, że proponujesz mi ukojenie w swoich ramionach, skoro nie mogę znaleźć go gdzie indziej?
Nim dotarło do niej znaczenie tych słów, pochylił się i pocałował ją w usta. Całował mocno, namiętnie. Wiedziała, że nie ją pragnął całować, że myślał o Sofii, szukał ust tamtej kobiety… Niepotrzebnie o niej powiedziała, niechcący obudziła w nim tęsknotę, przypomniała tę, o której marzył i która nadal była niedosiężna.
Yanni pewnie myśli, że jego pracodawca nie może doczekać się chwili, gdy znajdzie się z żoną sam na sam. Całował ją tak gwałtownie, niemal brutalnie. Wyrwała ze snu drzemiącego tygrysa i teraz musi za to zapłacić. I uczyni to z radością…
Zatracała się w pocałunkach, zacierały się granice między tym, co wolno, a czego nie, zapominała o swoich postanowieniach, przekonaniach, czuła tylko pragnienie.
– Perseus… – wyszeptała, gdy drobnymi pocałunkami zaczął obsypywać jej szyję. – Co Yanni sobie pomyśli? – wykrztusiła.
– Dokładnie to, co chcę – odparł szeptem, muskając jej skórę.
– Ale już jesteśmy na miejscu – zaprotestowała, bo nadal ją całował. – Lada moment przyjedzie mój ojciec.
– Jest przekonany, że szalejemy z miłości i świata poza sobą nie widzimy.
– Ale to nieprawda! – wykrzyknęła cicho, odpychając się dłońmi od jego piersi.
Może to wreszcie do niego dotarło, bo zdjął ręce z jej ramion.
– Nie chcę go oszukiwać. Musi dowiedzieć się prawdy, by nie był zaskoczony, kiedy się rozstaniemy – oświadczyła stanowczo.
Wysiadła z auta i szybko poszła do siebie. Bała się że jeszcze chwila, a załamie się i wyzna mu swą miłość.
Stojąc pod prysznicem, przypominała sobie upojne chwile w samochodzie. Jak cudownie było w jego ramionach! Ciało paliło na wspomnienie jego dotyku. Jeszcze chwila, a nie byłoby odwrotu przed tym, co już wydawało się niemal nieuniknione.
To było czyste szaleństwo. I to z obu stron. Nim kierowała rozpacz z powodu rozstania z Sofią, odbierała mu poczucie rzeczywistości. A ona, zamiast go powstrzymać, nie zrobiła nic. To wszystko jej wina. Mogła poczekać, później odebrać od Yanniego ten list, nie drażnić go niepotrzebnie. A tym bardziej przytulać się do niego…
No cóż, to się już więcej nie powtórzy, przysięgła sobie w duchu, wkładając niebieską bawełnianą sukienkę na cieniutkich ramiączkach. Jutro z samego rana polecą do Nowego Jorku, zacznie się nowe życie. Jej celem będzie praca, poświęci jej każdą chwilę. Perseusa prawie nie będzie widywać. To, co przed chwilą się zdarzyło, już nigdy się nie powtórzy.
Wkładała białe sandałki, gdy rozległo się pukanie do drzwi. Serce zabiło jej mocniej. To pewnie Perseus. Na progu stała Ariadne. Okazało się, że ojciec przyjechał i czeka w salonie.
– Już idę! – zawołała, dziękując w duchu niebiosom, że przynajmniej zesłały jej ojca, który się o nią troszczy. Zwłaszcza teraz, w tym trudnym momencie, potrzeba jej oparcia, kogoś bliskiego. Nieoczekiwane pojawienie się ojca to chyba rzeczywiście boska interwencja.
Przepełniona takimi myślami ruszyła do salonu. Ojciec uścisnął ją serdecznie. Przystojny z niego mężczyzna, pomyślała z dumą. Ubrał się w bladoniebieski garnitur, białą koszulę i zielony krawat. Z uśmiechem przyznał, że włożył to ubranie ze względu na szczególną okazję. To najszczęśliwszy dzień jego życia.
Słysząc to, Sam poczuła łzy w oczach. Mama nie wzruszała się łatwo, za to ojciec miał wylewną naturę nie krył swych uczuć. Nic dziwnego, że umiał tak cudownie przelewać je na obrazy.
Perseus jeszcze się nie zjawił. Przeczuwała, że celowo opóźnia swoje przyjście, chce dać im czas, by się lepiej poznali.
Przez dobre kilka minut komentowali łączące ich podobieństwo, nie tylko zewnętrzne. W ten sam sposób przechylali głowę i podobnie się uśmiechali, ale też oboje z niechęcią angażowali innych w swoje sprawy i woleli w samotności rozwiązywać problemy.
– Łączy was coś znacznie więcej – od progu rozległ się głęboki głos Perseusa.
Ile czasu przysłuchiwał się ich rozmowie? Wszedł niepostrzeżenie. Siedzieli na białej kanapie pod oknem tak pochłonięci sobą, że niczego nie zauważyli.
Sam odwróciła się gwałtownie. Oniemiała. Perseus przyniósł zaprojektowane przez nią obrusy i tkaniny. Przerzucił je sobie przez ramię.
– Kiedy tylko poznałem Sam, znalazłem to w jej szafie w sypialni – rzekł, nie zdając sobie sprawy, jakie błędne wnioski wyciągnie z tego ojciec. Przecież to było jeszcze przed ślubem! – Powiedziałem jej wtedy, że ma prawdziwy talent. Nie wiedziałem, że w jej żyłach płynie krew Julesa Gregory'ego.
– Pokaż. – Ojciec podniósł się z kanapy i w skupieniu zaczął przerzucać wzory, które Perseus po kolei rozkładał na fotelach. Sam wstrzymała oddech. – Kochanie… Twój mąż ma rację! – odezwał się z entuzjazmem. – Twoje prace nieco przypominają mi Matisse'a, ale są całkowicie oryginalne, mają własny styl. A wyczucie w doborze barw! Wprost genialne! – Odwrócił się do niej. Miał oczy pełne łez. – Jestem z ciebie dumny! Chyba się zaraz rozpłaczę.
– Dziękuję – wyszeptała uszczęśliwiona. Jej sławny ojciec naprawdę to powiedział.
– To jest dopiero wierzchołek góry lodowej – ciągnął Perseus, bez krzty skromności. – Sam zaprojektowała ogród i otoczenie willi. Nie mam żadnych wątpliwości, że gdy osiągniemy ostateczny rezultat, na całych Cykladach nie będzie drugiego takiego miejsca. Nie opędzimy się od tłumu turystów. Nie wiem, czy nie będziemy pobierać opłat za wstęp.
Ojciec wybuchnął śmiechem, Sam zawtórowała mu. Perseus uśmiechnął się szeroko, nawet oczy mu promieniały. To był rzadki widok.
– Jeszcze trochę a ludzie będą się zabijać, byś zechciała zaprojektować coś dla nich. Choć to jeszcze nie koniec powodów do dumy.