Выбрать главу

Niczego więcej nie widział.

Był teraz już bardzo zmęczony, pozwolili mu więc odpocząć. Opuścili jego pokój, zostawiając go pod opieką sympatycznych pielęgniarek, które, jak mogły, starały mu się ulżyć w cierpieniu.

– Tajemniczy napastnicy musieli uderzyć go za mocno – mruknął Jaskari, gdy wszyscy zatrzymali się na korytarzu. – Zrzucili go potem z wysokości, bo był umierający.

– Do niczego już nie mógł im się przydać. Rzeczywiście na to wygląda – zgodził się z nim Marco.

– Tamci dwaj Strażnicy na Grenlandii również wspominali o jakimś dziwnym zapachu – przypomniała sobie Lilja. – To było podczas pierwszego ataku na bazę, można by powiedzieć: ataku gazowego.

Faron pokiwał głową, a Goram przyznał:

– To prawda. No, ale teraz Lilja i ja musimy już iść. W Domu Kamieni oczekują nas Shira, Oko Nocy i Villemann. Uroczyście przekażemy szlachetne kamienie w ich ręce.

Te słowa znów przypomniały im o Dolgu i wszystkim serca ścisnęły się w piersi. Dolg stanowił jedno z kamieniami. Kto zdoła teraz zapanować nad ich migotliwą mocą?

Villemannowi, młodszemu bratu Dolga, już wcześniej powierzano odpowiedzialność za niebieską kulę. Współpraca układała się dobrze, szafir łaskawie na nią zezwalał, natomiast straszliwie niebezpieczny farangil tylko raz w rękach miała Shira, wtedy w Dolinie Róż. Shira, czysta. Jakie możliwości miał Oko Nocy, gdy chodziło o kamienie, nie wiedzieli, lecz Indianin, tak jak i Shira, dotarł przecież do źródła jasnej wody.

Bez względu na wszystko, właśnie tych troje, Shirę, Villemanna i Oko Nocy, wskazał Dolg. A Dolga słuchał każdy bez wyjątku.

Na parkingu gondoli zmierzał do swojego pojazdu pewien młody człowiek. Mieszkał w Zachodnich Łąkach, ale spędził noc u swej wybranki w Sadze.

Radosny po mile spędzonej nocy i pokrzepiony mocnym snem do południa, rozglądał się za swoją pomalowaną na dość śmiały pomarańczowy kolor gondolą, kiedy do jego uszu dotarły jakieś dźwięki. Właściwie nie był zaskoczony, w tym miejscu przecież zwykle kręciło się tyle ludzi.

Zaraz jednak zatrzymał się, pociągając nosem. Cóż to za zapach, jakby gaz czy też… Czyżby któraś z gondoli się zepsuła? Powinno się…

Dalej nie doszedł nawet w myślach, ogarnęła go bowiem gwałtowna słabość. Nie słyszał wcześniej o tajemniczych napaściach, za bardzo zajmowała go ostatnia miłostka. Nieświadom niebezpieczeństwa, teraz po prostu osunął się na ziemię.

Goram i Lilja, także zmierzający ku swojej gondoli, która miała zawieźć ich do stolicy, lepiej orientowali się w sytuacji.

Szli gawędząc, doskonale czuli się we własnym towarzystwie teraz, kiedy mieli już świadomość, że nie łamią żadnego prawa.

– Co sądzisz o tych płotkach, Goramie? – spytała Lilja. – I o tych napaściach? To brzmi tak idiotycznie, tak zupełnie nie na miejscu w naszym pełnym spokoju Królestwie Światła.

– To prawda, bo przecież nawet miasto nieprzystosowanych zmieniło się w istny raj. I wielu z tych, którzy pragnęli powrócić na powierzchnię Ziemi, będzie wreszcie mogło wyjechać teraz, gdy miejsca, w których dawniej mieszkali na Ziemi, zostały oczyszczone. Ostrzegamy ich jednak, że nie powrócą w swoje własne czasy, w wielu przypadkach przeminęły już pokolenia, odkąd do nas przybyli. Cóż, nie pojmuję, skąd mogą się brać te plotki. Jeśli jest w nich choć trochę prawdy, nasze działania chwilami wydają mi się wręcz beznadziejne, jak gdyby zło nigdy nie miało końca.

– Ja odczuwam podobnie. Wiesz, mówi się, że energia nigdy nie może zniknąć. A może zło to jakaś forma energii? Niezniszczalna?

– Jeśli to prawda, byłoby rzeczywiście niedobrze. Ale najbardziej niepokojące jest to, że jeden ze Strażników został oszołomiony i pobity prawie na śmierć. Nie wiem, co to za jeden. Przeżyje, ale podobno cały czas jest w śpiączce. Podobno, podobno, nikt nie wie nic pewnego. Krążą tylko paskudne niesprawdzone plotki. Jestem taki…

Nagle gwałtownie się zatrzymał.

– Co to takiego? Widziałaś, Liljo? Tam, między gondolami! Jakiś młody chłopak osunął się na ziemię i nikt mu nie pomaga, zresztą nikogo nie ma w pobliżu. Musimy się nim zająć, Liljo. Tylko zasłoń czymś usta, bo to może być ta dziwna słabość.

Dziewczyna zrozumiała, ale czym można zasłonić twarz, kiedy jest się ubranym jedynie w bluzkę, długie spodnie i sandały?

Goram błyskawicznie ściągnął koszulkę. Zorientował się w dylemacie dziewczyny i powiedział prędko:

– Zaczekaj tutaj, sam sobie z tym poradzę.

Już kluczył między ciasno zaparkowanymi gondolami z ustami przesłoniętymi koszulką.

A niech tam, pomyślała Lilja, przecież on nie może iść sam!

Prędko podwinęła bluzkę i przykryła jej dolnym skrajem usta i nos. Pobiegła za Goramem. Nie przejmowała się już teraz, czy nie odsłoniła zbyt wiele ciała.

Goram zniknął gdzieś między gondolami, niektóre z nich były bardzo wysokie. Wcześniej widzieli tylko głowę i ramiona tego chłopaka, który najwyraźniej stracił przytomność i zniknął im z oczu. Lilja wiedziała jednak mniej więcej, gdzie powinna się kierować.

A Goram zdołał wreszcie odnaleźć młodego człowieka, który leżał tam, gdzie upadł. Strażnik z Elity ujął go za ręce, by odciągnąć dalej, gdy nagle padł na nich jakiś ogromny cień. Goram uniósł głowę i zdążył kątem oka dostrzec potworną istotę o ciele człowieka, która zamiast dłoni miała kopyta i łeb kozła z długimi wygiętymi rogami.

Goram instynktownie zrozumiał, że leżący na ziemi człowiek nie liczy się dla tej bestii, on sam jednak, będąc doskonale wyćwiczonym Strażnikiem z Elity, stanowił zagrożenie.

Istota uniosła kopyto, szykując się do zadania ciosu.

Wtedy niedaleko rozległ się głos Lilji:

– Goramie, gdzie jesteś?

– Uciekaj, Liljo, uciekaj! – zawołał ogarnięty panicznym strachem. – Sam sobie z tym poradzę!

Odparowując pierwszy cios, jeszcze nie wiedział, jak tego dokona. Jednak najważniejsze, żeby Lilja znalazła się w bezpiecznym miejscu.

Ona jednak nie bardzo wiedziała, co się dzieje, nie przejmowała się więc jego ostrzeżeniami. Przemykała się między gondolami wprost ku niebezpieczeństwu.

Usłyszała przerażające odgłosy bijatyki i aż pisnęła z lęku o Gorama.

Wtedy ktoś złapał ją za rękę.

Lilja już była gotowa do zadania ciosu, spostrzegła jednak, że to tylko młodziutka, śliczna eteryczna dziewczyna z twarzą przesłoniętą cieniutką chustką.

– Chodź – szepnęła dziewczyna. – Tu jest śmiertelnie niebezpiecznie!

– Ale Goram…

– Tylko mu utrudnisz całą sprawę, on na pewno da sobie radę. Musimy stąd natychmiast odejść!

Lilja, choć bardzo, ale to bardzo niechętnie, usłuchała. Dziewczyna pociągnęła ją za sobą przez parking gondoli między drzewa w lesie przylegającym do Sagi.

Lilja chciała się tam zatrzymać i zaczekać na ukochanego, ale dziewczyna nie ustępowała.

– Chodźmy dalej, to naprawdę straszne monstrum!

– Ależ wobec tego Goram nie może…

– Cicho – szepnęła nieznajoma. – Mam na imię Vicky. A jak ty się nazywasz?

– Teraz szkoda czasu na rozmowę – jęknęła zrozpaczona Lilja.

– Liljo! – rozległo się wołanie Gorama.

Obca dziewczyna nic przestawała jej ciągnąć za sobą, ale Lilja dostrzegła już Gorama, który wydostał się z parkingu dla gondoli i rozglądał się dookoła, szukając jej wzrokiem.

Jednym szarpnięciem uwolniła się z uścisku nieznajomej i biegiem ruszyła w jego stronę. Delikatna dziewczyna, wystraszona, próbowała znów ją złapać, lecz teraz nie było już takiej siły, która zdołałaby zatrzymać Lilję. Rzuciła się Goramowi prosto w ramiona i ciężko dysząc, wyjąkała: