– Na jakiś rok.
– Wylągł się zaledwie kilka tygodni temu.
– Niemożliwe!
– Zgodziłbym się z panią, gdybym osobiście nie odbierał porodu. Patrzy pani na maszynę do pochłaniania pokarmu. Udało nam się przyspieszyć jego metabolizm. Gdyby to stworzenie żyło na wolności, szybko pożarłoby naturalną populację. Jego mały mózg w kółko wykrzykuje jedną wiadomość: “Jestem głodny, nakarm mnie!” Proszę zobaczyć.
Throckmorton otworzył chłodziarkę, wyjął wiadro małych rybek na przynętę i cisnął garść do akwarium. Łosoś rzucił się na pokarm i momentalnie wszystko pożarł. Potem pochłonął pływające resztki.
Paul patrzył na to wytrzeszczonymi oczami.
– Wychowałem się na kutrze rybackim. Widziałem rekiny, rzucające się na dorsze na haczyku, i ławice błękitków, goniące przynętę aż do brzegu, ale jeszcze nie spotkałem się z czymś takim. Jest pan pewien, że to pańskie maleństwo nie dostało genów piranii?
– Nie zrobiliśmy nic aż tak skomplikowanego, choć dokonaliśmy również pewnych zmian fizycznych. Łososie mają słabe, łamliwe zęby, więc temu daliśmy ostrzejsze i mocniejsze, żeby mógł szybciej jeść.
– Niesamowite – powiedziała Gamay.
– Ta ryba jest tylko trochę zmodyfikowana. Stworzyliśmy też istne potwory, prawdziwe Frankenfishe. Natychmiast je zniszczyliśmy, więc nie było mowy, żeby wydostały się na wolność. Okazało się, że możemy kontrolować wielkość, ale zaniepokoiła mnie agresja naszych stworzeń, choć wyglądały całkiem normalnie.
– Ryba, którą złowiliśmy – powiedziała Gamay – była agresywna i nie miała normalnej wielkości.
Na twarz Throckmortona powrócił wyraz niepokoju.
– Nasuwa się tylko jeden wniosek. Wasza diabłoryba była mutantem stworzonym w laboratorium. Ktoś prowadzi badania, które wymykają się spod kontroli. Zamiast niszczyć mutanty, pozwala im żyć na wolności. Szkoda, że tamta ryba przepadła. Mogę mieć tylko nadzieję, że była wysterylizowana.
– Co by się stało, gdyby taka genetycznie zmodyfikowana ryba zaczęła się rozmnażać?
– Ryby transgeniczne to w zasadzie obce gatunki. To tak, jakby przywieźć z Marsa jakieś formy życia i wprowadzić do naszego środowiska naturalnego. Obawiam się strat ekologicznych i ekonomicznych na niespotykaną skalę. Takie ryby mogą doprowadzić do ruiny całe floty rybackie, spowodować takie problemy, jakie miał pan Neal i jego koledzy, zniszczyć równowagę w naszych wodach przybrzeżnych, gdzie są najbardziej wydajne łowiska. Nie mam pojęcia, jakie byłyby długofalowe skutki.
– Zabawię się w adwokata diabła – zaproponowała po krótkim namyśle Gamay. – Przypuśćmy, że te superryby zajęłyby miejsce naturalnej populacji. Rybacy zastąpiliby drapieżniki, utrzymujące ich liczebność w rozsądnych granicach. Nadal łowiliby ryby i sprzedawali je. Tyle że większe.
– I groźniejsze – zauważył Paul.
– Jest zbyt wiele niewiadomych, by podejmować takie ryzyko – odparł Throckmorton. – W Norwegii hybrydowe łososie uciekły do morza i z powodzeniem zapłodniły miejscowe ryby, ale były gorzej przystosowane do życia na wolności. Więc może się zdarzyć, że superryby zastępujące naturalne gatunki wymrą, eliminując siebie i dziko żyjącą populację.
– Mój drogi Throckmortonie – rozległ się sardoniczny głos – próbujesz nastraszyć tych biednych ludzi swoimi przerażającymi ostrzeżeniami?
Mężczyzna w laboratoryjnym fartuchu wśliznął się cicho do pracowni i obserwował całą scenę z szerokim uśmiechem na twarzy. Profesor Throckmorton rozpromienił się.
– Frederick! – Odwrócił się do Troutów. – To mój szacowny kolega, doktor Barker. Fredericku, to doktorostwo Trout z NUMA. – Potem dodał teatralnym szeptem: – Mogą mnie nazywać Frankensteinem, ale to jest doktor Strangelove.
Obaj mężczyźni roześmiali się z żartu. Barker podszedł i uścisnął gościom dłonie. Był po pięćdziesiątce, miał imponującą sylwetkę, ogoloną głowę i jasną karnację. Oczy ukrywał za przeciwsłonecznymi okularami.
– To wielka przyjemność poznać kogoś z NUMA. Proszę nie dać się nastraszyć Throckmortonowi. Po wysłuchaniu go już nigdy nie zjedzą państwo łososia amondine. Co państwa do nas sprowadza?
– Jesteśmy na wakacjach i dowiedzieliśmy się o pracy doktora Throcmortona – wyjaśniła Gamay. – Jestem biologiem morskim i pomyślałam, że może to zainteresować NUMA.
– Urlop poświęcony na pracę zawodową! Pozwolą państwo, że zadam kłam oszczerstwom, które padły tu przed chwilą. Jestem wielkim zwolennikiem ryb transgenicznych, co czyni ze mnie podejrzanego typa w oczach mojego przyjaciela.
– Doktor jest więcej niż ich zwolennikiem. Współpracuje z pewnymi firmami, które chciałyby wprowadzić te stworzenia na rynek.
– Robisz z tego jakąś aferę, Throckmorton. Mój przyjaciel zapomniał dodać, że pracuję przy pełnej aprobacie i wsparciu finansowym rządu kanadyjskiego.
– Doktor Barker chciałby stworzyć takiego łososia, żeby inaczej smakował każdego dnia tygodnia.
– To niezły pomysł, Throckmorton. Mogę go wykorzystać?
– Pod warunkiem, że weźmiesz na siebie pełną odpowiedzialność za stworzenie takiego potwora.
– Profesor jest zbyt ostrożny. – Barker wskazał akwarium. – Ten okaz to dowód, że nie trzeba tworzyć ryb transgenicznych o monstrualnych rozmiarach. I jak sam powiedział, ryby zmodyfikowane genetycznie są gorzej przystosowane do życia na wolności. Łatwo je wysterylizować, żeby się nie rozmnażały.
– Tak, ale techniki sterylizacyjne zapewniają mniej niż jeden procent skuteczności. Nie byłbyś taki beztroski, gdybyś usłyszał wiadomość, którą przy wieźli mi państwo Trout.
Throckmorton poprosił Troutów o powtórzenie opowieści i ponowne pokazanie kasety wideo. Kiedy skończyli, zapytał:
– I co ty na to, Fredericku?
Barker pokręcił głową.
– Niestety, to częściowo moja wina. Nie porozmawiałem z Nealem, kiedy dzwonił. Mielibyśmy jakieś ostrzeżenie.
– I co o tym myślisz?
Barker przestał się uśmiechać.
– Gdyby nie relacja fachowców i kaseta wideo, nie uwierzyłbym. Wszystko wskazuje na to, że popełniono błąd przy jakimś eksperymencie transgenicznym.
– Kto mógł być na tyle nieodpowiedzialny, żeby pozwolić takiej rybie uciec na wolność? Jeśli wierzyć rybakom, tych stworzeń jest więcej. Natychmiast musimy tam kogoś wysłać.
– Całkowicie się z tobą zgadzam. To pewne, że ta biała diabłoryba już walczy z naturalnymi gatunkami o pożywienie. Czy może przekazać dalej swoje geny, to już inna sprawa.
– Cały czas niepokoi mnie nieprzewidywalność tego wszystkiego – powiedział Throckmorton.
Barker zerknął na zegarek.
– Przewidywalne jest natomiast to, że za kilka minut zaczynam następny wykład. – Skłonił się lekko i podał rękę Paulowi i Gamay. – Przepraszam, ale muszę uciekać. Miło było poznać państwa.
– Pański kolega jest fascynujący – stwierdziła Gamay. – Wygląda bardziej na zawodowego zapaśnika niż na genetyka.
– O tak. Frederick jest jedyny w swoim rodzaju. Studentki go uwielbiają. Jeździ po mieście na motocyklu i uważają, że jest super.
– Ma coś z oczami?
– Oczywiście zauważyła pani okulary przeciwsłoneczne. Frederick cierpi na albinizm. Jak widać po braku opalenizny, unika słońca i ma oczy bardzo wrażliwe na światło. Jednak choroba nie przeszkadza mu w robieniu kariery. Jest geniuszem, choć w przeciwieństwie do mnie wykorzystuje swoją wiedzę do pracy w sektorze prywatnym. Zapewne zostanie milionerem. W każdym razie obaj jesteśmy państwu wdzięczni za zaalarmowanie nas. Natychmiast biorę się za organizowanie grupy terenowej.
– Zajęliśmy panu już zbyt dużo czasu – odrzekła Gamay.