Austin po raz pierwszy zobaczył uśmiech na twarzach tych dwóch mężczyzn i zauważył ich podobieństwo do ojca. Przedstawił Zavalę i Nighthawka. Jacht ruszył w drogę. Goście poszli za Aguirrezem do salonu. Gospodarz wskazał im miejsca, steward podał gorące napoje i kanapki. Aguirrez zapytał, jaką mieli podróż. Zaczekał cierpliwie, aż skończą lunch. Potem wziął pilota i wcisnął przycisk. Część ściany odsunęła się do góry i odsłoniła wielki ekran. Po naciśnięciu następnego przycisku pojawiło się na nim zdjęcie zrobione z powietrza. Ukazywało las i wodę.
Nighthawk wstrzymał oddech.
– To moje jezioro i moja wioska.
– Wykorzystałem współrzędne dostarczone mi przez pana Austina i wprowadziłem je do komercyjnego satelity – wyjaśnił Aguirrez. – Nie ma tu jednak żadnego śladu hangaru dla statku powietrznego, o którym słyszałem.
– Mieliśmy ten sam problem z naszymi zdjęciami satelitarnymi – odrzekł Austin. – Jednak z symulacji komputerowej wynika, że to tutaj.
Nighthawk wstał i podszedł do ekranu. Wskazał część lasu przy jeziorze.
– To tu, jestem tego pewien. Widać miejsce po wycince drzew i pomost. – Zmieszał się. – Ale tam, gdzie powinien być hangar, jest tylko las.
– Opowiedz nam jeszcze raz, co wtedy widziałeś – poprosił Austin.
– Wielką kopułę, ale zobaczyliśmy ją dopiero po przylocie statku powietrznego. Miała panelową powierzchnię.
– Panelową? – upewnił się Zavala.
– Tak. Jak kopuła, którą zbudowano na olimpiadę w Montrealu. Składającą się z setek części.
Zavala skinął głową.
– Nie wiedziałem, że technologia kamuflażu adaptacyjnego jest już tak zaawansowana.
Austin wskazał ekran.
– Mówimy raczej o niewidzialności.
– Kamuflaż adaptacyjny to nowa technika. Powierzchnia, którą chce się ukryć, zostaje pokryta płaskimi panelami. Sensory wyświetlają na nich to, co widzą dokoła. W tym wypadku są to drzewa. Kopuła wtapia się w tło lasu. Ktoś najwyraźniej wziął pod uwagę obserwację satelitarną.
Austin pokręcił głową.
– Nigdy nie przestaniesz mnie zadziwiać swoją wiedzą, Joe.
– Chyba wyczytałem to w magazynie “Mechanika dla Każdego”.
– Być może rozwiązał pan zagadkę – powiedział Aguirrez. – W nocy panele są zapewne zaprogramowane na ciemność dookoła. Kiedy kopuła otworzyła się dla zeppelina, pan Nighthawk zobaczył więcej, niż zamierzano pokazać. Jest jeszcze coś, co może panów zainteresować. Zachowałem zdjęcia zrobione wcześniej. – Przeszukał wstecz bazę danych i pokazał inny widok z lotu ptaka. – To zdjęcie zostało zrobione wczoraj. W rogu widać kontury małego samolot. Powiększę ten fragment.
Cały ekran wypełnił obraz hydroplanu. Na brzegu stały cztery postacie.
– Samolot zniknął wkrótce po zrobieniu zdjęcia, ale proszę spojrzeć na to.
Pojawił się mały ponton z trzema osobami na pokładzie. Kobieta patrzyła w niebo, jakby wiedziała, że są obserwowani z kosmosu. Austin zaklął cicho. Aguirrez uniósł krzaczaste brwi.
– Chyba wiem, kim są ci ludzie – powiedział Austin. – Ich obecność może skomplikować sytuację. Kiedy tam dotrzemy?
– Płyniemy w górę wybrzeża do punktu, skąd w linii prostej jest najkrótsza droga na miejsce. Zajmie to jakieś dwie godziny. Tymczasem pokażę panom, co mogę zaproponować.
Aguirrez ruszył przodem, goście za nim, a synowie na samym końcu. Zeszli pod pokład do jasno oświetlonego hangaru.
– Mamy dwa helikoptery – powiedział Bask. – Cywilnym, który stoi na rufie, latamy na co dzień. Sea cobrę trzymamy w rezerwie na specjalne okazje. Pewną liczbę tych maszyn zamówiła hiszpańska marynarka wojenna. Dzięki znajomościom udało mi się zdobyć jeden z nich. Ma standardowe uzbrojenie. – Aguirrez mówił tonem sprzedawcy samochodów, który chce wcisnąć klientowi dodatkowe wyposażenie do buicka.
Austin przyjrzał się morskiej wersji śmigłowca, używanego przez wojska lądowe. Pod krótkimi, grubymi skrzydłami wisiały rakiety i działka.
– Standardowe uzbrojenie wystarczy.
– W porządku – odrzekł Aguirrez. – Moi synowie polecą z panem i pańskim przyjacielem eurocopterem, a sea cobra będzie was ubezpieczać. – Zmarszczył brwi. -Niepokoję się jednak, czy ludzie na tyle sprytni, żeby używać takiego kamuflażu, nie będą mieli najnowszych urządzeń wykrywających. Jeśli traficie na komitet powitalny, nawet dobrze uzbrojony helikopter może okazać się bezbronny.
– Zgadzam się z tym – przytaknął Austin. – Dlatego podejdziemy tam lądem. Przyczaimy się w opuszczonym obozie drwali i Ben doprowadzi nas lasem do celu. Podejrzewam, że po poprzedniej wyprawie Bena tamci spodziewają się intruzów od strony jeziora, więc zajdziemy ich od tyłu. Wycofamy się tą samą drogą i mam nadzieję, że z rodziną i przyjaciółmi Bena.
– Podoba mi się ten plan, bo jest prosty – powiedział Aguirrez. – Co zrobicie po dotarciu do celu?
– To najtrudniejsza część operacji – odparł Austin. – Możemy polegać tylko na opisie Bena i zdjęciach z powietrza. Będziemy musieli improwizować, co zdarza się nam nie po raz pierwszy.
– A więc ruszajcie.
Dał znak jednemu z synów. Diego podszedł do telefonu, powiedział coś i nacisnął kilka guzików na konsoli sterującej. Rozległ się szum silników elektrycznych, odezwał się sygnał alarmowy i wrota w suficie rozsunęły się wolno. Podłoga zaczęła się unosić i po chwili wszyscy wraz z helikopterem znaleźli się na pokładzie. Zawiadomiona telefonicznie załoga podbiegła do sea cobry, żeby przygotować ją do akcji.
32
Statek doktora Throckmortona był przerobionym, przysadzistym traulerem, używanym przez Kanadyjską Służbę Rybołówstwa. Stał przy nabrzeżu blisko miejsca, gdzie cumowała łódź Mike’a Neala podczas pierwszej wizyty Troutów w porcie.
– Dziwne uczucie znowu być tutaj. Tak tu spokojnie… – powiedziała Gamay.
– Jak na cmentarzu – odparł Paul.
Pojawił się Throckmorton i przywitał ich ze swoją zwykłą wylewnością.
– Doktorostwo Trout! To prawdziwa przyjemność gościć państwa na pokładzie. Cieszę się, że zadzwoniliście. Nie spodziewałem się, że po naszej rozmowie w Montrealu tak prędko się zobaczymy.
– My też nie – odrzekła Gamay. – Pańskie odkrycia narobiły w NUMA sporo zamieszania. Dzięki, że zgodził się pan nas zabrać.
– Ależ nie ma za co. – Throckmorton zniżył głos. – Zwerbowałem do pomocy dwójkę moich studentów. Chłopaka i dziewczynę. Bardzo zdolni. Jestem jednak zadowolony, że mam na pokładzie prawdziwych naukowców. Widzę, że jeszcze nosi pan gips. Jak ręka?
– W porządku – odpowiedział Paul i rozejrzał się. – Nie ma doktora Barkera?
– Nie mógł przyjechać. Przeszkodziły mu jakieś sprawy osobiste – wyjaśnił Throckmorton. – Może dołączy do nas później. Mam nadzieję, że się zjawi. Przydałaby mi się jego wiedza na temat genetyki.
– Ma pan jakieś problemy? – zapytała Gamay.
– Ależ nie, wszystko gra. Jednak w tej dziedzinie można mnie porównać zaledwie do mechanika, który potrafi połączyć nadwozie z podwoziem, podczas gdy Frederick projektuje samochody sportowe.
Gamay uśmiechnęła się.
– Nawet najdroższe samochody sportowe nie będą jeździły wiecznie bez mechanika, który zadba o silnik.
– Bardzo pani uprzejma. Ale to skomplikowana sprawa i jest kilka nowych aspektów, dość zagadkowych. – Throckmorton zmarszczył brwi. – Zawsze uważałem rybaków za doskonałych obserwatorów tego, co się dzieje na morzu. Jak państwo wiedzą, miejscowa flotylla kutrów przeniosła się na bardziej wydajne łowiska. Rozmawiałem jednak z kilkoma starszymi kapitanami, którzy widzieli, jak znikają ławice ryb i zastępują je tak zwane diabłoryby. Teraz one też są na wymarciu. I nie wiem, dlaczego giną.