Ryan wykrzykiwał rozkazy, żeby opuścić statek.
W hałasie i zamieszaniu nikt nie spojrzał w górę i nie zauważył helikoptera krążącego wysoko nad miejscem katastrofy. Śmigłowiec zatoczył kilka kręgów niczym głodny sęp i odleciał wzdłuż wybrzeża.
3
U północnych wybrzeży Rosji
Tysiąc dwieście mil morskich na południowy wschód od Wysp Owczych statek poszukiwawczo-badawczy “William Beebe” stał na kotwicy na zimnych wodach Morza Barentsa. Siedemdziesięciosześciometrowy turkusowy kadłub zdobiły litery NUMA. Nazwa “Beebe” pochodziła od nazwiska jednego z pionierów eksploracji głębin morskich. Statek był najeżony potężnymi dźwigami i wyciągarkami, zdolnymi unieść z dna cały wrak.
Na pokładzie rufowym stali czterej załoganci w neoprenowych skafandrach. Wpatrywali się w morze, gdzie woda kipiała jak wrzący kocioł. Jej powierzchnia pojaśniała i utworzyła białą, spienioną kopułę. Z morza wystrzelił podwodny pojazd ratowniczy “Sea Lamprey” niczym zmutowany lewiatan, wynurzający się, żeby zaczerpnąć powietrza. Z wprawą komandosów załoga statku zepchnęła z pochylni rufowej na wodę ponton z doczepnym silnikiem. Kilku mężczyzn wskoczyło do środka i wystartowało ostro w kierunku jaskrawopomarańczowego pojazdu podwodnego.
Przyczepili do niego hol i wyciągarka na pokładzie “Beebe” dociągnęła batyskaf pod wysoką ramę w kształcie litery A na rufie statku. Umocowano liny do uchwytów na pokładzie pojazdu podwodnego. Zaryczał potężny silnik dźwigu i batyskaf wynurzył się z wody. Kiedy zawisnął w powietrzu, ukazał się jego niezgrabny, cylindryczny kadłub i dziwnie krótki, harmonijkowy dziób.
Rama w kształcie litery A obróciła się wolno nad pokład statku i opuściła pojazd na zrobiony na zamówienie stalowy stojak. Załoga “Beebe” przystawiła do batyskafu drabinkę. Właz na szczycie kiosku otworzył się i odchylił do tyłu na zawiasach. Kurt Austin wystawił głowę na zewnątrz i zamrugał oczyma. Jego stalowoszare, niemal platynowe włosy lśniły w metalicznej poświacie zachmurzonego nieba.
Austin skinieniem głowy pozdrowił załogę, a potem przecisnął się przez wąski otwór i stanął obok kiosku. Po chwili wysunął głowę na świeże powietrze jego partner, Joe Zavala, i podał mu błyszczącą, aluminiową walizeczkę.
Austin rzucił ją krępemu człowiekowi w średnim wieku, który czekał na dole przy drabince. Mężczyzna był ubrany w wełniany sweter z golfem, żółte spodnie przeciwdeszczowe i nieprzemakalny płaszcz. Tylko wysoka czapka z daszkiem zdradzała, że jest oficerem rosyjskiej marynarki wojennej. Na widok szybującego w powietrzu pojemnika wydał okrzyk rozpaczy. Złapał go w locie i przytulił do piersi.
Kiedy Austin i Zavala zeszli po drabince, Rosjanin otworzył walizeczkę wyłożoną pianką ochronną i wyjął przedmiot zawinięty w papier. Rozpakował go i ukazała się ciężka, prostokątna butelka. Oficer trzymał butelkę jak noworodka, przemawiając do niej czule po rosyjsku.
Widząc zaskoczone miny ludzi z NUMA, powiedział:
– Wybaczcie, panowie. Odmawiałem modlitwę dziękczynną za to, że zawartość pojemnika nie ucierpiała.
Austin popatrzył na etykietkę i skrzywił się.
– Nurkowaliśmy na głębokość prawie stu metrów i wciskaliśmy się do okrętu podwodnego po butelkę wódki?
– O, nie – odparł Własow i sięgnął do walizeczki. – Po trzy butelki. – Ostrożnie rozpakował następne flaszki, każdą głośno pocałował i włożył z powrotem do pojemnika. – Klejnot Rosji to jedna z naszych najlepszych wódek, a moskiewska nie ma sobie równych na świecie. Jeśli zaś chodzi o czarodzieja, to najlepiej smakuje schłodzony.
Austin zastanawiał się, czy kiedykolwiek zrozumie Rosjan.
– Wszystko jasne – odrzekł wesoło. – Zatopiliście swój okręt podwodny, żeby schłodzić gorzałę.
– To stary okręt podwodny klasy Foxtrot, używany do ćwiczeń – odpowiedział Własow. – Nie był remontowany od ponad trzydziestu lat. – Uśmiechnął się szeroko do Austina. – Musi pan przyznać, że to był pański pomysł, żeby umieścić obiekty w okręcie podwodnym i sprawdzić możliwość ich wydobycia.
– Rzeczywiście.
Własow zamknął wieko walizeczki.
– Zatem wasze nurkowanie zakończyło się sukcesem?
– Tak – odrzekł Zavala. – Mieliśmy kilka problemów technicznych, ale to nic poważnego.
– Więc trzeba to oblać – powiedział Własow.
Austin wyjął mu walizeczkę z ręki.
– Najlepiej od razu.
Wzięli z mesy trzy plastikowe kubki i poszli do kabiny odpraw. Własow otworzył butelkę czarodzieja i nalał każdemu solidną porcję. Wzniósł toast:
– Za dzielnych młodych ludzi, którzy zginęli na “Kursku”.
Przełknął wódkę, jakby pił herbatę. Austin sączył alkohol. Wiedział z doświadczenia, że w mocnej rosyjskiej wodzie ognistej czają się demony.
– I za to, żeby nic takiego nigdy już się nie zdarzyło – odpowiedział.
Zatonięcie “Kurska” w 2000 roku było jedną z największych znanych katastrof okrętów podwodnych. Zginęło ponad stu marynarzy, gdy okręt klasy Oscar II z pociskami manewrującymi poszedł na dno na Morzu Barentsa po eksplozji w torpedowni.
– Dzięki waszemu batyskafowi – powiedział Własow – żaden młody człowiek służący swojej ojczyźnie nie będzie musiał ginąć taką straszną śmiercią. Pomysłowość NUMA pozwoli nam dostać się do zatopionego okrętu bez względu na to, czy właz ewakuacyjny będzie dostępny i sprawny, czy nie. Wprowadzone przez was innowacje to prawdziwa rewolucja.
– Jest pan bardzo uprzejmy, komandorze Własow. Słowa uznania należą się Joemu. To on zmontował do kupy różne graty, używając do tego wypróbowanego amerykańskiego zdrowego rozsądku.
– Dzięki za pochwały, ale ukradłem ten pomysł matce naturze – odparł Zavala z typową dla siebie skromnością. Ukończył inżynierię morską w nowojorskim Maritime College i był genialnym mechanikiem. Zaraz po studiach został zwerbowany przez dyrektora NUMA, Jamesa Sandeckera. Oprócz pracy w zespole specjalnym, kierowanym przez Austina, projektował liczne załogowe i bezzałogowe pojazdy podwodne.
– Nonsens! – zaprotestował Własow. – Między prawdziwym minogiem morskim i pańskim batyskafem o tej nazwie jest wielka różnica.
– Zasada działania jest ta sama – odrzekł Zavala. – Minogi to wspaniale skonstruowane stworzenia. Przywierają do płynącej ryby, zatapiają zęby w jej ciele i wysysają krew. My zamiast zębów używamy przyssawki i laserów. Głównym problemem było elastyczne uszczelnienie, które przylegałoby do każdej powierzchni i umożliwiało wycięcie w niej otworu. Zastosowanie materiałów ery kosmicznej i komputerów pozwoliło nam stworzyć całkiem dobre urządzenia.
Własow znów uniósł kubek z wódką.
– Trzymam w ręku dowód pańskiej pomysłowości. Kiedy “Sea Lamprey” osiągnie pełną zdolność operacyjną?
– Niedługo – odpowiedział Zavala. – Mam taką nadzieję.
– Im prędzej, tym lepiej. Moi rodacy zbudowali kilka doskonałych okrętów, ale ich stan techniczny pozostawia wiele do życzenia. – Własow dopił wódkę i wstał z krzesła. – Muszę wracać do swojej kajuty i przygotować raport dla moich przełożonych. Powinni być bardzo zadowoleni. Jestem wam wdzięczny za wykonanie tak ciężkiej pracy. Osobiście podziękuję admirałowi Sandeckerowi.
Po wyjściu Własowa pojawił się jeden z oficerów statku i zawiadomił Austina, że jest do niego telefon. Austin podniósł słuchawkę, słuchał przez chwilę, zadał kilka pytań, a potem powiedział:
– Niech pan zostanie przy aparacie. Zaraz oddzwonię.
Zwrócił do Zavali:
– Wschodnioatlantyckie biuro NATO do spraw wypadków okrętów podwodnych potrzebuje naszej pomocy przy akcji ratowniczej.