– Co się stało? – zapytał Joe.
– Duński krążownik poszedł na dno u wybrzeży Wysp Owczych i część załogi jest uwięziona wewnątrz. Najwyraźniej jeszcze żyją. Szwedzi i Brytyjczycy są już w drodze, ale okręt nie ma włazu ewakuacyjnego. Duńczycy potrzebują kogoś, kto mógłby wejść do środka bezpośrednio przez kadłub i wydostać tych facetów. Słyszeli, że tu jesteśmy i przeprowadzamy zanurzenia testowe.
– Ile mamy czasu?
– Z rozmowy wynikało, że kilka godzin.
Zavala pokręcił głową.
– Wyspy Owcze są ponad tysiąc mil stąd. “Beebe” to szybki statek, ale musiałby mieć skrzydła, żeby dotrzeć tam na czas.
Austin zastanawiał się przez minutę, a potem oświadczył:
– Jesteś genialny.
– Cieszę się, że wreszcie to sobie uświadomiłeś. Mogę spytać, jak doszedłeś do tego wniosku? To warte kilku dobrych kolejek w barze.
– Najpierw chciałbym wiedzieć, czy “Sea Lamprey” nadaje się już do akcji ratowniczych. Wyczułem w twoim głosie nutkę CST, kiedy Własow zapytał, kiedy batyskaf będzie gotowy.
– My, ludzie w służbie państwowej, automatycznie nastawiamy się na tryb Chroń Swój Tyłek, kiedy podpisujemy umowę o pracę – odparł Zavala.
– Musiałeś zaliczyć ten kurs z wyróżnieniem. No, więc?
Zavala dumał przez chwilę.
– Widziałeś, jak się zachowywał przy wynurzaniu.
– Jak wściekły byk, ale udało się. W Disneylandzie zapłaciłbyś kupę forsy za taką przejażdżkę.
Zavala pokręcił głową.
– Naprawdę masz talent do przedstawiania perspektywy strasznej śmierci w niefrasobliwy sposób.
– Nie pragnę śmierci bardziej niż ty. Mówiłeś, że “Sea Lamprey” jest jak dom z cegły.
– Przesadziłem. Jest wyjątkowo mocny, ale mógłby być lepszy.
– Podsumowując, jakie są szansę na udaną misję?
– Mniej więcej pół na pół. Mogę wprowadzić kilka innowacji i trochę zmienić ten stosunek na naszą korzyść.
– Nie naciskam cię, Joe.
– Nie musisz. Do końca życia nie mógłbym spać, gdybyśmy nie spróbowali pomóc tym facetom. Ale trzeba jakoś dostarczyć batyskaf do duńskiego krążownika. Pewnie już coś wymyśliłeś, stary cwaniaku? – zapytał Zavala na widok szerokiego uśmiechu Austina.
– Być może – odparł Austin. – Muszę obgadać kilka szczegółów z Własowem.
– Skoro mam ryzykować życie w twojej akcji, może mi zdradzisz, co kombinujesz w tej przedwcześnie posiwiałej głowie?
– Nic – odrzekł Austin. – Ale nie należy zrażać się drobiazgami.
4
Karl Becker spacerował nerwowo po pokładzie duńskiego statku badawczego “Thor”. Z przygarbionymi plecami i rękami w kieszeniach grubego płaszcza wyglądał jak wielki, bezskrzydły ptak. Choć miał na sobie kilka warstw ubrania, drżał na wspomnienie kolizji. Wepchnięto go do szalupy, ale przeciążona łódź przewróciła się przy wodowaniu i wpadł do lodowatego morza. Tracił przytomność, gdy wyłowił go trauler rybacki. Inaczej zginąłby w ciągu kilku minut.
Przystanął, żeby zapalić papierosa. Osłonił płomień dłońmi, potem oparł się na relingu. Kiedy wpatrywał się ponuro w czerwoną, plastikową boję, którą oznaczono miejsce zatonięcia krążownika, usłyszał swoje nazwisko. W jego kierunku szedł kapitan “Thora”, Nils Larsen.
– Gdzie ci cholerni Amerykanie? – warknął Becker.
– Mam dobrą wiadomość – odrzekł kapitan. – Właśnie dzwonili. Będą tu za pięć minut.
– Nareszcie – odparł Becker.
Podobnie jak jego kolega z “Leifa Erikssona”, kapitan Larsen był wysokim blondynem o ostrym profilu.
– Prawdę mówiąc – powiedział – krążownik zatonął zaledwie kilka godzin temu. Ekipa ratownicza NATO potrzebowałaby minimum trzech dni na przerzucenie tu statku i batyskafu. Ludzie z NUMA zobowiązali się dotrzeć na miejsce katastrofy w osiem godzin i dotrzymali słowa.
– Wiem, wiem… – odpowiedział Becker, bardziej z rozdrażnieniem niż złością. – Nie chcę być niewdzięczny, ale liczy się każda minuta. – Pstryknął niedopałek papierosa do morza i jeszcze głębiej wetknął ręce w kieszenie. – Szkoda, że w Danii nie ma już kary śmierci! – wybuchnął. – Chętnie zobaczyłbym tę bandę z SOS, dyndającą na sznurze.
– Jest pan pewien, że celowo was staranowali?
– Nie mam żadnych wątpliwości! Zmienili kurs i skierowali się prosto na nas. Jedna chwila i po wszystkim! Jak torpeda. – Becker zerknął na zegarek. – Amerykanie na pewno mówili o pięciu minutach? Nie widzę, żeby nadpływały jakieś statki.
– Dziwne – powiedział kapitan. Uniósł lornetkę i zbadał horyzont. – Ja też nic nie widzę. – Usłyszał hałas i wycelował soczewki w zachmurzone niebo. – Moment. W naszą stronę leci helikopter. Zbliża się bardzo szybko.
Kropka na tle ciemnoszarej powłoki chmur rosła w oczach. Wkrótce rozległ się warkot rotorów. Maszyna skierowała się prosto na “Thora” i przeleciała tuż nad wierzchołkami masztów. Potem przechyliła się w skręcie i zatoczyła szerokie koło wokół statku badawczego. Na turkusowym kadłubie bella 212 widać było wyraźnie duże, dumne litery NUMA.
Do kapitana podbiegł pierwszy oficer i wskazał krążący śmigłowiec.
– To Amerykanie. Pytają, czy mogą wylądować.
Kapitan wyraził zgodę. Helikopter znurkował, zawisnął nad pokładem rufowym, opuścił się wolno i usiadł miękko w samym środku białego kręgu, wyznaczającego lądowisko.
Drzwi otworzyły się gwałtownie. Pod wirującymi rotorami ukazali się dwaj mężczyźni. Becker był politykiem i od pierwszego spojrzenia potrafił oceniać ludzi. Sposób poruszania się i postawa gości świadczyły o tym, że znają swoją wartość.
Becker uznał, że idący przodem barczysty mężczyzna ma trochę ponad metr osiemdziesiąt wzrostu i waży około dziewięćdziesięciu kilogramów. Był siwy, ale zapewne nie przekroczył jeszcze czterdziestki. Jego towarzysz miał ciemną cerę, był trochę niższy, młodszy i szczuplejszy. Szedł z gracją pantery, widywaną u bokserów. Becker nie byłby zaskoczony, gdyby się okazało, że w czasach college’u mężczyzna ten walczył na ringu, by opłacić swoje studia. Wyglądał na wyluzowanego, ale poruszał się z wewnętrzną energią zwiniętej sprężyny.
Kapitan wyszedł na spotkanie Amerykanom.
– Witamy na pokładzie “Thora”.
– Dzień dobry. Jestem Kurt Austin z Narodowej Agencji Badań Morskich i Podwodnych – powiedział siwowłosy mężczyzna. – A to mój partner, Joe Zavala. – Potrząsnął dłonią kapitana i Beckera. Duńskiemu urzędnikowi napłynęły łzy do oczu od miażdżącego uścisku. Zavala zgniótł mu resztę kości, które oszczędził Austin.
– Szybko się zjawiliście – zauważył kapitan.
– Mamy kilka minut spóźnienia – odrzekł Austin. – Logistyka trochę nawaliła.
– Nie ma sprawy. Dzięki Bogu, że jesteście! – odezwał się Becker, masując rękę. Zerknął na helikopter. – A gdzie ekipa ratownicza?
Austin i Zavala z rozbawieniem wymienili spojrzenia.
– Stoi przed panem – odpowiedział Austin.
Zdumienie Beckera nie miało granic. Odwrócił się gwałtownie do kapitana.
– Jakim cudem, ci dwaj… dżentelmeni mogą uratować kapitana Petersena i jego ludzi?!
Kapitan Larsen również zastanawiał się nad tym, ale lepiej panował nad sobą.
– Proponuję, żeby ich pan zapytał – odparł, wyraźnie zażenowany wybuchem Beckera.
Becker utkwił wściekłe spojrzenie w Austinie, a potem w Zavali.
– No więc?
Nie mógł wiedzieć, że dwaj mężczyźni, którzy wysiedli z helikoptera, wystarczą za cały statek ratowników. Austin urodził się w Seattle i wychował na wybrzeżu i morzu – nic dziwnego, skoro jego ojciec był właścicielem firmy ratownictwa morskiego. Ukończył zarządzanie systemami na Uniwersytecie Waszyngtońskim i podczas studiów uczył się w wysoko cenionej szkole nurków w Seattle. Wyspecjalizował się tam w kilku dziedzinach. Wykorzystywał swoją wiedzę na platformach wiertniczych na Morzu Północnym, przez pewien czas pracował u ojca, potem trafił do wywiadu podwodnego CIA. Po zakończeniu zimnej wojny został zwerbowany przez Sandeckera do kierowania Zespołem Specjalnym NUMA.