Выбрать главу

Do tej pory wynaleziono tylko jeden sposób podróżowania z wykorzystaniem nadprzestrzeni i tylko jedną metodę wzywania pomocy w razie katastrofy, która unieruchomiłaby statek w zwykłej przestrzeni. Była to właśnie wyposażona w energię atomową boja sygnałowa. Jednostki zwiadowcze, odpowiadające na rozpaczliwe wołania wysyłane za jej pomocą, odkrywały wiele nowych i często wysoko rozwiniętych technologicznie istot, z którymi jednak nie mogły nawiązać kontaktu, gdyż na miejscu katastrofy znajdowały zwykle ich szczątki uwięzione w porozrywanych kadłubach. Czasem wprawdzie trafiano na żywych rozbitków, ale wtedy niezdolni do udzielenia pomocy obcym istotom kontrolerzy przekazywali ich do szpitala. Niektórych udawało się uratować, większość zaś stawała się jedynie preparatami i trafiała do działu patologii, gdzie rzadko udawało się ustalić, jaki świat ich zrodził.

Dlatego właśnie postanowiono zbudować specjalny statek szpitalny, który otrzymał nazwę Rhabwar. Jego dowódcą został inżynier specjalizujący się w technologii obcych, ekipa medyczna zaś składała się z lekarzy znających się zarówno na operacjach ratunkowych, jak i fizjologii różnych gatunków. Dzięki temu udało się nawiązać kontakt z siedmioma całkiem nowymi rasami, które stosunkowo szybko przystąpiły do Federacji.

W każdym z tych przypadków dokonano tego nie poprzez powolne budowanie porozumienia, ale dzięki demonstracji dobrej woli i udzieleniu daleko idącej pomocy medycznej i nie tylko.

Wspomnienia z tych akcji były silne i wyraźne. Prilicla nie ponosił za nie żadnej odpowiedzialności, ponieważ szefem personelu medycznego na Rhabwarze był wtedy starszy lekarz Conway, a on służył jedynie pomocą jako osoba zdolna odróżnić po emanacji emocjonalnej martwych od ledwie żywych i potrafiąca wskazać miejsce, gdzie należy ich szukać. Zdarzyło im się trafić na skrajnie niebezpiecznych i pozbawionych rozumu opiekunów nienarodzonych, noszących w łonie telepatyczne i wysoce inteligentne potomstwo, ale byli wśród nich też Niewidomi, których zmysły słuchu i dotyku były na tyle czułe, że zdołali dzięki nim zbudować urządzenia odbierające promieniowanie wszechświata i w ten sposób poznać to, czego nie mogli zobaczyć. W końcu wyruszyli nawet w podróże międzygwiezdne. I jeszcze Duwetti, Dwerlanie, Gogleskanie i inni. Wszyscy stwarzali swoiste problemy medyczne i wszyscy byli w pewien sposób groźni, zwłaszcza dla tak kruchej formy życia, jaką reprezentował Prilicla, którego zabić mógł silniejszy podmuch wiatru.

Mały empata zastanowił się, jak jego dawny przełożony, a obecnie już diagnostyk Conway, zachowałby się w sytuacji, w której jego ukochanemu statkowi szpitalnemu groziłaby przemiana w okręt wojenny. Jedno było pewne — bez dwóch zdań nie odleciałby, aby się ukryć w swojej kabinie.

ROZDZIAŁ CZWARTY

Cztery dni później wyszli z nadprzestrzeni. Jej szare smugi zamigotały w oknach i na głównym ekranie, aby w ostatnim, dokuczliwym dla oczu błysku ustąpić miejsca czerni zwykłej próżni kosmicznej. Kilka chwil później porucznik Dodds przekazał odczyty z przyrządów, które potwierdziły to, co już widzieli.

— Wyszliśmy w pobliżu jakiejś planety, kapitanie. Jej barwa i pokrywa chmur sugerują obecność atmosfery odpowiedniej dla ciepłokrwistych tlenodysznych oraz odpowiadającej im wegetacji roślinnej. Na niskiej orbicie planety znajdują się dwa statki krążące w odległości pięćdziesięciu mil jeden od drugiego. Jeden z nich to Terragar, drugi reprezentuje nieznaną nam konstrukcję. Nie nosi też raczej śladów zniszczeń.

— Proszę podzielić ekran — zażądał kapitan. — Chcę maksymalnego zbliżenia obu jednostek. Haslam, wywołaj Terragara.

Ekran na pokładzie medycznym nagle zajaśniał i pokazały się na nim obrazy dwóch statków, które szybko urosły tak, że ich sylwetki wypełniły pole widzenia.

— Terragar nie jest uszkodzony — powiedział Dodds, ponownie nie oznajmiając niczego nowego. — Koziołkuje jednak powoli i nie widać światła w oknach centrali.

Iluminatory też są ciemne. Wydaje się, że brakuje im zasilania, potrzebnego zwłaszcza do przywrócenia właściwej orientacji w przestrzeni…

— …oraz nawiązania łączności — wtrącił Haslam. — Nie odpowiadają na nasze wezwania.

— Ten drugi statek też jest ciemny — ciągnął Dodds. — Chociaż to może mieć związek z cechami załogi. Kadłub wydaje się nienaruszony, poza dwoma śladami na śródokręciu. Jeden ma trzy, drugi cztery metry średnicy. Oba przypominają głębokie kratery, co sugeruje działanie wysokiej temperatury połączonej z silną eksplozją. Nie ma wkoło nich zamglenia, które oznaczałoby ucieczkę powietrza. Możliwe zatem, że grodzie skutecznie izolują miejsca zniszczeń. Albo uszkodzenia okazały się fatalne i cały statek został pozbawiony atmosfery.

Nie dostrzegam nigdzie śladów broni ani pokryw, które mogłyby skrywać uzbrojenie.

Skłonny jestem więc przyjąć, że statek ten nie był agresorem. Raczej sam padł ofiarą czyjegoś ataku.

Mimo sporej odległości dzielącej go od Fletchera Prilicla wyczuł, że kapitan dojrzał do podjęcia decyzji.

— Dobrze zatem — powiedział. — Podchodzimy. Proszę nadal wywoływać Terragara.

Chcę wiedzieć, co się tam stało… Maszynownia. Chen, jesteśmy zbyt blisko planety, aby wykonać skok, daj więc maksymalny ciąg na główny napęd. Haslam, bądź gotów do wykonania manewru odwrotu na pierwszy znak jakiegoś wrogiego działania. To ma być naprawdę błyskawiczna reakcja.

— Zrozumiałem — odparł Haslam.

Pokład niemal niewyczuwalnie drgnął pod ich stopami, gdy system kompensacyjny zneutralizował skutki nagłego zwiększenia ciągu. Na ekranie pokazał się ponownie rzeczywisty obraz statków. Rosły teraz powoli, w miarę zbliżania się do nich.

Prilicla opadł na podłogę, złożył skrzydła i podwinął nogi, aby włożyć skafander.

Murchison, Danalta i Naydrad byli już ubrani i z lekkim niepokojem czekali na rozwój wypadków. Empata sprawdził swój zapas powietrza, moduły antygrawitacyjne i silniczki manewrowe, po czym spojrzał na podwładnych.

— Zespół medyczny w gotowości, przyjacielu Fletcher — zameldował. — Samobieżne nosze także.

— Dziękuję, doktorze — odparł kapitan. — Jesteśmy już blisko Terragara.

Prilicla zaczynał się niepokoić. Wprawdzie Rhabwar nie posiadał żadnego uzbrojenia, ale przy jego budowie wykorzystano kadłub ciężkiego krążownika Korpusu Kontroli — jednostki z szerokimi deltoidalnymi skrzydłami pozwalającymi na swobodne wchodzenie w atmosferę planet. Wydawał się przez to nazbyt masywny na tak precyzyjne manewry. Gdyby zderzył się przez nieuwagę z Terragarem, nie doznałby zapewne większych uszkodzeń, ale drugiej jednostce groziłoby nawet naruszenie konstrukcji kadłuba. Bez wątpienia z fatalnym skutkiem dla załogi.

Statek medyczny sam w sobie nie był dobrym narzędziem do ratowania życia.