Выбрать главу

Prilicla nie wyczuł jednak wśród załogi ani śladu niepokoju. Oficerowie zdawali się świetnie wiedzieć, co mają robić. Przysunął się więc do iluminatora i spojrzał na planetę w dole oraz dwa wyraźnie widoczne na tle jasnych chmur statki, a w duchu stwierdził, że jego specjalnością jest medycyna obcych, a nie manewrowanie ciężkimi jednostkami w próżni.

Zastanowił się więc, na jakie nowe istoty tym razem mogą natrafić.

— Obcy statek nadal nie wykazuje żadnej aktywności — zameldował Haslam spokojnie, chociaż podobnie jak wszyscy w centrali odczuwał ulgę, że nie spotkali się z wrogim przyjęciem. — Czujniki wykryły dwa źródła energii w okolicy śródokręcia, ale są zapewne zbyt słabe, aby zasilać systemy uzbrojenia. Poza tym temperatura w środku jest niska. Statek już od kilku dni traci ciepło i wydaje się, że nie zrobiono na nim nic, aby temu zapobiec.

Powiedziałbym, że w tej sytuacji możemy odłożyć jego zbadanie na później.

— Zgadzam się — powiedział kapitan. — Proszę jednak nie spuszczać go z oka. Nigdy nic nie wiadomo. Pokład medyczny?

— Tak, przyjacielu Fletcher.

— Za jedenaście minut znajdziemy się w odległości stu metrów od Terragara i zsynchronizujemy nasze orbity. Wiem, że to daleko, ale proszę chociaż spróbować wychwycić emocjonalną emanację załogi. Jeśli takowa w ogóle się pojawi.

— Oczywiście, przyjacielu Fletcher.

Kapitan również wyglądał na spokojnego, ale musiał być bardzo spięty, inaczej nie poprosiłby bowiem głośno empaty o zrobienie czegoś, co i tak należało do jego obowiązków.

Załoga statku zwiadowczego składała się jednak z Ziemian i mogli być wśród nich nawet przyjaciele Fletchera.

Prilicla wraz z innymi przyglądał się coraz bliższemu Terragarowi. Statek obracał się nieustannie i ciemne okna centrali przemykały przed ich oczami zbyt szybko i pod nazbyt małym kątem, aby udało się im zajrzeć do środka. W pewnej chwili jednak Prilicla dojrzał na pokładzie jakiś ruch.

— Przyjacielu Fletcher — odezwał się natychmiast. — Chyba coś zauważyłem wewnątrz.

Nikt inny niczego nie dostrzegł, bo poznałbym to po zmianie stanu emocjonalnego załogi. Ale choć był to tylko moment, jestem pewien, że zauważyłem twarze, ręce i barki przynajmniej trzech Ziemian. Żyją, ale duża odległość nie pozwala mi wychwycić ich emocji.

— My też niczego nie widzieliśmy, ale nasze zmysły nijak nie mogą się równać z wyposażeniem GLNO. Haslam, włącz emitery wiązki i ustabilizuj Terragara w taki sposób, aby dać nam dobry widok na okna centrali. Potem wystrzel kabel z modułem komunikacji głosowej i przyczep go, tylko ostrożnie, na osłonie centrali. Musimy się dowiedzieć, co tam zaszło i czy potrzebują pomocy medycznej.

Błękitnawe promienie dwóch wiązek skupiły się na rufie i dziobie statku Korpusu, z wolna wyhamowując jego ruch obrotowy. Chwilę później pojawił się trzeci, bardziej skoncentrowany promień prowadzący komunikator, który jednak zatrzymał się w połowie drogi między jednostkami w oczekiwaniu na całkowite ustabilizowanie Terragara. Teraz Prilicla mógł lepiej przyjrzeć się oknom centrali, zanim zniknęła z pola widzenia.

— Przyjacielu Fletcher — odezwał się czym prędzej, wyczuwszy wreszcie coś, co na pewno nie było jego emocjami. — Dostrzegłem czterech członków załogi, czyli wszystkich, którzy powinni znajdować się na pokładzie. Machali do nas i kręcili głowami, co w wypadku waszego typu DBDG jest znakiem przeczenia. Dodatkowo pokazywali wnętrza dłoni, jakby chcieli nas odepchnąć, a jeden wskazywał na zmianę na obcy statek i nasz komunikator.

Ledwie wyczuwam ich emocje, ale jestem pewien, że są znacznie pobudzeni.

— Też ich widziałem — powiedział kapitan. — Nie wyglądają na poważnie rannych.

Ratunek jest o krok i w zasadzie nie powinni mieć powodów do niepokoju, mimo to…

Haslam, czy obcy statek zachowuje się podejrzanie?

— Nie, sir — odparł porucznik. — Można nawet uznać, że leży w dryfie.

Prilicla zamilkł na chwilę, przygotowując się do powiedzenia czegoś, co mogło zostać odczytane jako sprzeciw i wzbudzić przykrą dla niego gniewną reakcję.

— Na razie odebrałem tylko ich ogólne odczucia — zaczął ostrożnie. — Zaburzenia stwarzane przez emocje naszej załogi nie pozwalają mi niczego sprecyzować. Na pewno jednak pobudzenie zaistniało, i to bardzo silne, skoro odebrałem je nawet mimo takiej odległości. Czy mogę o coś prosić?

Kapitan nieco się zirytował, co było typowe dla istoty uważającej, że ktoś wkracza w zakres jej władzy. Szybko jednak się opanował.

— Słucham, doktorze.

— Dziękuję — odparł empata i rozejrzał się po pokładzie, aby uświadomić obecnym, że prośba będzie skierowana również do nich. — Czy mógłby pan polecić swoim podkomendnym, aby spróbowali na jakiś czas wytłumić swoje emocje? Najlepiej, aby postarali się przez chwilę nie myśleć o niczym konkretnym. Chciałbym ustalić dokładniej, co tak zaniepokoiło załogę Terragara. Coś mi się tu bardzo nie podoba, przyjacielu Fletcher.

— Z doświadczenia wiem, że odczucia Prilicli z reguły bywają trafne — szepnęła Murchison, ale niezbyt cicho.

— Tak jak mówi doktor, panowie — stwierdził Fletcher, udając, że nie usłyszał słów pani patolog — macie przestać myśleć. Albo przynajmniej zacząć myśleć jeszcze mniej niż zwykle — dodał z uśmiechem.

Wszyscy obecni na pokładzie wpatrzyli się w ściany, podłogę albo po prostu zamknęli oczy, aby ograniczyć do minimum aktywność korową i towarzyszące jej emocje. Prilicla wiedział najlepiej, jak trudne było to zadanie, i musiał przyznać, że naprawdę się starali.

Centrala Terragara ponownie zniknęła z pola widzenia, ale w wypadku odbioru emocji jego załogi nie miało to już znaczenia. Prilicla nadal wyczuwał napięcie i zagubienie, z początku bardzo słabe, na granicy czytelności, ale w końcu z wolna zaczął wychwytywać szczegóły. Nie były wcale przyjemne.

— Przyjacielu Fletcher — powiedział. — Wyczuwam strach i intensywną chęć sprzeciwienia się czemuś. Skoro odbieram ich na podobny dystans, te emocje muszą być naprawdę silne. Strach wydaje się związany zarówno z obawą o własny los, jak i ogólną sytuacją, najpewniej jakimś czynnikiem zagrażającym życiu innych. Nie jestem telepatą, aby móc określić dokładnie ich intencje, ale powiedziałbym… Proszę, znowu ich widać.

Nie potrafił dostrzec dokładnie ich twarzy, widział jednak wyraźnie, jak otwierali i zamykali usta, machając przy tym rękami. Niekiedy wskazywali na obcy statek, częściej jednak na Rhabwara i unoszący się niedaleko w próżni komunikator. Blade wnętrza ich dłoni stawały się jasnymi plamami, gdy przyciskali je mocno do szyb centrali.

Co chcieli im przekazać?

— Wskazują na obcą jednostkę i na nas — powiedział Prilicla szybko. — Najczęściej jednak na moduł komunikacyjny. Wykonują przy tym gesty, jakby coś odpychali. Ich strach narasta. Jestem pewien, że chcą, abyśmy odlecieli.

— Ale dlaczego, u licha? — mruknął kapitan. — Postradali zmysły? Próbuję tylko ustabilizować ich statek i nawiązać łączność.

— Cokolwiek pan robi, bardzo ich to niepokoi — zauważył zdecydowanie empata. — Chcą, aby pan przestał.

Jeden z gestykulujących załogantów zniknął z pola widzenia. Zanim Prilicla zdążył o tym poinformować, Fletcher znów się odezwał.

— Z całym szacunkiem, doktorze, to, co pan odbiera, nie ma sensu. — Był pewien swego i przemawiał tonem osoby nawykłej do wydawania rozkazów. — Nie będziemy o tym dyskutować, dopóki nie skomunikujemy się z nimi i nie usłyszymy relacji z pierwszej ręki.