Выбрать главу

Przyzwolenie na życie z „boków” pozwalało jako tako funkcjonować księżycowej, zaprojektowanej przy biurku urzędasa, maszynie socjalistycznej gospodarki. Maszynerię społeczną utrzymywało w ruchu co innego. Otóż socjalistyczne państwo nie miało pieniędzy, ale miało władzę. Monopol władzy nad wszystkim, nad każdą dziedziną życia. I tą właśnie władzą korumpowało, cedując ją po odrobinie na swoich obywateli. Każdy mógł zostać przeczołgany przez władzę – ale i prawie każdy, poza tymi stojącymi najniżej, mógł w pewnych określonych okolicznościach przeczołgać kogoś innego.

Nic nie oddaje sprawy lepiej, niż anegdota o Polakach, którzy się za czasów Breżniewa jakimś sposobem znaleźli w Moskwie i usiłowali zjeść obiad w restauracji. Restauracja – puściutka, ale „szatnia obowiązkowa”, a szatniarz, zezłoszczony, że nie okazano mu należytej pokory, oznajmia, że nie ma numerków – i bujaj się. Nie spodobałeś się szatniarzowi, to do knajpy nie wejdziesz, bo ten szatniarz poza tym jest może ostatnim zerem, nikim, każdy sobie może nim wycierać nogi, ale ma od socjalistycznego państwa dane jedno prawo: prawo decydowania, kogo do tej zakichanej restauracji wpuści, a kogo nie!

Słyszałem podobne opowieści w różnych wariantach od niezależnych od siebie osób – a to o etażnoj w hotelu, a to o babie sprawdzającej higienę osobnika usiłującego wejść na basen, i wierzę, że tak się w sowieckim sojuzie żyło, bo przecież te same mechanizmy funkcjonowały i u nas. Kimże była sklepowa w mięsnym? Boginią, do której się łaszono, przynoszono jej bombonierki, a jeśli nie pisano na jej cześć wierszy, to tylko dlatego, że akurat to jej do szczęścia nie było potrzebne. A kimże był hydraulik, skarykaturowany w bodaj najpopularniejszym skeczu peerelu?

Mój stryj pękał kiedyś ze śmiechu (jeszcze jedna scenka zapamiętana z dzieciństwa), opowiadając Ojcu, co był wyczytał w gazetowym artykule jakiegoś pezetpeerowskiego ideologa: że socjalizm powstał nie po to, aby zaspokoić materialne, ale przede wszystkim – duchowe potrzeby klas pracujących! I właśnie z zaspokajania tych potrzeb, a nie zaopatrzenia sklepów, trzeba przodujący ustrój rozliczać!

Było to już w czasie kartek na cukier i sklepów „komercyjnych”, więc trudno się dziwić, że z tej gotowości czerwonego do zaspokajania duchowych potrzeb ludu pracującego miast i wsi mój stryj i Tata zaśmiewali się do rozpuku. Ale jednak, kiedy dziś się nad tym zastanawiam, będący bezpośrednią przyczyną tego śmiechu komuch, którego nazwiska nijak sobie dziś nie umiem przypomnieć, miał rację. Wbrew potocznemu mniemaniu, zaspokojenie potrzeb materialnych nie jest najważniejsze dla oceny systemu przez jego poddanych. Wielu obywateli Zachodu, którzy w ogóle nie potrafią sobie wyobrazić, co to takiego niezaspokojenie potrzeb materialnych, wydaje się pełnych autentycznej nienawiści do swoich państw. Student z Berkeley czy francuski mędrek będą ci z ogniem w oczach wywodzić, że zachodnia demokracja jest gorsza od faszyzmu, kapitalizm gnije i wtrąca w nędzę, a George W. Bush ma na sumieniu straszniejsze zbrodnie niż Hitler. A Białorusin, nawet gdy nie ma w pobliżu rodaka, będzie się upierał, że pod Łukaszenką żyje się jak u Pana Boga za piecem – nie ma wojny, nie ma głodu, jest co wypić, a od święta i kawałek słoniny się na zagrychę znajdzie, czegóż więcej chcieć?

W istocie, siła, z jaką się „realny socjalizm” zakorzenił w umysłach polactwa wzięła się właśnie z zaspokojenia duchowych potrzeb chama. A jakie cham może mieć duchowe potrzeby, spytacie? Ależ ma, cały czas próbuję to wyjaśnić. Ma taką mianowicie potrzebę, żeby czuć nad kimś wyższość. Żeby to, iż się przed kimś musi płaszczyć, móc odreagować na kim innym. I pod tym względem socjalizm stworzył niemal doskonałą konstrukcję społeczną – poza tymi z samej góry i z samego dołu, każdy w mordę brał, ale i każdy w mordę bił. Pomiędzy królem a pariasem rozciągała się ogromna drabina wzajemnych podległości i zobowiązań. Komu się chce, może zaryć w źródłach, przytaszczyć badawczą aparaturę i zabrać się za opisywanie tego systemu, ale prawdę mówiąc – nie warto. Nie warto, bo wszystko na ten temat dawno już powiedzieli historycy badający system feudalny. Bo przecież nie będzie żadnym odkryciem, gdy powiem, że ten idealny ustrój, który z chrzęstem strudzonych zwojów mózgowych zdołali wymyślić Marks, Engels i wszyscy inni święci „materializmu historycznego” nie był niczym innym, niż cofnięciem ludzkości do średniowiecznego feudalizmu.

*

Czemu mnie to tak bardzo irytuje? Z prostej przyczyny: bo społeczeństwo pańszczyźniane jest po prostu organicznie niezdolne do życia w normalnym, uczciwym ustroju gospodarczym. Kiedyś przysiadłem poważniej nad uszczegółowieniem tej tezy i wyłuszczeniem konkretnych przyczyn tej niemożności. Całkiem przypadkiem okazało się, że tych przyczyn jest siedem. Jako forma opisu narzuciło się więc siedem grzechów głównych. I tak to napisałem – siedem grzechów głównych polactwa. Niech mi Czytelnik wybaczy, że się teraz nie oprę pokusie rozbicia zwartej narracji i wepchnę w nią tekst napisany niegdyś osobno, jak samodzielna całość. Potraktujmy go jako po części apendyks, a po części streszczenie tego rozdziału.

Siedem grzechów głównych polactwa

Grzech I: nieuczciwość

Jak się wspomniało, ktokolwiek w Polsce protestuje – a odkąd okazało się, że to zupełnie niczym nie grozi, protestuje się u nas często i z zapałem – skanduje „zło-dzie-je-zło-dzie-je”. Skanduje to, oczywiście, pod adresem „onych”: elit politycznych, władzy czy jakkolwiek ich tam zwać. Powszechność tego oskarżenia, łatwość, z jaką jest ono rzucane, musi budzić podejrzenie, że kryje się za nim jakiś kompleks. I faktycznie się kryje, nie trzeba się chyba długo nad tym głowić.

W tym kraju, gdzie lud tak zawzięcie wyrzuca swoim elitom złodziejstwo, możesz zostać okradziony na każdym kroku. Pomińmy już plagę czujących się całkowicie bezkarnie dresiarzy czy kieszonkowców na ulicach – ponoć rozkwit bandytyzmu miał być nieuniknionym ubocznym skutkiem ustrojowej transformacji (choć osobiście sądzę, że gdyby bandziorowi groziło ze strony policji i sądu cokolwiek więcej niż spisanie danych, aż tak znowu nieuchronne by to nie było). Ale nigdzie w cywilizowanym świecie nie ryzykujesz na stacji benzynowej, że naleją ci do baku benzyny zmieszanej z wodą, lakierem, rozpuszczalnikiem czy jakimiś innymi świństwami. Jeśli przez zapomnienie zostawisz coś na chwilę bez opieki, nie masz po co zawracać. W sklepie czy knajpie bez żenady doliczą ci parę złotych do rachunku i na siedemdziesiąt, osiemdziesiąt procent – są na to dowody w wynikach kolejnych kontroli rozmaitych inspekcji – nie doważą albo wepchną przeterminowany towar, z nabitą fałszywą datą ważności. Na każdym kroku natkniesz się na wyciągniętą po łapówkę rękę, przy czym, podobnie jak na najwyższych szczeblach władzy, dawno już nie ma to nic wspólnego z poczciwym, starym łapownictwem: rzecz jest po prostu wymuszaniem haraczu. Jeśli, dla przykładu, chcesz dostać prawo jazdy, to nie w tym sprawa, że możesz albo uczciwie nauczyć się i zdać egzamin, albo załatwić go sobie za łapówkę. Jeśli łapówki nie dasz, to nie zdasz – będziesz dwanaście, trzynaście razy oblewał manewry, aż w końcu zrozumiesz, jakie w tym kraju rządzą zasady.

Przeczytałem niedawno, że w Jarocinie zamknięto nauczyciela – dostał półtora roku w zawiasach – za wymuszanie łapówek od uczniów. Za zdanie kartkówki pięć dych, za dobry stopień z odpytywania dwie, za trójkę, czwórkę, piątkę czy szóstkę na koniec roku tyle a tyle. Wcale nie wiem, dlaczego go skazano. Przecież on właśnie, a nie kto inny, uczył dzieci prawdziwego życia w Polsce i rządzących nim zasad.

Rzecz nie w tym, że w Polsce są złodzieje. Złodzieje są wszędzie i może są kraje, gdzie jest ich więcej. Ale mało gdzie złodziejstwo cieszy się taką akceptacją i do tego stopnia, jak u nas, uważane jest omalże za przysługujące ubogiemu (a któż się u nas nie uważa za ubogiego?) prawo do poprawienia swego losu. Jeśli milion czy dwa zdrowych byków wyłudza renty, to jasne, że nie może tych rent starczyć dla prawdziwie potrzebujących, jeśli pracujący na czarno wyłudzają świadczenia dla bezrobotnych i zasiłki socjalne, to na pewno nie wystarczy ich dla naprawdę potrzebujących. Ale gniew polactwa nigdy się nie obróci przeciwko tym drobnym złodziejaszkom – zwróci się przeciwko państwu, a zwłaszcza Balcerowiczowi i innym liberałom, przez których nie ma dość pieniędzy na renty i zasiłki dla wszystkich.