Выбрать главу

Znowu uciekam do lasu. Wzięło mnie na kolędy. Fałszuję Lulajże, Jezuniu, przygrywam sobie na sentymentach. Pokraczna polskość, polskatość jak platfus, płask. Nie przyznam się Piotrowi: nagle spodobała mi się Szwecja…

W telewizji świąteczne reklamy: zakupy, prezenty, tradycyjnie filmy Disneya.

Niedługo szwedzkie dzieci będą przekonane, że Boże Narodzenie to urodziny Kaczora Donalda.

Pola z siankiem przy żłóbku, po polsku, Jezu, czy to na pewno to? Nie powiem Pietuszce: „Wiesz, ta przeprowadzka jest po drodze do mojego prawdziwego kraju, naszego… nad Ocean Indyjski, do Australii albo na Polinezję Francuską”.

Nie spakowałby wtedy żadnej walizki, nie wyjechał. Zabrałby mnie do siebie na oddział, gdzie mogłabym mu szczerze wyznać: „W oceanie otwierają się mi skrzela, oddycham. Australia jest olbrzymim, czerwonym wielorybem, śpiewającym swoją pieśń. Słyszę jej tęskny, godowy pomruk, nawołujący z antypodów. Prawdopodobnie to infradźwięki, dryfującej po oceanie. Przenoszone razem z pieśniami wielorybów na tysiące kilometrów, słyszalne w fiordach i mojej głowie”.

9 XII

„Homo sapię” – na dzisiejszym spacerze przed pisaniem do wieczora. Zmęczona, przeglądam gazety z Polski. Literatura wysoka, mówiona i wmówiona, że jest literaturą.

Wieczorem impreza. Urodziny, wyprawiane w wiejskiej chatce. Stroimy się: przymierzam do obskurnych ogrodniczek wyjściowe bluzki. Piotr wyciąga supermarynarkę i czesze włosy grzebieniem zamiast zwyczajowo palcami.

Przed chatką pochodnie, w środku urodzinowa stypa. Wszyscy na czarno, siedzą za stołami w bergmanowskiej zadumie. Usztywnieni prozakiem i rozmiękli alkoholem. Frustracja emigracja. W latach osiemdziesiątych czuli się lepiej w porównaniu z Polską. Teraz ich samochody, domy na kredyt są gorsze od wielu krajowych. Kiepska praca, enklawa, poczucie wyższości nad szwedzkim plebsem i niższości pod miażdżącą nieudaczników szwedzką gospodarką.

Składamy życzenia, uciekamy. Oni muszą zostać – dzieci, zasiłki, przyzwyczajenie… może kiedyś na emeryturze opuszczą tę riwierę dla pingwinów.

10 XII

Eksperyment w łazience – schylam się po upuszczoną nakrętkę od balsamu i… stop. Muszę uklęknąć, przykucnąć, łapiąc równowagę. Nie mogę się już normalnie schylić. Zginając się do ziemi, miażdżę brzuch. Zaglądam, czy widzę jeszcze seksuna spod brzucha – końcówki włosów, nie więcej. Ustalam z Pietuszką podział naszego królestwa: Nie odpowiadam za to, co na ziemi, poniżej kolan. Odkurzę, umyję szczotą podłogę, ale nie schylę się po upuszczone rzeczy. Pietuszka trochę się dziwi, ale abdykuje. Co on może wiedzieć o rosnącej ciąży, wierzy mi na słowo.