– Wiesz, tu wszystko takie… skrzywdzone – mówi już prawie przez sen. – Koślawe. Obtłuczone klatki schodowe, rozwalone windy, brudne ulice. Ludzie też… skrzywdzeni przez los.
– Kredyt, okropne mieć długi.
– Bo nas nie stać na normalność. W Polsce kosztuje nie luksus, ale normalność: ładne mieszkanie w bezpiecznym miejscu, prywatna szkoła dla dziecka, gdzie uczą i nie biją. Widać tu normalność jest luksu: sem. Śpij.
Budzę się o szóstej.
– Co, kredytujesz? – zagaduje też już chyba wyspany Pietuszka.
– Nie myślę o pieniądzach… nie mogę spać.
– Nie codziennie kupuje się mieszkanie.
– Dzisiaj zamawiamy podłogi, kafelki. Tak pomyślałam, że kiedy kończy się słowo, zaczyna się jego sens, wittgensteinowskie, co?
– Nie cierpię Wittgensteina. Dzieńdobro – dobra – noc. Wstajesz?
– Idę na siódmą do Jacka, tutaj na Nowym Mieście, do Dominikanów.
Lubię ten kościół. Białe ściany są śnieżnymi szatami apostołów, słuchających mszy. W gotyckich załamaniach ich fałd jest cisza na modlitwę.
18 I
Dziennikarka podniecona moim stanem odmiennym. Wydaje się, że kompletnie odmiennym od tego, co się może przydarzyć kobiecie.
– Wydawca powiedział o pani ciąży.
– Taak?
– Udzieliłaby pani wywiadu?
– O czym?
– No, jak to o czym… taka niezależna, skandalizująca… i dziecko… to przełom w życiu.
– Co to ma do niezależności? A w ogóle dlaczego pani mówi takim tonem, jakbym była pierwszym facetem, który zaszedł w ciążę? – odkładam słuchawkę.
Ciężarna pornografia. Sensacja.
Nie wierzyłam w starość, że może napaść w jeden dzień, wdrapać się na człowieka jak garb. Niedołężność po chorobie, powoli, niezauważalnie – zwykłe starzenie, tak. A tu hop! Nie mogę się ruszyć. Stoję w olbrzymim magazynie budowlanym i przejście parunastu metrów do Piotra, wybierającego deski na podłogę, jest udręką. Człapię, łapiąc się kranów, cegieł.
– Wziąć cię na ręce? – Pietuszka jest heroiczny. Nie udźwignąłby mnie (nas).
– Lepiej załaduj w wózek – macham nogami, żeby w kręgosłupie skontaktowały nerwy, mięśnie i puścił ten cholerny ucisk. Miednica służy nie tylko do chodzenia. Coś tam się poszerza przed rodzeniem i wyłącza nogi.