Выбрать главу

Jazda do Sztokholmu po dziennikarkę (Małgosię) ze „Stylu”. Długopisem pisze portret, od pierwszej chwili. Ustawianie „realiów” – co z książek, co z życia. Więcej wzdycham, macham łapami, niż mówię. Wieczorem kac, wyplułam z siebie za dużo wspomnień, intymności. Zostaje wstydliwa pustka. Nie da się powiedzieć jednego, przemilczając drugie, życie jest łańcuszkiem (czasem świętego Antoniego, częściej świętego Diabła), nawet jeśli jedne oczka są zasupłane, inne wielkie jak oko opatrzności.

– Tego ci nie wydrukują, zapomnij – przekonuję Małgosię. – Nikt nie chce prawdy, chcą laurkę.

Dopytuje, węszy. Wie dużo więcej, ale musi usłyszeć to ode mnie. Pewne rzeczy nie są publiczne. Przykrywa je warstwa lakieru jak okładki kolorowych pism. Nacisnąć, poskrobać i wyłazi niefotogeniczna prawda o bliźnich.

– Mój mistrz? Pierdnął i się rozpadł. Nazwiska? Nie. Ani to, co piszę, ani co mówię, nie będzie donosem. Najwyżej na mnie samą. Zostaw.

2 II

Do południa poprawianie Polki, po południu Małgosia. Nikt u nas nie bywał codziennie po tyle godzin. Boję się rozkleić i paplać byle co. Chcę jej pomóc dać „mięsa” do reportażu, nie dając głowy i dupy. Z jej pytań zaczynam kumać sens: „Niepokorna pisarka (dekadentka, skandalistka, feministka – wymawiać jednym tchem) zagnieździła się mieszczańsko w Szwecji i dorosła do roli mamuśki”.

Może być, cokolwiek napisze, nie będzie prawdą. Tłumaczę (bronię się?): zawsze kładłam się spać przed dwudziestą czwartą, nie uchlewałam się, nie paliłam. Jaka cyganeria? U mnie od wielu lat podobnie. Teraz dopiero zaczęła się cyganeria – zarwane noce, pomylone pory dnia. Zresztą – co ma wspólnego opis chałupy, obrazków i lasu do tego, co mam w głowie, do książek? Pewnie znowu redakcja „Stylu” dostanie list: „Po waszym artykule przekonałam się, że Gretkowska jest normalna, i sięgłam po jej książkę”. Ogłupianie głupich. Zamiast dawnego imprimatur Kościoła, zezwalającego na czytanie, przylizane artykuły i recenzje po gazetach.

Nad jeziorem słyszę przetaczający się drewniany wóz. Olbrzymi, kołami miażdżący lód. Jezioro puste, niewidzialny wóz zbliża się, najeżdża na mnie. Cofam się z pomostu. Dopiero gdy przejechał, zrozumiałam, że to huk kruszącego się, pękającego lodu. Moja wiara w halucynację.