– Bardzo dobrze! – woła fotografka, która wreszcie zauważyła w mojej lalkowo wypacykowanej twarzy błysk lubieżności.
Przerwa na poprawienie włosów. Mówię Pietuszce, co mi przyszło przed chwilą do głowy. Wiem, niewykonalne, za dużo ludzi w kolejce do kibla.
– Tobie wystarczy obiektyw, długi falliczny obiektyw z cipowatą dziurą soczewki…
– Nie, nie dlatego. Patrzymy na siebie, ja półnaga, i nie możemy się dotknąć… to chyba nazywa się pożądanie.
– Fotogeniczne dziwkarstwo, kochanie.
Na plan wbiega piesek fotografki. Siada dokładnie w miejscu zaznaczonym do pozowania. Wdzięczy się, patrząc w nastawione aparaty.
– Normalka, uwielbia to – fotografką ściąga psiaka z głównego miejsca. – Sunia, do mnie!
– Sunia jest reinkarnacją modelki? – zastanawiam się głośno.
– Nieprawdopodobne. Modelki nie mają jeszcze reinkarnacji. Dopiero się pojawiły z nowymi duszami. Nikt w drugim albo trzecim wcieleniu nie byłby tak narcystyczny – uważa Pietuszka.
Stylistka upina na mnie klamrą za dużą sukienkę. Nagle – trach! Szwy przesuwają się nad brzuch, podskakują.
– Piotr! Zobacz, rusza się! – wołam.
Pola nigdy tak nie rozrabiała. Rozpycha sukienkę, przesuwa klamry. Zakryta spodniami albo kołdrą nie pokazywała, na co ją stać.
Siostra Piotra użyczyła nam miejsca w hotelu asystenckim na Służewcu. Polska inteligencja, żyjąca w betonowych klatkach. Zamurowanych od strony okien nowymi biurowcami. Ostatnia nisza czteroprocentowej warstewki inteligencji na niedouczonym cielsku narodu.
O dziewiątej kładę się, pokonana, spać. Przyjeżdża Beata i zmartwychwstaję. Jedziemy do kina na De Sade’a. Auteille ma maskę człowieka, podobnie jak Gajos czy Kondrat. Może w niej zagrać każdego.
Przestroga boskiego markiza: „I nie miej za dużo dzieci. To psuje sylwetkę, a za dwadzieścia lat będziesz miała osobistego wroga”.
Co we Francji jest zramolałą klasyką, u nas – wstydliwą awangardą, od której czerwienią się profesorowie uniwersytetów.