Nie porównuję swoich palców do tej frankensteinowskiej ręki. Jednak od tygodnia nie są moje. Grube, niesprawne paluchy. Muszę wbijać w nie paznokcie, by coś poczuć. Nie pomagają nocne spacery do kibla po pięć, sześć razy. Palce się „nie odwadniają”. Koniec z malowaniem. Pędzelek wrzyna się w dłoń, zamiast kłaść plamy, podpiera się o jedwab. I na dodatek zsuwają się mi majtki. Krzywizna brzucha przekroczyła krytyczną. Doszyć do majtek szelki? Założyć pantalony pod szyję?
Odkurzam w sypialni reprodukcję Rothko White and Greens in Blue. Zgodnie z jego wolą traktuję obraz jako drzwi, nie dekorację. Omiatam więc ścierką reprodukcję drzwi: zielone i białe prostokąty na niebieskim tle. Rothko malował najbardziej przekonywające Przejście na Drugą Stronę.
„Interesuje mnie wyłącznie wyrażanie elementarnych emocji – pisał – rozpaczy, ekstazy, rezygnacji wobec nieuchronności przeznaczenia, a fakt, iż wiele osób załamuje się i płacze, patrząc na moje obrazy, dowodzi, że udaje mi się te emocje przekazać”.
To prawda, rąbnął mnie boleśnie tymi swoimi abstrakcyjnymi drzwiami obrazów. Są sentymentalne, na ile sentymentalne potrafią być prostokąty barw. Promieniują poezją sztetla, ale nie tak przegadaną i kiczowatą jak chagallowska. (Chagall, Rothko, Soutine uciekli ze wschodnioeuropejskich sztetli na Zachód). Paryż nie zrobił Chagallowi dobrze, mieszając żydowską poetyckość z tamtejszą lekkością. Za dużo u niego latających panien młodych napompowanych francuską miłością. Soutine też uciekł ze swojego białoruskiego sztetla na Zachód. Nie dał się jednak porwać wspomnieniom, dziecinnie kolorującym przeszłość. Trzymał się ziemi, łapiąc za martwe cielska bydła, rozwieszonego w atelier. Pracowicie malował mięso bez osocza poezji i jej słodkawych aluzji, unoszących trupy do raju.
Nowojorski Rothko (Rotkhowitz) jest bliższy przerażonemu tajemnicą życia Soutine’owi niż Chagallowi. Z getta łotewskiej mieściny przeszmuglował się do Ameryki. Wymieszał mistykę chasydów z funkcjonalną geometrią Nowego Świata. Prostokątne drapacze chmur i drewniane chałupki, błyszczące żółtym światłem świec. Przez jego abstrakcyjne, nowoczesne obrazy przeświecają zakurzone okna sztetla, zza których słychać modlitwę i rabinackie pouczenia: „Nie wolno malować ani Boga, ani ludzi”. Dlatego niefiguratywność Rothko jest abstrakcją – nie wiary, lecz jej wyznania.