Выбрать главу

Ciekawe, czy razem ze mną ziewało w kinie – już potrafi (mądrości z podręcznika o ciąży). Miałoby więc całkiem ludzkie odruchy, może dlatego, że zaniknął mu w tym tygodniu ogon. „Czujesz się teraz mniej zmęczona, częściej chodzisz do toalety”. Akurat, mniej zmęczona. Właściwie mogłabym spać w toalecie, żeby nie męczyć się chodzeniem do niej.

Przenoszę się do Beaty. Dziwujemy się moim lekko wypukłym brzuchem i pociemniałymi sutkami. Próbuję jej opowiedzieć, co czuję. Nie da się, nie ma słowników międzygatunkowych. Beata jest normalna, z ludzkim powonieniem, smakiem.

Chce mi ustąpić łóżko. Wolę dmuchany materac, przechowywany dla mnie w szafie. Kładę się, uginając go prawie do podłogi. Nie przewidziałam „istnienia” parkietu. Stary, zdarty, jednak czuję lakier. Muszę mieć teraz, natychmiast, świeże róże do wąchania. One mogą uratować mój nos. Nie perfumy, olejki – najprawdziwsze wilgotne róże.

Beata wyciąga mnie rano za Warszawę, do Jagi.

– Zobaczysz dziewczynę w dziewiątym miesiącu ciąży. Ile ona ma energii, pracowała z nami przy sesji do dwunastej w nocy; strzygła, farbowała i to z jakim wyczuciem.

Jestem zewłok, zaimponuje mi każdy, kto chodzi i mówi. Kupujemy gościniec: w muzeum etnograficznym znajdujemy zielonego, chińskiego smoka. Dwutysięczny jest rokiem Smoka, niech dziecko Jagi ma pamiątkę. Przeglądam książki feng – shui. Trafiam na opisy obrazków: Smok – zielony smok zawieszony we wschodniej części domu – gwarantuje małżeństwo i syna.

– Beata, Jezus Maria.

– Niedobrze ci?

– Masz, czytaj.

– Wiem, wiem, jesteś spod znaku Smoka.

– To magia, najprawdziwsza magia. Zanim pojawiło się Maleństwo, wymalowałam na jedwabiu zielonego Smoka. Wydał mi się za chudy, więc domalowałam mu pełny brzuszek i powiesiłam w kuchni, mamy przecież rok Smoka. Kuchnia jest od wschodu, a smok ewidentnie w ciąży, to przez niego… będę miała syna.

– Nie wydaje ci się, że dziecko powstaje podczas tego… no wiesz, a nie od smoków, pomidorów… – Beata próbuje być pruderyjnie logiczna.

Ha, teoria Beaty to wyłącznie hipoteza. Ludzkie pierdolenie w większości przypadków nie prowadzi do ciąży. Musi być tajemnicza zgoda wszechświata na zaistnienie czegoś nowego. Nawet najmniejszy foton nie lata sobie bez sensu po kosmosie. Ma zaplanowaną najbliższą przyszłość, która stanie się przeszłością innych fotonów, elektronów, cząsteczek i zbudowanych z nich pomidorów. Kosmiczny desant w mojej macicy mógł się pojawić dużo wcześniej albo w ogóle. Został wykalkulowany przez wszechświat, krążące w nim gwiazdy i ułożone z nich horoskopy. Jak do tego się mają przypadek, konieczność i wolna wola?