Siedzimy w samym środku polskiej jesieni przed chatą przemalowaną na hacjendę. Całym bałaganem: gosposią, olbrzymimi psami, córeczką, przekrzykującymi się po hiszpańsku chłopakami, zarządza po królewsku Jaga. „Zaciska” nogi, żeby przenosić dziecko z Panny do Wagi. Uda się jej, tak jak i zapanowanie nad tym chaosem.
Beata dynda w hamaku. My opowiadamy sobie nasze ciężarne przygody. Mdłości od powiewu wiatru, rozstroje humorów i życiowy zamęt: gdzie mieszkać, co dalej? Thomas miał w Santiago salon fryzjerski przy najszykowniejszej ulicy. Czy wytrzyma w Polsce, czy da sobie radę? A mój Pietuszka da się przeflancować z powrotem do Polski?
Thomas z córką Jagi, indiańskim Wenezuelczykiem i Queen of Marmolada pakują się do minibusa po zakupy. W tym towarzystwie tylko dziewczynka mówi po polsku.
– Chcę nowy tornister do szkoły – żąda rezolutnie.
– Ja, el torrrnisterro, sehr gut – notuje Thomas.
Wieczorem namawiam Beatę na wypad do mojego znajomego, L. Błądzimy między Mokotowem a Ursynowem, szukając drogowskazu – kościoła Bernardynów. Zniknął. Dzwonimy do L.
– Gdzie jest kościół?
– Zgasili.
Kościół pochłonęła ciemność – wyłączają nocą oświetlenie.
L. kupił niedawno mieszkanie na nowym osiedlu. Nadal nie ma sąsiadów, oprócz burdelu, który sprowadził się tu pierwszy. Właściciel osiedla po zamknięciu mafii przestał się pojawiać. Puste, nowe bloczki naprzeciwko cmentarza. Od grobów oddziela je niski nasyp. L. wydał na chatę całe oszczędności, uciułane z obrazów. Zastanawiając się, czym spłacić następną ratę, stał zadumany w oknie, oglądając pogrzeb. Ten żałobny widok podsunął mu pomysł, jak żywi mogą zarobić na zmarłych: portrety trumienne!
Zarząd cmentarza pokazał mu asortyment aniołków, gołąbków i krzyży. Portretów trumiennych w Warszawie nie prowadzą. Niech namaluje, to włożą w witryny na Powązkach, Wólce Węglowej. L. jest profesjonalistą, wybrał się więc do Wilanowa podejrzeć technikę sarmackich malowideł trumiennych. Nieco się rozczarował, portrety malowano w pośpiechu, niedokładnie.
– Malarz miał za wzór nieboszczyka, czy pomagał sobie wcześniejszymi portretami zmarłego? – zapytał wilanowską przewodniczkę.