Nie wyrabiam: upał, zmęczenie. Musimy zostać w Nafplion. Piotr poszedł zarezerwować miejsce w Palące. Wraca z niewyraźną miną.
– Najdroższy hotel, sama zobaczysz…
Z pokoju fantastyczny widok na morze, ale w pokoju muzeum Jamesa Bonda w stylu lat sześćdziesiątych. Drewniane kasetony na suficie, ciemna boazeria, zakurzone tapety. Jesteśmy w remeke’u z tamtej epoki i zdaje się, że oddychamy jej powietrzem: nie było tu remontu od czasów wybudowania hotelu. Kładę się na łożu, ostrożnie, zachowuję poziom z obawy, by nie rozpętać znowu nawałnicy w żołądku. Morze jest daleko pod nami, nie czuć go.
Czytamy na zmianę Calasso. Któryś raz, zamiast przewodnika. Z takim samym zachwytem jak kiedyś, w dzieciństwie, Mitologię Parandowskiego. „Zaślubiny Kadmosa z Harmonią” można czytać na okrągło, czy nie inaczej słucha się mitów?
Strona 365: Osłona (…) coś, co ujmuje, owija, otacza – wstążka, taśma, opaska – to najważniejszy przedmiot, jaki napotykamy w Grecji. (…) Osłona oznajmia, że to, co żyje samotnie, nie jest w stanie podołać takiemu istnieniu, że zawsze potrzebuje tego, by przynajmniej było przesłaniane i odsłaniane, by się pojawiło i znikało. To, czego się dokonuje – wtajemniczenie lub zaślubiny, lub ofiarowanie - wymaga osłony, a to dlatego, że wówczas dokonuje się doskonałość, która jest wszystkim, a wszystko zawiera w sobie również osłonę, ten nadmiar, który jest zapachem rzeczy.
Rzeczy nie są skromne, wypinają się każdą stroną, nie zawsze tą pachnącą doskonałością. Na postoju w Arkadii próbuję pstrykać zdjęcia. Nie da się fotografować, trzymając aparat daleko od nosa, a nowiutki canon spocił się plastikowym smrodem. Chowam go szybko do bagażnika, zawijam w koc na wypadek, gdyby się dalej „ulatniał”. Zanim zdążymy wyjechać z zakrętu i zobaczyć stację, wywąchuję benzynę. Psy muszą sobie jakoś inaczej radzić ze światem. Czują mocno zapachy, my widzimy ostro kolory. Mało kto jednak dostaje mdłości, patrząc na odblaskowy fiolet. Bywają tacy, co dobierają sobie dziwaczne kolorki – wystrój Burger Kinga. Dla kolorystycznego wrażliwca dobrowolne wejście do takiego obrzydlistwa musi być równie niezrozumiałe, jak psie praktyki tarzania się w gównie.