– Co mi się stało…? Ja nigdy… co to było?
– Tak bywa w ciąży… Dasz sobie radę.
– Mam tylko ciebie – nie brzmi to jak komplement. – Muszę cię prosić o dzwonienie po głupi bilet, o wizytę u położnej…
– To nasze dziecko.
– Ale ja jestem dorosła…
Co to było? Jednorazowa histeria? Może to jutrzejszy dzień. Zaczynam się łamać, czy iść na badania: igła w brzuch – jeden procent poronień. Do tego zastrzyk z surowicy przeciwko twojej krwi, Maleństwo, a jeżeli moja po ukłuciu dostanie się do twojej? Dziecko z konfliktu Rh, dziecko z wampirycznej wojny o krew.
Dobra mama, trzęsąca się nad bezbronnym Maleństwem, i wyrodna matka, czekająca na wyrok. Nic dziwnego, że prawie sparaliżowało mi twarz – któraś połowa musi się poddać, wypędzić z wrzaskiem drugą. Boję się po ludzku (matka) i zwierzęco (samica, zagryzająca chore potomstwo).
Równanie godne potępienia:
99 procent pewności, że jest zdrowe + 1 procent strachu przed poronieniem, bezmózgowiem, rozszczepieniem kręgosłupa, Downem = 100 procent piekła.
Nie mój dzień. Otwieram drzwi i cofam się, przestraszona napastliwym krakaniem wron. Utytłane w pogrzebowej czerni, rozdziobujące padlinę. Przed sekundą zostawiłam na tarasie zawiązaną torbę ze śmieciami. Przepłoszone wrony leniwie kołują nade mną, odgrażają się gardłowym krra. Zbierając rozwłóczone resztki, pomyślałam o szpitalnych odpadkach, wyżeranych przez szczury. Płodach wrzucanych do kosza.
Oczywiście bajdurzę, ale czasami wróżę sobie z ptaków: z której strony nadlatują, jakie…
Zgłodniałe wrony jesienią? Zimą torby ze śmieciami leżą zapomniane kilka dni, zanim dorwą się do nich ptaki. Albo zima będzie mroźna i nażerają się na zapas… albo…
24 X
Ponury szpital. Twierdza, do której porywają karetkami nieuważnych przechodniów, prosto z ulicy. Albo z domu, bezbronnych, wycieńczonych chorobą. Wchodzimy, jeszcze się waham. Piętro ginekologiczne.
Zobaczę, jak jest… można zrezygnować w ostatnim momencie…
Pielęgniarka przynosi moje papiery. Olbrzymi napis: Rh +.
– Pomyłka – prawie krzyczę. Taki błąd… Partacze, trzeba stąd uciekać. Zostawiliby mnie bez surowicy.
– Nie ma żadnego błędu. Kiedy ostatni raz badałaś grupę krwi? – pielęgniarka jest pewna swego.
– Trzydzieści sześć lat temu, na porodówce. W polskiej książeczce zdrowia napisali wtedy Rh -, po matce.