Gadamy do piątej. Przewracam się z boku na bok, coś bulgocze w brzuchu. Najchętniej położyłabym się na wznak. Podobno jest wtedy ucisk na żyłę brzuszną i mniej tlenu dla dziecka. Przekręcam się na bok – mniej snu dla matki. Dzień po halloween upiorny, sino – niewyspany.
Po domach chodzą dzieciaki w maskach i pytają: Codis? Buss? Jeżeli nie godis (cukierki), to buss (rozróba) i obrzucają jajami. To już nie terror śmierci, ale młodości.
4 XI
Ścięło mnie w południe. Próbuję leżeć przy komputerze, stać. Nie wytrzymuję. Mdłości z nosa, nie z żołądka. Jakby miała lecieć krew zmieszana z wymiotami.
Na ulicy pozostałości po halloween – stare maski, wypalone znicze. Pomiędzy tym kręcą się jehowi. Zaczepiają przechodniów, żerując na Judzkiej paranoi”, że kiedyś się umrze.
Scenariusz Dam polskich idzie scena po scenie. Dwie, trzy dziennie – ideał tempa, bez pośpiechu. Z tyłu niby piekielny anioł stróż ciągle myśclass="underline" „Co z wynikami badań?”
7 XI
Za pomocą feng shui pozbyliśmy się sąsiadów. Mieszkanie nawiedzają tylko w weekendy. Możemy wrzeszczeć i słuchać muzyki. Kochać się w łazience bez zagłuszania bulgotem wody. Wokół absolutna cisza. Ludzie za oknem są niemym kinem: biegają, otwierają usta i nic nie słychać.
Zagapiłam się, postawiłam filiżankę w powietrzu. Chwilę zawisła, nie dowierzając, że można ją, kruchą krewną Rosenthalów, tak brutalnie potraktować. Zemdlała z wrażenia, zrobiła się jeszcze przezroczystsza i rozsypała w porcelanowy proch.
Minęły dwa tygodnie. List ze szpitala. Otwieram ostrożnie, na pewno nic złego, zawiadomiliby wcześniej… Moje nienajczystsze sumienie w białej kopercie.
Ze strachu fotografuję całą stronę jednym spojrzeniem: Down – nie, inne schorzenia – nie.
Zdrowe! „Płeć dziecka będzie znana 10 XI. Telefon kontaktowy…”
– Piotr, list ze szpitala… – budzę go.
– W porządku? Wiedziałem – spokojnie zasypia.
Biegnę do lasu. Świergolę z ostatnimi ptakami. Przemawiam do brzucha, przepraszam… Bezładnie wywijam rękami, powtarzając figury tai – chi. Nie mogę się skupić, zamiast harmonijnie ćwiczyć, tańczę z radości.
Pijany mózg wyświetla halucynację: na polanie pojawia się skośnooki mnich buddyjski. Idzie w moją stronę. Piotr miał chyba rację, mówiąc, że Maleństwo jest zemstą Tybetu (ziołowe tabletki na „raka”, które brałam w lipcu od dalekowschodnich uzdrowicieli z Warszawy).