2. Kochaj bliźniego swego jak siebie samego Jestem na tyle sobą, że wystarczy, by zostać ekshibicjonistką. Półnagi facet w parku, rozchylający płaszcz dla przygodnej publiczności, obnaża siebie. Gdyby czerpał przyjemność (dla niektórych jest ona podnieceniem, dla innych pieniądzem) z pokazywania kogoś innego, byłby alfonsem, menedżerem lub impresariem. Pisarz jest ekshibicjonistą, nawet jeśli tworzy sobie ze wstydu lub talentu zasłony innych postaci. Zdziera z siebie i bliźnich skórę, skalpy myśli, by uszyć zgrabną powieść. Niby perwersyjny doktor Hannibal z Milczenia owiec. Kto nie jest takim zboczeńcem? Może Czesław Miłosz. Nobliście wolno już odsłaniać swoją intymność, delektować się sukcesami i błędami, pokazywać półnagą duszę. On jest już na Parnasie, między zabalsamowanymi na wieczność. Pomnik do podziwiania, a nie sadomasochistyczny peepshow do podglądania.
PS. Koło mojego domu jest wiele jezior, ale od jednego z nich wyczuwam specjalną sympatię, więc nazwałam je Jeziorem, Które Mnie Lubi. Codziennie wpatruję się w jego toń odbijającą moją twarz. Być może dlatego tak je lubię, a ono mnie? Niestety, przez pół roku jest zamarznięte i nic nie widać. Gdyby Narcyz żył jak ja koło zimnego Sztokholmu, to wpatrując się w swoje odbicie, zostałby prędzej bałwanem niż kwiatem.
3. Nie zabijaj
Jestem niekulturalna. Nie chodzę do teatru, mimo że moimi przyjaciółmi są reżyserzy teatralni. Przynajmniej jest jasne – spotykam się z nimi nie dla ich sztuki czy prestiżu. Teatr mnie nudzi. Z kinem to co innego. Budzi skrajne emocje. Kiedy pracowałam dla Żuławskiego, chciał mnie zabić. Ale i tak miałam szczęście, że to on mnie. W tandemie scenarzysta – reżyser z reguły ktoś kogoś chce wykończyć (dla dobra sztuki) i mordercą zostaje ten bardziej sfrustrowany.