4. Nie pożądaj
Zazdroszczę Seinfeldowi. Ten grzech podpada bardziej pod paragraf Pycha niż Zazdrość, bo jak można porównywać się z Seinfeldem, zarabiającym milion zielonych za jeden odcinek serialu? Nie chcę powiedzieć, że pod wpływem tej zazdrości rzuciłam się do pisania Miasteczka dla TVN – u. Po prostu w mojej karierze pisarza gminnego (gmina Warszawa Centrum) dostałam zamówienie na serial. Czemu by nie spróbować? Zabawiać się konwencją, zobaczyć produkcję tasiemca od kuchni? Robiłam w fabule, w teatrze telewizji, warto spróbować czegoś nowego. Uwielbiam seriale, jest w nich coś z powieści w odcinkach, jaką zaczytywali się nasi dziadkowie. Kronika obyczajów, marzeń i kiczu. Serial Seinfelda (nadawany na odkodowanym Canal+) jest genialny, bo śmieszny. Potwornie, przewrotnie śmieszny. O wiele łatwiej pisać tragedie, gdyż są wszędzie zrozumiałe i można je puszczać bez dubbingu. Każdego wzruszy krzywda sierotki, pogrzeb bohatera. Tragedie, jak dwie ostatnie wojny, są światowe, dowcipy lokalne albo środowiskowe. Seinfeld uprawia absolutne mistrzostwo komedii i zaśmiewa się z nim i z niego cały świat. Wszyscy natomiast niemal wyśmiewają 13. Posterunek. Moja rodzina uważa, że oglądanie tego – to dziwactwo, znajomi, że perwersja. Z małoletnim siostrzeńcem zamykamy się w pokoju i rechoczemy, bo 13. Posterunek to współczesna wersja komedii dell’arte (Kasia – Kolombina, Czarek – raz Pantalone, raz Arlekin) dla maluczkich – Siostrzeniec ma dziesięć lat, ja trzy razy więcej, ale do maluczkich należy Królestwo Boże i zniżki szkolne.
5. Nie kradnij
Ten grzech w filmie dotyczy głównie kręcących całym interesem – czyli producentów. Są to najbarwniejsze postacie kina. Łączą w sobie talenty nie do pogodzenia: zmysł interesu, wyczucie artystyczne, improwizacje i żelazny budżet. Nie spotkałam dotychczas producenta, który by mnie oszukał. Ale wiele razy miałam wrażenie, że moje honorarium będzie tylko honorowym uściśnięciem dłoni, bo interes splajtuje. Kiedyś w ostatnim momencie (zanim producent zniknął w areszcie) dostałam wypłatę w ciemnej sali kinowej na jakiejś szykownej premierze. Zwitek banknotów podanych pod fotelem. Liczyłam pieniądze (zgadzało się co do grosza) w świetle lampki komórkowca. Producent nie jest banalnym bankierem, nie wypłaca w okienku. Jeżeli już musi zapłacić, robi to z fantazją. Na przykład firma Skorpion przyniosła do domu zaliczkę i chcąc się upewnić co do mojej tożsamości, przepytała mi ojca ze znaków zodiaku najbliższej rodziny. Co tam numery dowodów osobistych, ludzie ze Skorpiona szukają ludzi z Koziorożca i Barana. Oczywiście producenci nie odwlekają wypłat z wyrachowania albo skąpstwa. Obracając potężnymi pieniędzmi, sami miewają potężne, bankruckie wpadki. Szwajcarski producent Szamanki jeszcze przed rozpoczęciem zdjęć próbował pożyczyć ode mnie parę złotych na zapłacenie rachunku hotelowego z Bristolu. Nie miał akurat drobnych ani grubszych, zablokowanych gdzieś na szwajcarskich kontach. Sądzę, że producenci powinni robić filmy o sobie, skoro już za nie płacą. Ich przygody i kombinacje są ciekawsze od Matńksa czy innego filmu akcji, nagrodzonego Oskarami za efekty specjalne.