31 XI
Czegoś mi się od rana chce… Zaglądam do szafek kuchennych. Nie… nie jestem głodna. Wanilia… rumowy zapach do ciast. Otwieram buteleczkę… napiłabym się i zagryzła rum wanilią… Olśnienie. Chce mi się perfum! Biegnę do łazienki. Otwieram flakony. Znowu czuję zwykłe zapachy! Nie haratają mi nosa, nie wykręcają w mdłościach. Oddycham z ulgą, zaciągam się pachnącym powietrzem. Węsząca samica zdechła. Pojawiła się kobieta, nacierająca kropelką perfum szyję i włosy.
Wróżymy z wosku. Pietuszce ulepił się dom z kominem i dymkiem, do tego klucze typu Yale. Z drugiej strony cień pokazał całującą się parę i dziecko w beciku. Czego to wyobraźnia (dom), pewność (dziecko) nie wyrzeźbi. Mnie wyszło najpierw idealne koło. Znak damskiej toalety? Polałam znowu i smok albo ktoś w czapce.
Pociągnęliśmy potem po karcie tarota. Przedziwne: oboje mieliśmy asa mieczy, co zgodnie z porzekadłem „na dwoje babka wróżyła” (dialektyczna wykładnia zabobonu) oznacza odwagę i wiarę we własne siły albo kłótnie w małżeństwie.
Pod poduszkę nie wkładam lusterka, żeby się przyśnił ten wybrany. Z wybranym położyłam się wcześniej do łóżka. Zalety miłości oralnej dla ciężarnych: objęta za ramiona udami, leżę wygodnie na plecach. Patrzymy sobie w oczy, niekoniecznie w narządy, i nie muszę ruszać głową, wystarczy językiem.
1 XII
Banalna data. Czarna – widzę liczby w kolorach i jedynka jest ciemna. Rzymskie dwanaście – gruda z szarością. Piszę do popołudnia dialogi Miasteczka. Zanim skończę – zmierzch. Truchtem po lesie, załapać się na mętne światło.
Z przyjemnością stoję nad kuchnią, symfonia na cztery palniki. Nonszalancja sukcesu: sos holenderski wreszcie się ściął, zostawiony samemu sobie, porzucony. Bez trzepania, chuchania. Może tajemniczy składnik zapomnienia? Kurczący pozostawioną w samotności materię ze strachu albo z żalu?
Słuchając przy gotowaniu głośno czytającego Pietuszki, nie mam poczucia marnowania czasu. Nie rozgotowuję go w zupie, nie zawijam w klopsiki. Dzisiaj czytanie o ptaszkach: odkryto, że śni się im śpiewanie. Czy to nie piękne? Żadne koty, węże. Zwykłe trele – - morele, wyuczone na pamięć we śnie.
– Pola też się teraz uczy, od tatusia, będę czytał głośniej. Godzina dziennie Patricka White’a i muzyki hinduskiej.